4. date

2.4K 206 81
                                    

Pierwszy raz w życiu przepracowałam cały tydzień, jeszcze z nadgodzinami i to dało się mojemu organizmowi we znaki. W piątek po powrocie do domu, natychmiast się położyłam i zasnęłam. Niestety dzisiejszego dnia nie dane mi było długo pospać, bo na jedenastą byłam umówiona na tą kawę z Nico. Miło było wyjść z domu, ale nie podoba mi się, że musiałam opuszczać swoje łóżko o tak wczesnej porze. Jestem pewna, że ono też za mną tęskni. Brunet łapie u mnie dużego minusa, bo jest już pięć minut po umówionej godzinie, a ja siedzę sama przy stoliku, bo jaśnie pan się spóźnia. Te pięć minut mogłam dodatkowo spędzić w łóżku, a rano to jak skarb.

— Cześć. — chłopak w końcu pojawia się i przytula mnie na powitanie — Przepraszam za spóźnienie, straszne korki na mieście.

— Dlatego ja stawiam na moje nogi.

— Niestety nie mam tak blisko do tej kawiarni co ty, a to tutaj serwują najlepszą kawę w mieście.

— Ja mam nadzieje. — przecieram swoją twarz delikatnie, starając się nie rozmazać lekkiego makijażu, który zrobiłam na szybko przed wyjściem — Jest tak rano, że ja potrzebuje z dwóch czarnych, żeby zacząć normalnie fukncjonować.

— Jest jedenasta, Malia. — śmieje się unosząc brwi.

— Jedenasta. W sobotę. Gdy ja odsypiam cały tydzień. Potrzebuje minimum dwanaście godzin snu, a przez Ciebie miałam ich tylko dziewięć.

Chłopak przygląda mi się z delikatnym uśmiechem na ustach, który ukazuje te jego urocze dołeczki. Robi to tak intensywnie, że mam wrażenie iż mam coś na twarzy. Patrzę na niego pytająco na co on się tylko śmieje.

— Czyli rozumiem, że dla Ciebie dwie czarne? — pyta. Kiwam głową twierdząco, a Nico idzie zamówić. Po chwili wraca z trzema kawami w swoich rękach. — Nie pojmuje jak możesz pić gorzką.

— Ja sama w sobie jestem wystarczająco słodka, nie potrzebuje kawy. — żartuje.

— Nie ośmiele się zaprzeczyć.

Po spędzeniu i przegadaniu paru godzin z Nico, stwierdzam że jest on naprawdę w porządku. Po wieczorze spędzonym w barze wydawał się takim typowym podrywaczem, ale teraz mam okazje poznać go lepiej. Okazuje się nawet, że lubi czytać książki przez co nawiązuje się między nami dyskusja o naszych ulubionych kryminałach. Nie zdaje sobie nawet sprawy z tego jak szybko czas leci. Dopiero dźwięk mojego telefonu przywraca mnie do rzeczywistości. Widząc na wyświetlaczu zdjęcie mojego taty wzdycham cicho i odrzucam połączenie. Nie jestem jeszcze gotowa na tę rozmowę.

— Możesz odebrać. — słyszę głos swojego towarzysza.

— To nic ważnego. — stwierdzam i chowam telefon do kieszeni — Chyba czas się zbierać. — mówię patrząc na godzinę. Jest już po piętnastej.

— Gdzieś Ci się śpieszy? — pyta podnosząc się z krzesła.

— Mam trochę rzeczy do roboty w domu. Pranie i te sprawy.

— Nie dość że ładna, zabawna, mądra to jeszcze wykonuje swoje obowiązki. Masz w ogóle jakieś wady?

— Tak. Nie działają na mnie tandetne teksty. — wytykam mu język śmiejąc się.

Chłopak planuje jechać samochodem, ale ja nie chce sobie odpuścić spaceru. Nico upiera się, że w takim razie mnie odprowadzi, a ja nie mam zamiaru się sprzeciwiać. Droga mija nam zadziwiająco szybko.

— Wiesz... — zaczyna brunet, gdy stajemy pod blokiem — Jutro jest ten mecz o którym gadaliśmy z Andim. Powinnaś iść z nami.

— Nie chce wam przeszkadzać. To pewnie męski wypad. A poza tym bilety pewnie też nie są tanie. — opieram się o ścianę przygryzając nerwowo wargę. Tak naprawdę bardzo bym chciała iść, ale nie mogę sobie pozwolić na koszty.

— Andreas ma z nimi układy i wchodzimy za darmo. — chłopak porusza brwiami — Wiesz. W końcu mistrz olimpijski i te sprawy.

