- Sto lat, sto lat, niech żyje żyje nam!
Nie wiem które z nich wpadło na ten genialny pomysł obudzenia mnie wtargnięciem do pokoju z małym toetem, jednocześnie kalecząc polski próbując śpiewać tą nieszczęsną urodzinową piosenkę, ale ta osoba jest cholernym debilem. Mi się snu nie przerywa, zwłaszcza w wolną niedziele. Chce już ich wszystkich zacząć przeklinać, ale moje plany zmienia pojawienie się w pokoju kolejnej osoby. Nie byle jakiej osoby, lecz samego Andreasa Wellingera z tym swoim nieszczęsnym uśmiechem na ustach. Chwilę zajmuje mi dojście do siebie, ale gdy wraca do mnie zdrowy rozsądek, szybko zakrywam twarz poduszką. Przecież dopiero się obudziłam, wyglądam zapewne jak siedem nieszczęść. Jak blondyn zobaczy mnie w takim stanie to zapewne ucieknie na drugi koniec kraju z krzykiem. On ze mną nie mieszka i nie widuje mnie w takim stanie codziennie. Nie jest przyzwyczajony. Nie chce, żeby mu oczy wypaliło.
- Idźcie sobie stąd. - jęcze w poduszkę.
Odpowiada mi tylko śmiech mojej matki. No fajnie kobieto, grabisz sobie w tym momencie bardziej niż przez ostatnie pięć lat.
- Będziemy czekać ze śniadaniem w kuchni, ogarnij się i przyjdź. - informuje mnie Klara.
Normalnie bym ich wszystkich zlała, bo nie uśmiecha mi się udawanie szczęśliwej rodzinki, ale obecność pewnego blondyna mnie do tego zniechęca. Jego towarzystwa sobie nie odpuszczę, nawet jeżeli chwilę później będę musiała zaliczyć bliskie spotkanie z toaletą, bo zachce mi się wymiotować od ilości słodkości jaką mi z Klarą zafundują.
Miałaś widywać go jak najrzadziej, idiotko.
Miałam też zacząć codziennie rano biegać, a jakoś nic z tego nie wyszło. Doprowadzam się w miarę szybko do porządku. Najwięcej czasu zajmuje mi malowanie się, bo decyduje się dzisiaj na ciemniejsze cienie i staram się je naprawdę dobrze nałożyć. Jak szaleć to szaleć, codziennie się urodzin przecież nie ma. Gdy w końcu pachnąca i ładna docieram do salonu, zastaje wszystkich wesoło gaworzących przy stole.
- Królowa angielska przyjeżdża? - pytam, widząc jak wiele jedzenia pezygotowali.
- Nie, ale dzisiejsza księżniczka właśnie przyszła. - odpowiada Richard.
Parskam śmiechem i zajmuje jedyne wolne miejsce przy stole, które akurat trafia się koło Andreasa. To wciąż przypadek czy już przeznaczenie?
- Gdybym ja miała być księżniczką to monarchia by upadła. - stwierdzam rozglądająć się za czymś do jedzenia.
Nakładam sobie dwa jajka i kawałek chleba. Jestem głodna, ale to mi musi wystarczyć, bo wieczorem mam zamiar wypić trochę alkoholu, a on ma mnóstwo kalorii. Nie chce skończyć jak beczka. Śniadanie mija nam w bardzo miłej, ku moim zaskoczeniu atmosferze. Może dlatego, że większą jego część spędzam rozmawiając z Wellingerem niż przejmując się tą pseudo rodziną.
Przestań być taka oczywista, bo Klara się czegoś domyśli.
- Mamy coś dla Ciebie. - oznajmia szatynka, gdy wszyscy kończą spożywać posiłek.
Unosze brwi zaskoczona. Nie spodziewałam się, że cokolwiek mi kupią. W mojej rodzinie raczej nigdy nie kupowało się prezentów.
- Właściwie to zaczne od tego. - mówi Wellinger, wyciągając kartkę z uroczymi rysunkami, ewidentnie narysowanymi przez dziecko - Eva nie mogła dzisiaj przyjść, ale kazała Ci to przekazać.
Oglądam laurkę z każdej strony, uśmiechając się szeroko. Gdy dostrzegam napis "Kocham Cię - Eva" miękne i czuje łzy w swoich oczach. Ta dziewczynka jest przekochana.
- Jest piękna. - stwierdzam, wciąż nie odrywając wzroku od laurki - Podziękuje małej jutro.
