Odwracam się i widzę ogromny, kamienny budynek, trochę przypomina mi pałac gangu, w którym mieszkała Rose i jej ojciec. Otoczony kratami z kolczatką u góry, na dodatek pod napięciem. Brama jest strzeżona przez kilku strażników.
I wtedy widzę Annę. Tuż za nią stoi Bryan. Trącam Zoe w bok i wskazuję wzrokiem naszych przyjaciół. Idą w naszą stronę, delikatnie skręcając z kursu. Stoimy z pięcioma wielkimi samochodami. Finnick i Frank patrzą na mnie wymownie. Mija chwila i już wiem co robić.
Dzieje się to trzy sekundy, ale całe życie przelatuje mi przed oczami. Frank wali kolanem w plecy strażnika. Wypuszcza broń na ziemię, łapię ją i w oka mgnieniu celuje prosto w jego głowę. Muszę stać bokiem, bo wciąż mam związane nadgarstki, jakimś drażniącym sznurkiem. Chyba zbrakło kajdanek. Strażnik unosi ręce. Zoe zwołuje ręką Annę i Bryana. Pędzą ku nam. Finnick wyciąga z tyłu swoich spodni nuż i nie mija chwila, kiedy wszyscy jesteśmy rozwiązani. Potem podcina strażnikowi gardło, żeby jego śmierć nie była zbyt głośna. Tygrys, który siedział z nami w aucie patrzy na nas błagalnie. Przechodzimy po sobie wzrokiem porozumiewawczo. Finnick rozwiązuje mu ręce, po czym przyciąga go za koszulkę do siebie.
- Robisz teraz, to co karzemy, zrozumiano? – Tygrys jest od niego cztery razy większy, ale nie zdziwiłbym się, gdyby Finnick wygrał z nim na rękę. Wielkolud kiwa głową. Jest dobrze zbudowany, ma zielone oczy, trochę mniej intensywne niż ja.
Biegniemy pędem wzdłuż siatki kolczastej, na prawo od wejścia. Przed nami rozciąga się gęsty las, więc bez namysłu rozbiegamy się między drzewami. Palą mnie wszystkie mięśnie, dawno tak szybko nie biegłem. Staram się oddychać równo, ale słyszę strzał. Odwracam się gwałtownie.
- Stać! – Strażnik wrzeszczy i kilkakrotnie strzela w naszą stronę.
Ktoś upada. Zerkam przez ramię, ale się nie zatrzymuję, co jest lekko samolubne. Na szczęście to tylko ten tygrys. Spoglądam w bok i widzę Zoe, dotrzymuje mi kroku. Jest równie wyczerpana co ja. Przed nami Bryan i Anna przyspieszają, przez co instynktownie my też przyspieszamy. Zgubiłem wzrokiem Franka i Finnicka, ale słyszę ich głosy kilka metrów za mną.
Kiedy tracimy już siły zatrzymuje nas stara stacja metra. Opustoszała i zarośnięta, jak w jakimś filmie. Wchodzimy na peron i padamy na ziemię. Wszyscy dyszymy. Wszyscy żyjemy.
- Pociąg jedzie do miasta. Mniej więcej o wpół do piątej rano. – Finnick dyszy, chociaż Frank trzymał go na barkach. – Wiem, bo jeździłem nim z Bryanem.
- Chcemy jechać do miasta? – Pytam i odwracam się na brzuch. Zimna podłoga, obrośnięta gdzieniegdzie mchem studzi moje ciepłe ciało. Wycieram pot z czoła.
- Nie mam pomysłów. – Anna siada na drewnianej, zeschniętej ławeczce.
- Lepiej do miasta niż tam. – Bryan ledwie unosi rękę. – Tam jest totalna masakra. Jak jechaliśmy tam z ziołami jakieś obce zwierzęta trzy razy próbowały nas napaść. Strażnicy przeszukiwali każdego, tam jest po prostu trzy razy gorzej niż w Zwierzogrodzie.
- Musimy wrócić do mojej matki. Pewnie umiera ze strachu. – Siadam obok Anny.
- Przeczekamy noc i pojedziemy, tak? – Zoe patrzy na wszystkich z zdziwioną miną. – Nie odbiegliśmy daleko, wyślą po nas kogoś.
- Nick i ja mamy broń. – Bryan wyjmuje pistolet zza paska. Zakosił go strażnikowi. Ja mam karabin.
- Dobra, ja czekam. – Finnick kładzie się pod ławką i zwija w kłębek. Prycham śmiechem.
- Przyzwyczajenie, co? – Szturcham go nogą w plecy.
- W nocy ma być burza. Zajmuję najlepsze miejsce. – Odpowiada i mruczy, na znak, że chce już spać. Robi się ciemno, więc opieram się o ściankę i wzdycham.
CZYTASZ
NICK & JUDY
FanfictionNick i Judy są najlepszymi przyjaciółmi, pracującymi dla ZPD. Mimo różnicy gatunków podczas jednej z misji przekonują się, że ich uczucia są inne niż powinny być.