— Taaa. — śmieje się cicho — Do dzisiaj pamiętam jak wylewałam mnóstwo łez z dumy.

— To ty go już wtedy znałaś? — unosi brwi — Myślałem że poznaliście się parę tygodni temu.

— To trochę skomplikowane. — wywracam oczami — Tak poznaliśmy, poznaliśmy się dopiero niedawno. Pierwszy raz zamieniliśmy parę słów w Wiśle w zeszłym roku, ale on mnie nie pamięta. A ja go znam i lubię od paru dobrych lat. Wierna ze mnie kibicka.

— Chyba nie taka wierna skoro nie piszczysz na jego widok.

— Bo ja mu kibicuje, a nie wzdycham jak do Boga. No i może jeszcze trochę podziwiam. — wracam myślami do tego ile czasu spędziłam na tumblru oglądając zdjęcia skoczków —  Ale wciąż mam mózg. — dodaje na swoją obronę.

— Czyli jak zamienie się w zombie to będę wiedział u kogo szukać pożywienia. — mówi. Wale go w ramię śmiejąc się. — To pójdziesz z nami jutro?

— Jeżeli chłopakom to nie będzie przeszkadzało to chętnie.

— Czyli jesteśmy umówieni. — uśmiecha się szeroko — Do zobaczenia jutro, Malia. — przytula mnie na pożegnanie.

— Do jutra, Nico.

Po wejściu do mieszkania próbuje się przemknąć do swojego pokoju, jednak zostaje mi to uniemożliwione przez moją rodzicielkę.

— Dlaczego nie wróciłaś na obiad?

— Zasiedziałam się z kolegą. Poza tym nie jestem głodna. — odpowiadam. Mam nadzieję, że w końcu da mi spokój.

— A co dzisiaj jadłaś? — pyta. Przysięgam, ta obsesja moich rodziców na temat tego, żebym jadła wystarczająco doprowadzi mnie kiedyś do szału. Mam prawie dwadzieścia lat, a nie dwa miesiące. Potrafię zadbać o ich długi to umiem też się najeść.

— Jadłam dosyć sporo ciasta w kawiarni. — kłamię — Jestem najedzona, spokojnie.

Kobieta posyła mi spojrzenie mówiące, że nie do końca mi wierzy, ale odpuszcza kwestie jedzenia.

— Masz jakieś plany na jutro? Chcielibyśmy zabrać Ciebie i Klarę na wspólny obiad.

Patrzę na nią unosząc brwi i naprawdę mocno muszę się powstrzymywać, żeby nie parsknąć smiechem. Co ta kobieta sobie wyobraża?

— I co? Może będziemy się bawić w jedną wielką rodzinkę? Po moim trupie.

— Powinnaś być milsza dla swojej mamy. — nagle w salonie pojawia się Klara. Jej pojawienie uświadamia mi, że cały czas z rodzicielka rozmawiałyśmy po niemiecku, co mnie trochę niepokoi. Jeszcze parę lat temu nienawidziłam tego języka, a teraz używam go nawet gdy spokojnie mogę rozmawiać po polsku.

— Dzięki za radę, ale sama wiem jak mam postępować ze swoją matką. — krzyżuje ręce, uśmiecham się do niej sztucznie a następnie wracam wzrokiem na sylwetkę blondynki stojącej przede mną — Nawet jeżeli bardzo bym chciała uczestniczyć w tym jakże cudownym obiedzie to niestety nie mogę, bo jestem umówiona na mecz.

— Jaki mecz? — ponownie wtrąca się szatynka.

— Bayernu z Fortuną Düsseldorf. Grają o Puchar Niemiec, ale ty i tak pewnie nie wiesz co to jest. Zadowolona?

— Ten mecz na który idzie Andreas? — pyta dziewczyna kompletnie ignorując moje wcześniejsze słowa.

— Tak. Zaprosił mnie tam na randkę. Stwierdził, że piłka nożna jest czymś co oboje kochamy więc to świetny pomysł. — mówię próbując się nie roześmiać. Na twarzy dziewczyny tworzą się te małe zmarszczki przy oczach, którę mogę zaobserwować za każdym razem gdy jest zła. Czyli bardzo często ostatnimi czasy.

— Kłamiesz. — syczy, jednak w jej oczach zauważam niepokój. Widzę, że zaufanie w ich związku to podstawa.

— Boże, oczywiście że kłamie. Nie wiem za jak wielką sukę mnie masz, ale ja chłopaków innym nie zabieram. — wywracam oczami i idę do swojego pokoju.

_______________

bo podobała mi się wasza aktywność więc wiecie co robić

die sorge | a. wellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz