— Nie idziesz dzisiaj do pracy? — słyszę głos swojej matki, gdy wchodzę rano do kuchni.— Nie. Rzuciłam ją. — oznajmiam wsypując płatki do miski.
Słyszę jak kobieta upuszcza do zlewu sztućce, które obecnie myje. Czyżby ktoś się martwił, że nie spłace jej długów?
— Spokojnie, ja jak coś obiecuje to dotrzymuje słowa. — uśmiecham się do niej sztucznie — Nie dopuszczę do tego, żeby Paweł za was płacił.
— Więc dlaczego rzuciłaś? — pyta wracając do mycia naczyń.
— Przyjaciel zaproponował mi coś inego. — nie chce jej informować o szczegółach. Niech Klara jej o tym powie, bo jestem pewna że ona już wie. Oczywiście nie o wszystkim, ale na pewno o tym, że będę opiekować się Evą.
— Malia, ale nie wplątasz się w żadne podejrzane interesy? — patrzy na mnie intenstywnie.
— Co ty, mój diler mówi że w paczkach, które mam dostarczać nie ma nic podejrzanego. — śmieje się.
Nie wiem czego oczekiwała. Zadała głupie pytanie to dostała głupią odpowiedź. Nie widziała mnie od wielu lat, ptaktycznie mnie nie zna, ale mieszkam już u niej od kilku tygodni, więc powinna wiedzieć, że nie jestem taka głupia. Jakiś mały głos w głowie mówi mi, że może by wiedziała, gdybym opuściła mur, którym się otaczam przy każdej rozmowie z nią i spędzała z nią więcej czasu, ale skutecznie go ignoruje. Ta kobieta na to nie zasłużyła, nieważne jak bardzo teraz się stara.
— Nawet tak nie żartuj...
— Będę się zbierać. Ten diler już na mnie czeka. — puszczam jej oko i śmiejąc się wychodzę z kuchni.
Dojechanie do miejsca, którego adres wysłał mi Andreas okazuje się trudniejsze niż myślałam. Dom ten znajduje się na obrzeżach miasta przez co muszę skorzystać z paru autobusów. Ku zdziwieniu siebie i całego świata udaje mi się nie zgubić i po niecałych dwóch godzinach docieram na miejsce. Jestem spóźniona w pierwszy dzień. Świetnie.
— Dzień dobry. Jestem Malia. — witam się, gdy drzwi otwiera mi starsza brunetka.
— Ah tak. — kobieta przeciera ręką twarz. Widać, że jest bardzo zmęczona. — Claudia. Andi mówił, że przyjdziesz pomóc. — wpuszcza mnie do środka.
— Malia! — słyszę radosny głos pięciolatki i czuje jej ramiona oplatające mnie w pasie jeszcze zanim porządnie przekroczę próg — Chodź, pokaże Ci moją kolejkce samochodów!
— Eva, pani dopiero przyszła. Daj jej chwilę spokoju. — czarnowłosa uspokaja dziewczynkę — Kawy, herbaty?
— Nie, dziękuje. — kręcę głową — Właściwie to jest taka ładna pogoda, że pomyślałam, żeby zabrać Eve na jakiś pobliski plac zabaw. Nie ma Pani nic przeciwko?
— Ależ skąd. Przynajmniej będę miała chwilę ciszy w domu, bo z tym małym stworem do niemożliwe.
Docieramy na miejsce dosyć szybko, bo nasz cel znajduje się tylko kilka ulic dalej. Serce mi się cieszy, gdy widzę jaka szczęśliwa jest Eva podczas zabawy. Dziewczynka ma dopiero pięć lat, a już musi przeżywać ciężką chorobę matki, więc każdy jej uśmiech jest jak skarb.
— To Pani córka? — dziewczyna, na oko parę lat starsza ode mnie, siada po mojej prawej stronie.
— Nie. Jestem tylko jej opiekunką.
— To najwidoczniej wczuwa się Pani w swoją pracę, bo wzroku nie może Pani od niej oderwać. — śmieje się.
— Zawsze miałam słabość do dzieci. — wyciągam do niej rękę — Malia jestem.