Leżeliśmy na łóżku. Moim, bo było znacznie szersze niż to w pokoju gościnnym. Gdzieś na podłodze walał się karton z resztkami niedojedzonej pizzy, a na stoliku obok stały szklanki z niedopitą colą (mama naprawdę by nas zabiła, gdyby zobaczyła co zjedliśmy i wypiliśmy na kolację).
– Więc... – zacząłem i przewróciłem się na bok, podpierając głowę na ręce. Oliwer popatrzył na mnie uważnie, a ja musiałem szybko odegnać od siebie sprośne myśli. Co jak co, ale znajdywaliśmy się przecież w łóżku, moglibyśmy naprawdę dobrze wykorzystać ostatnią wspólną noc... Ale nie byłem potworem. Oliwer jeszcze niedawno nie mógł sam dojść do toalety, wciskanie mu rąk pod ubranie byłoby więc przejawem wyjątkowego sadyzmu. – O co chodzi z tymi dwoma matkami, co? – zapytałem w końcu.
– No, mam dwie matki. – Wow. Błyskotliwa odpowiedź.
Przewróciłem oczami.
– To już wiem. Ale która jest twoja... i dlaczego masz je dwie?
– Obie są moje. – Oliwer zamrugał, kompletnie nie łapiąc, o co mi chodzi. Sapnąłem z irytacją, już wiedząc, dlaczego tak długo odwlekałem tę rozmowę. Najprawdopodobniej podskórnie czułem, że nie będzie należała do najłatwiejszych. Zresztą, jak wszystko co tyczyło się Oliwera.
– Okej, ale która cię urodziła?
– A czy to ważne? – On naprawdę nie łapał. Dobry Boże, w którego nawet nie wierzę, czemu pokarałeś mnie tak tępym chłopakiem?
– No raczej ważne, nie?
– Obie mnie wychowywały.
– Ale tylko jedna jest twoją prawdziwą matką. Tylko jedna mogła cię urodzić. – O dziwo mówiłem całkiem spokojnie. Cierpliwość nigdy nie była moją mocną stroną, ale chyba przy Oliwerze będę musiał się jej nauczyć.
– Jagoda – powiedział po chwili. – Ale to naprawdę nie ma znaczenia – dodał z uporem godnym dziecka, na co ja tylko westchnąłem. Chyba nie zrozumiem sposobu myślenia tych całych... zmiennokształtnych.
– I to dla ciebie normalne? Że twój ojciec ma dwie baby? I dla nich to też normalne? – zapytałem, wciąż ciągnąc ten temat.
Oliwer wzruszył ramionami, a później poprawił okulary, które zdążyły się przekrzywić na nosie. Tylko gdzieniegdzie na ciele zostały mu blade zasinienia po wypadku, a wszystkie zadrapania, jakich nabawił się na twarzy, zdążyły już się zagoić. Gdyby więc teraz na niego spojrzeć, nikt nie mógłby odgadnąć, że jeszcze kilka dni temu był w naprawdę poważnym stanie.
– Nie żyjemy w monogamii – odpowiedział swoim cichym, monotonnym głosem. – Mamy w sobie też krew wilka, a one żyją przecież w stadach. Nasza rodzina i tak jest dość mała.
Z ust wyrwało mi się parsknięcie. Oliwer posłał mi zdziwione spojrzenie.
– Wasi... rodzice – zawahałem się – mają ósemkę dzieci, tak?
Oliwer kiwnął głową.
– To raczej nie jest mała rodzina – parsknąłem.
– Wujek ma cztery su... kobiety. – Jęknąłem cierpiętniczo, sam nie wiedząc czym bardziej zaskoczony. Tym, że Oliwer chciał nazwać partnerki wujka sukami, czy może przez ich ilość. To, cholera jasna, nie było normalne! To było kurewsko popieprzone! Wszystko, co tyczyło się Oliwera, było popieprzone! Normalny człowiek dawno już by zwiał!
Podniosłem się do siadu, zupełnie jakbym nie mógł przetrawić tych wszystkich informacji na leżąco. Zaraz jednak zdałem sobie sprawę, że zmiana pozycji w niczym nie pomagała, bo dalej miałem do czynienia z wilkołakami i ich pokręconym światem.
CZYTASZ
Co z Oliwerem nie tak? | bxb | - zakończone
Roman d'amourWiktor jest zwykłym chłopakiem - ani przystojny, ani szczególnie inteligentny, a w dodatku malkontent. Nie udało mu się spełnić oczekiwań rodziców, wyniki maturalne przekreśliły plany o przejęciu przez syna gabinetu weterynaryjnego i, ku ich rozpacz...