– To co każdy inny tutaj – odparł, taksując mnie tymi swoimi zielonymi ślepiami tak uważnie, jakby doszukiwał się jakiegoś brudu na moim ciele. Momentalnie przypomniałem sobie scenę – o ironio – również z toalety, kiedy Oliwer bezprecedensowo stwierdził, że śmierdzę.
Czyli że co? Powtórka z rozrywki? Znowu mu trąciłem, czy jak? Chociaż teraz, fakt, miałem do tego prawo, przecież wlałem w siebie masę alkoholu, do tego tańczyłem, a w klubie panowała duchota; to wszystko nie sprzyjało utrzymaniu przyjemnego zapachu. Powstrzymałem się jednak od obwąchania samego siebie, to już byłaby totalna porażka.
– Śledzisz mnie? – zapytałem podejrzliwie, marszcząc brwi.
– Nie – odparł krótko, a w międzyczasie drzwi od toalety wreszcie się otworzyły. I tak jak chuda dziewczyna z początku kolejki mówiła – rzeczywiście z ubikacji wyszło dwóch facetów.
– Kibel jest od srania, a nie od pieprzenia się! – zakrzyknęła za nimi wulgarnie, po czym sama zaraz zniknęła w pomieszczeniu. To rzuciło małe światełko na moją przykrą sytuację z Oliwerem, może nie będę musiał tak długo czekać na swoją kolej, a tym samym skazywać się na towarzystwo tego dziwaka.
W pewnym momencie Oliwer jakby nigdy nic odwrócił się, dając mi ewidentny znak, że ma mnie gdzieś. Normalnie pewnie bym to zignorował, ba!, nawet cieszył się z jego braku dążenia do interakcji. Niestety, w tamtym momencie byłem pijany, a pijani ludzie, jak powszechnie wiadomo, nie zawsze działają „normalnie".
– I co? Teraz będziesz mnie ignorować? – fuknąłem niczym urażona królowa Angielska.
Obejrzał się przez ramię, posyłając mi zdezorientowane spojrzenie, a ja zdałem sobie sprawę, że nie podzielał mojego stanu upojenia. Wydawał się całkiem trzeźwy.
– Nie tego chciałeś?
No przecież, że chciałem! Cały czas chodziło mi głównie o to, żeby Okularnik trzymał się ode mnie z daleka!
– Nie, kiedy wprowadzasz dziwną atmosferę na uczelni – nieudolnie spróbowałem z tego wybrnąć. – Wszyscy widzą, że między nami jest kwas.
Oliwer milczał przez chwilę, znów łypiąc na mnie tymi swoimi ślepiami, od których nie mogłem oderwać wzroku. Nie minęło parę sekund, a mój pijacki mózg zmienił tory myślenia i ani się obejrzałem, a zacząłem żywo zastanawiać się nad prawdziwością koloru jego oczu.
– To soczewki, nie? – palnąłem mimowolnie.
Skonfundowany Oliwer zamrugał, nie nadążając za moim rozumowaniem. Przez moment miałem wrażenie, jakby znów usiłował coś wywęszyć, ale równie dobrze mogło mi się wydawać. Miejsce toalet było zaciemnione, a ja też w tamtej chwili nie należałem do najlepszych obserwatorów.
– Dużo wypiłeś – to nie było pytanie. – Myślałem, że nie obchodzi cię, co myślą ludzie na roku. Nie lubisz ich.
– I ciebie też nie lubię – dodałem, jakby nie zdążył tego zauważyć i wtedy po raz pierwszy zobaczyłem, jak ten wiecznie ultra-poważny i ultra-posępny dziwak się uśmiecha. Urocza twarz, zupełnie nie pasująca do korpulentnego ciała, w jednej chwili nabrała bardziej czarującego wyrazu.
– Zdążyłem zauważyć.
W międzyczasie kolejka znów przesunęła się do przodu i od toalety dzieliły mnie już tylko dwie osoby – Oliwer oraz jakiś chłopak.
– Ale jakoś będę musiał cię zdzierżyć, mamy razem prezentację na filozofię – burknąłem, opierając się, w moim mniemaniu, nonszalancko o ścianę. W rzeczywistości wyglądałem pewnie tak, jakbym za parę chwil miał pod nią sczeznąć.
CZYTASZ
Co z Oliwerem nie tak? | bxb | - zakończone
RomanceWiktor jest zwykłym chłopakiem - ani przystojny, ani szczególnie inteligentny, a w dodatku malkontent. Nie udało mu się spełnić oczekiwań rodziców, wyniki maturalne przekreśliły plany o przejęciu przez syna gabinetu weterynaryjnego i, ku ich rozpacz...