- Właściwie to nie. Masz jutro wolne, mała jest poza miastem. - oznajmia blondyn.
Jestem lekko tym zdziwiona, ale nie chce naciskać, bo domyślam się, że chodzi o coś związanego z jej matką, więc uśmiecham się i kiwam głową na znak, że rozumiem.
- Przynajmniej możemy dzisiaj zabalować. - proponuje szatynka, jednak ja krzywie się na ten pomysł, bo pamiętam jak skończyło się moje ostatnie imprezowanie.
- Ty masz jutro wykłady, młoda damo. - Richard informuje swoją córkę.
- Dzięki za przypomnienie, tato. - Klara wywraca oczami - Dobra, Andi. Powiedz o naszym drugim prezencie. W końcu po coś tu przyszedłeś z samego rana.
- Właściwie to nie jest rzecz materialna, ale... - blondyn przerywa na chwilę by stworzyć napięcie i uśmiecha się, wciąż nie odrywając ode mnie wzroku - W przyszły weekend, jak już pewnie wiesz, zaczyna się Letnie Grand Prix w skokach. Chciałbym, żebyś w ramach prezentu pojechała ze mną i chłopakami do Wisły.
- Żartujesz? - siedzę przed nim zszokowana, oczekując na jakikolwiek znak, że mnie po prostu wkręca. To zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe..
- Nie. - kręci głową - Gadałem nawet z trenerem. Zgodził się, żebyś jechała z nami. Ma się te przywileje. - uśmiecha się głupio.
Jestem taka szczęśliwa, że nawet nie panuje nad tym co robię. Rzucam się chłopakowi na szyję, zamykam oczy i powtarzam bez przerwy przez parę sekund "dziękuje". Taki wyjazd jest jak spełnienie marzeń, będę miała szansę zobaczyć całe zawody od kulis. Gdy chwila euforii mija, uświadamiam sobie co zrobiłam, przez co czuje jak do moich policzków napływa krew. Moje serce nie przestaje jednak bić niesamowicie szybko, bo wciąż jestem za blisko Andreasa. Przeklęta miłość.
Gdy się w końcu odsuwam, spoglądam na wszystkich przy stole. Klara nie ma zbyt zadowolonej miny, jakby była zazdrosna, a przecież nie ma nawet o co, bo Andi mnie nigdy nie pokocha.
- Nie wiem kto na to wpadł, ale naprawdę wam wszystkim dziękuje. - uśmiecham się szeroko - To najlepszy prezent urodzinowy jaki kiedykolwiek w swoim życiu dostałam.
- Jakie masz plany na dzisiaj? - mama zmienia temat.
- Bo ja wiem. Może pogadam z przyjaciółką na wideorozmowie albo coś obejrze. - wzruszam ramionami.
- Żartujesz sobie, prawda? - Andreas patrzy się na mnie tak, jakbym mu właśnie przed chwilą powiedziała, że ziemia jest tak naprawdę płaska i mam na to dowody.
- Nooo... Nie? - opieram rękę o stół - To nie tak, że mam tu setkę znajomych. Moja jedyna koleżanka musi się zajmować synem, więc nie ma szans, żeby ze mną gdziekolwiek wyszła.
- Ale masz przecież nas. - Klara puszcza mi oko.
Wciąż jej nie ufam. Wydaje się wręcz za miła, a ja nie mogę się pozbyć z głowy tych wszystkich wrednych rzeczy, które mówiła i robiła. Niby przeprosiła, ale skąd ja mam wiedzieć, że mówiła szczerze i tak naprawdę nie ma mnie zamiaru wywieźć do lasu przy najbliższej okazji i tam poćwiartować?
- Właśnie. Możemy wyskoczyć do jakiegoś klubu czy baru. Zaprosi się Adama, ewentualnie chłopaków z kadry. Oni wszyscy Cię lubią.
Po ostatnim spotkaniu ze Stephanem mam nieco inne zdanie, ale nie protestuje. Zamiast tego kiwam głową na znak, że się zgadzam i myślę o tym co założe na dzisiejszy wieczór.
Tylko się nie upij, Malia. Tylko się nie upij.
_________________
mam nadzieję, że docenicie to jak szybko jest ten rozdział dużą ilością konentarzy i gwiazdek
a i jeżeli chcecie się pobawić w coś takkego jak pytania do bohaterów to możecie je zadawać i jeżeli będzie ich dużo to zrobie specjalną część na odpowiedzi a jeżeli nie to odpowiedzi będą pod następnym rozdziałem