O shit matherfucker

107 6 0
                                    

Zszedłem z motoru. Chłopaki też. Wpatrywaliśmy się w budynek z szczerą nienawiścią. Ktokolwiek tam jest, zabrał mojego Nata. Mojego kochanego Nathaniela. Spojrzałem na resztę chłopaków. Mieli równie zacięte miny, co ja. Drzwi otworzyły się, a mi włosy stanęły dęba.
*
Ku zaskoczeniu moich nowych znajomych (i pulpeta) wyszedłem w szybkim tempie na dwór. Stanąłem jak wryty. Już dorośli...Tak szybko. Zmienili się w tym czasie. Po chwili poczułem na sobie ciężar pięciu szczekających osób. Zaśmiałem się cicho. Odsunęli się odemnie .
- I!!!
Heh. Mój rudzielec. Oczy mu się świeciły , policzki były różowe. Z rezydencji wyszło kilku gapiów. Na moje nieszczęście, w tym Shaker i Jeffi. Rudy znów mnie przytulił. Tylko tym razem mnie namiętnie pocałował. Oho...  wpadłeś chłopie. Wpadłeś i to po same uszy. A nawet głębiej. Usłyszałem jęk Jeffa. Delikatnie go od siebie odsunąłem.
- Boże ludziu jak ja Cię tęskniłem!
Zaśmiałem się.
- Rudzielec się
stęsknił.Ciekawe...Cześka cześć chłopaki. Normalnie Potter był by dumny! Kilka dni i gwardia gotowa!
Chłopcy zaczęli się śmiać.
- Matheo! Bracie! Jak to się stało, że jeszcze żeś ich jadem nie zapluł?
Chłopak przewrócił oczami z hamskim uśmiechem.
- A wiesz...magia...
- Lean?
Nastolatek obdarzył mnie spojrzeniem swoich piwnych oczu.
- Gdzie zgubiłeś warkocze?
Szatyn podszedł do mnie i trzepnął mnie w łeb.
- Szty mendo niedoruchana...
- Tak, tak, Lenuś, ja Ciebie też.
Uśmiechnąłem się wrednie i mrugnąłem do niego.
- E, bezimienny. Kto to?
Odwrociłem się w stronę Kaspra.
- Karzełku. To moja ekipa. Lean, Kris, Matheo, Mike, no i oczywiście Timothy.
Uśmiechnąłem się do mojego Rudzielca.
- A właśnie, Rudziku, ściąłeś włosy?
Kiwnął głową. Miał krótsze włosy niż ostatnio.
- A co te ćwoki tu robią?
Spojrzałem na Puppetera. Jak to wyglancowane coś w poszarpanych łachach śmie nazywać moich przyjaciół i mojego kochanego Rudzika ćwokami?!?!
- E, wyświechtana szara dziurwo, zamkij krzywą jape!
Tia...Kris...
- Właśnie! Jesteśmy po przyjaciela.
Matheo...
- I nie wyzywaj nas od ćwoków cwelu zajebany!
Wow. Wow!!! Moja ruda kruszyna się denerwuje. Wow!
- Ehehej Rudziku...spokojnie. Pulpet tak już ma...tego nie przegadasz...
Zaczęliśmy się w szóstkę śmiać. Heh..jak za dawnych, dobrych czasów. Mój Rudzielec kochany rzucił mi się na placy i zaczął mnie dusić.
- Mamciemamciemamcie. I już nieeeeee pu-uszcze!!!
Parsknąłem i przerzuciłem go sobie przez kark, przez co wylądował tyłem do mnie, przedemną, na kolanach. Wstał i zaczął z  siebie strzepywać brud, a po chwili sokczył na niego Matheo i obaj wylądowali na ziemi. Reszta też się na nich rzuciła. Przyłożyłem dłoń do czoła, pocierając skroń. Patrzyłem na nich jak na bandę idiotów i chichotałem pod nosem.
- Zabierają Cię?
Spojrzałem na Jeffa...I uśmiech zszedł mi z twarzy. On...ryczy...Moja bezduszna bestia ryczy... Ojejkuś...rzygam tęczą....
- E, Jeffi...
Podszedłem do niego i spojrzałem mu w oczy. Podniosłem jego podbródek i uśmiechnąłem się delikatnie. Ten zarzucił mi ręce na szyję i namiętnie mnie pocałował. Zaskoczony, odwzajemniłem pocałunek. I to był duuuży błąd.
*
Zobaczyłem, jak to oszpecone coś całuje mojego Nikusia!!! Rzuciłem się na niego. Wylądowaliśmy na ziemi. Chłopak ewidentnie się zdziwił. Zacząłem go bić. Z całej siły waliłem pięściami w jego już przekrwioną twarz. Szybko wrócił do siebie I zaczęliśmy się zawzajem okładać.
- Jeffi...
Chłopak nie zareagował na spokojny, acz stanowczy ton ciemnowłosego.
- Timothy...
Nie chciałem . Nie chciałem. Ale musiałem. Nie mogłem go nie posłuchać. To mój Nati...
-Tim...
Oderwałem się od czarnowłosego i stanąłem przy nim. Miałem roztrzepane włosy, z nosa ściekała mi dość gęsta krew. Stanąłem przed nim i pochyliłem głowę. Przytulił mnie i pocałował we włosy,  a ja się popłakałem.
- Aj...Rudzielcu...nie rycz.
Oderwał mnie od siebie i uśmiechnął się uroczo. Odwzajemniłem uśmiech.
- Ale wiesz, że nie możesz tak po prostu odejść?
Spojrzałem na chłopaka w czerni. A. Pulpet, tak? Heh. Zmierzyłem go wściekłym wzrokiem.
- Slendermann tak łatwo Cię nie puści. Za dużo wiesz. Za dużo widziałeś.
Spojrzałem na mojego psiapsi. Zaciskał szczękę i patrzył po kolei na każdego z nich. A ja zrozumiałem. On się do nich przywiązał.
-?
Mruknął w odpowiedzi i zwrócił w moją stronę swoje srebrzyste spojrzenie. Patrzyłem na niego smutno.
- On jest nasz. On nie jedzie, my będziemy was nawiedzać.
Spojrzałem na Matheo , który hardo patrzył w złote oczy tego kolesia. Kiwnąłem głową, a chłopaki powtórzyli mój gest. Jak by nie patrzył, przyjaźń jest wieczna...

Chorzy Psychicznie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz