Ah...niech żyje logika!

178 7 2
                                    

Patrzyłem na scenę przedemną z niesmakiem.
- Kiedy ten idiota się nie boi!
Czarny darł się do kumpla w bandanie na ustach i goglach na włosach. Timy, Tomy, Tony? Coś koło tego.
- To po co go porwałeś?
Widzę ,że mamy to samo...
- Bo miał się bać!
Jack.........Jace.........Jude..........
- Może by go zwerbować?
Tym razem odezwał się gościu , który wcześniej paradował w białej masce. Nie pytajta o imię. Nie pamiętam.
- Pojebało Cię!?! To moja ofiara!
Chłopak w białej bluzie zrobił desperacki gest w moją stronę.
Jimmy....John....Jeremy......
- Jeśli jeszcze go nie zabiłeś to in tak tego nie zrobisz. A jeśli się nie boi, może być przydatny.
Spojrzałem na całą zgromadzoną ekipę, potem na tego durnia.
- No chyba Cię coś boli.
Spojrzał na mnie, unosząc brwi. A...no tak...ma nóż...Ups...
- TERAZ ROZUMIESZ O CO MI CHODZI???
Ciemniakowi się włączył bulwers....Jess......Jasper...?
- Oh sory jak mi przykro?
Mówiłem już że na drugie mam sarkazm? Nie? Sorka, musiałem przeoczyć.
- WEŹ SIĘ ZAMKNIJ!!!
Jeff!!!
- Nope.
- MORDA!
Przewróciłem oczami.
- On nie może do nas dołączyć!
- Tim ma rację.
Do pokoju wszedł chłopak....weszło coś trudnego do opisania. Czarne oczy, szara skóra, długi język i jasne włosy.
Przyjrzał mi się czarnymi paczałami, po czym zaśmiał się szaleńczo.
-Jestem Kasper.
Uniosłem brew.
- A ja CziCzi. Miło poznać.
- CziCzi?
Spojrzeli na mnie ze zdziwionymi minami.
- WIDZISZ!?!?
Jeffi zrobił się czerwony na twarzy. Jeffi...
- Ależ Jeffi spokojnie, nie bulwersuj się bo Ci żyłka pęknie...
Nastolatek zmróżył jedno oko.
- Nie. Mów. Do. Mnie. JEFFI!!!
Tera już nie wytrzymałem. Wpadłem w niekontrolowany śmiech.
*
Mike stał przedemną, oparty o czerwonego crossa. Szare włosy miał wygolone z jednej strony. Sinoniebieskie oczy patrzyły poważnie na spanikowane twarze. Kris chodził w kółko i klnął pod nosem. Ten z kolei miał niebieską kitkę i jasnobrązowe oczy. Lean i Matheo obmyślali strategię. Narazie nie mówiliśmy nic rodzicom Nata. Ja osobiście jestem spanikowany jak nigdy. Boję się. Nie wiem co z nim będzie. Nie wiem, gdzie mój Nati...
*
Lewo. Przód. Drzwi. W las. Przed siebie. Omiń drzewo... Dobra. Dalej. Po łuku. Wracaj. Omiń to przeklęte drzewo...Kto to tu postawił? Mniejsza. Drzwi. Przód. Prawo. Jestem. Dobra.
- Szybki jesteś.
Obejrzałem się przez ramię na chłopaka. Tim, tak? Chyba tak.
- Wiem.
Wróciłem i siadłem na łóżko.
- Po co wyszedłeś?
-Pobiegać.
Chłopak zmarszczył brwi.
- Tak o, pobiegać?
- Yhm. Nie lubię siedzieć w miejscu.
Nastolatek potarł się po karku.
- Nadał byś się na Proxy...
Przekrzywiłem głowę.
- Oke....
Do pokoju - bo jakże by inaczej - wparował Jeff.
- Siema Jeffi. Co tam na froncie?
Brew zaczęła mu drgać. To chyba nie za dobrze... że się powtórzę : Ups...
- Tim. Toby Cię szuka.
Chłopak wzruszył ramionami i wyszedł. Ja zostałem sam na sam z tą krwiożerczą bestią.
- Więc. Jak się nazywasz?
Znów spojrzałem na chłopaka posiadającego trzy szare komórki w tym dwie opuchnięte, trzecią w trakcie wyprowadzki.
- Mówiłem już, że to nie ważne.
Wykorzystując swój urok osobisty, uśmiechnąłem się delikatnie i spuściłem wzrok. Wyczułem zaskoczenie ze strony chłopaka.
- W porządku?
Znów na niego spojrzałem i pokiwałem głową. Poczułem, że moje policzki się rumienią. A to nowość...ciekawe...Później się tym zajmę. Nastolatek usiadł przedemną i położył mi dwa palce pod brodą.
- Urocze....Zły chłopiec się rumieni...
Przymróżyłem oczy.
- Bywa.
Po chwili - ku mojemu zdziwieniu - poczułem na ustach ciepłe wargi. Logigczne chyba czyje. Nastolatek całował mnie delikatnie i powoli, jakby czekał na jakieś pozwolenie. I właśnie w tym momecie moje bariery poleciały w taką dużą dziurwę. A luj...raz się żyje. Odwzajemniłem jego pocałunek. Położyłem mu dłonie na zakrwawionej bluzie. Pod materiałem dało się wyczuć zarys mięśni. Ja , ze względu na dodatkowe zmysły, wyczułem też ból zadany zarówno ranami, jak i słowami . Czarnowłosy przyciągnął mnie do siebie, łapiąc mnie dłońmi w tali. Jęknąłem mu cicho w usta.
- Nie zostaniesz Proxy...nie oddam Cię im....
*
Razem z Krisem i Matheo postanowiliśmy sprawdzić las. Może leży gdzieś nietomny? Lean i Mike patrolwali okolice na crossach, od czasu do czasu zatrzymując się i sprawdzając niektóre miejsca pieszo. Matheo, ze swoim wężowatym ozorem, co chwila paplał do telefonu jakąś wiązankę. Chodziliśmy od świtu. Już zmierzcha. Dalej nic. Jest ciemno jak w dupie ( idąc za przysłowiem "u murzyna" , ale nie bądźmy rasistami, czy biała czy czarna - dupa to dupa, tam zawsze jest ciemno) . Przechodząc obok kolejnego równie dużego drzewa co pozostałe kilkaset poprzednich, usłyszałem wiązankę ze strony Matheo. Ewidentnie jednak nie była ona skierowana do telefonu. Znając życie drze się na Krisa...

Chorzy Psychicznie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz