2. Dziwak za dziwakiem

1.2K 145 68
                                    


Kolejny mój dzień na uczelni rozpoczynały ćwiczenia z filozofii. Całe szczęście, tym razem mogłem zostać w łóżku trochę dłużej niż wczoraj, więc kiedy szedłem na przystanek, nie nawiedzały mnie mordercze myśli w kierunku ludzi, których spotykałem. Co więcej – udało mi się w miarę wyspać, dlatego poranek (albo wczesne popołudnie, jak kto woli) mógłbym zaliczyć do udanych. Zamiast zniszczonej pięćdziesiątki dwójki, nadjechała pachnąca nowością osiemnastka, którą również mogłem dojechać na kampus. Zapowiadał się naprawdę dobry dzień.

„Na razie dopiero zacząłem studia" – odpisałem Łukaszowi, kiedy już znalazłem się w tramwaju i przycupnąłem na siedzeniu. Od wczorajszego wieczora rozmowa jako-tako nam się kleiła (a to nowość, nie? Rozmowa na Grindrze!) i ani razu jeszcze nie zeszła na tematy seksu. Tak po prostu gadaliśmy o życiu, o planach (których ja raczej nie miałem), o jego pracy, no i moich studiach. Nie miałem pojęcia, co z tego wyniknie, ale Łukasz wydawał się sympatyczny, więc postanowiłem pociągnąć to dalej.

Tramwaj zatrzymał się na kolejnym przystanku. Momentalnie podniosłem głowę, taksując wzrokiem ludzi, którzy właśnie wchodzili do pojazdu. Ani śladu Okularnika. Oczywiście nie żebym miał nadzieję go zobaczyć. Po prostu warto czasem się rozejrzeć, w razie gdybym miał znów zostać obwąchany.

Nowiutka osiemnastka pomknęła dalej, prawie w ogóle nie trzęsąc się na boki, a ja wróciłem spojrzeniem do telefonu, czekając na odpowiedź Łukasza. Ta, jak się okazało, nadeszła niemal od razu.

„Co ty na to, żeby zmienić trochę formę gadania? Fejs albo SMS-y?"

Wstrzymałem na moment powietrze. Chciałem zmieniać formę? W końcu na Grindrze wiadomo, o co chodzi, nie trzeba doprecyzowywać, jaki charakter powinniśmy nadać rozmowie.

Nim cokolwiek odpisałem, przeczytałem jego wiadomość jeszcze kilka razy, aż osiemnastka dojechała na mój pechowy Ruczaj, przy którym mieścił się kampus Uniwersytetu Jagiellońskiego. Cały czas zastanawiając się, czy chcę podawać nieznajomemu gościowi moje dane, szedłem ku rozpadającemu się w oczach budynkowi. Nie spoglądając nawet na inne wydziały i już nie użalając się nad moim cudownym kierunkiem, dotarłem pod drzwi.

– Wiktor! – usłyszałem z boku znajomy już, dość irytujący głos. Obejrzałem się przez ramię, na pulchniutką Elkę idącą w moją stronę. – Dzisiaj długi dzień, co? – zapytała wesoło, a ja wymusiłem uśmiech, wciąż mając gdzieś z tyłu głowy swoją błyskotliwą myśl o znalezieniu łosia od notatek.

– Niestety, ale jakoś wytrwamy – powiedziałem, niczym dżentelmen przytrzymując Elce drzwi i przepuszczając ją do środka.

– Masz teraz antropologię czy filozofię? – zapytała ciekawie, kiedy już znaleźliśmy się w śmierdzącym środkami do czyszczenia holu.

– Z tego co wyczytałem na USOSie, filozofię – rzuciłem krótko, dostrzegając wśród kręcących się na wydziale ludzi osoby z naszego roku.

– Ach, ja mam na nazwisko Andrzejewska, więc wrzucili mnie na antropologię. Że też musieli lecieć alfabetycznie – burknęła z niezadowoleniem, patrząc jeszcze na mnie jakoś tak tęsknie.

– Powiesz mi później, co było na tej antropologii. Jakby kiedyś zrobili jakieś kolosy, możemy wymienić info odnośnie pytań – pocieszyłem ją, ubierając dawno już zapomnianą maskę całkiem towarzyskiego gościa. Wiedziałem jednak, że na długo jej nie utrzymam – po prostu naprawdę nie lubię ludzi.

– Pewnie – powiedziała z zadowoleniem i kiwnęła głową, po czym wskazała na drzwi do sali. Już z daleka rozpoznałem jedną ze stojących tam dziewczyn. Różowe włosy rzucały się w oczy. Odetchnąłem z ulgą, bo wyglądało na to, że nie będę ani z Elką, ani z Andżeliką w grupie. – To ja tutaj – rzuciła, a Andżelika pomachała mi na powitanie. Uśmiechnąłem się lekko, kiwnąłem w jej stronę głową, po czym odwróciłem się i mijając uczelniany sklepik z ksero, ruszyłem na poszukiwania mojej sali. Nie błądziłem zbyt długo, już po chwili dojrzałem kilka znajomych twarzy na tyłach wąskiego korytarza. Może i wczoraj nie zawarłem zbyt wielu znajomości, ale dzięki fotograficznej pamięci, połowę już bardzo dobrze kojarzyłem. Na przykład laskę, która teraz opierała się o ścianę, żując ostentacyjnie gumę i wklepując coś w telefon – ten wielki nos i grube (zapewne dorysowywane, bo przecież taka dzisiaj moda) brwi skojarzyłbym wszędzie. Trochę dalej, tyłem do mnie, stała grupka osób, rozmawiając o czymś żywo, ale już z daleka mogłem zaryzykować, że to moi przyszli znajomi ze studiów. No, to trzeba zrobić dobre wrażenie, notatki same się nie załatwią, pomyślałem, przywołując na twarz uprzejmy wyraz, który jednak momentalnie z niej zniknął. Wystarczyło tylko, że znalazłem się bliżej, a już dostrzegłem, kto znajdował się w samym środku energicznie dyskutującej grupki. I wbrew pozorom, ta osoba ani trochę nie wyglądała na zainteresowaną rozmową.

Co z Oliwerem nie tak? | bxb | - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz