Nick [12]

763 41 13
                                    

Biorę zimny prysznic. Przechodzą mnie dreszcze gdy chłodne krople wody spływają mi po plecach. Ale zdążyłem się przyzwyczaić, u matki ciepła woda jest tylko wieczorem i rano, a nie po południu.

Czekam aż wszystkie złe emocje spłyną razem z moim zapachem do kanałów. Ale oprócz chłodu nie robi mi się lżej. Ukłucie w żołądku męczy mnie już kilkanaście miesięcy. Nie potrafię się go pozbyć, dlatego staram się jak najkrócej rozmyślać o swoim losie i ciągle coś robię.

Świat się zmienił. Minęło trzynaście miesięcy odkąd zlikwidowano serum. Ale mimo, że wszystko powinno wrócić do normy, burmistrz miasta ogłosił, że nie wolno narażać więcej mieszkańców. Straciliśmy wtedy połowę ludności. Więc wszczepiono drapieżnikom Chip. Miał on sprawować rolę wygodniejszej wersji obroży pod napięciem. Pierwsze kilka dni gdy go miałem, czułem jakbym miał guza na karku, ale teraz nie czuję go w ogóle. Jeśli wykryje on u nas dzikość, natychmiast reaguje i delikatnie kopie nas prądem, zwiększając swoją siłę wraz z czasem w którym dziczejemy.

Teraz panuje całkiem inny ustrój. Jest o wiele mniej zwierząt, więc zlikwidowano wszelkich stróży prawa, są teraz tylko strażnicy, podobni do tych, którzy pilnowali serum. Pilnują porządku i za najmniejsze przewinienia wrzucają do więzienia i podają środki uspokajające, czyli tak jakby odwrotność działania serum na wściekłość. Nie wstrzyknęli mi jeszcze tego, bo jeszcze nie złamałem żadnych zasad. Jeszcze.

Jeżeli chodzi o zasady, to jest ich w ciul dużo. Najważniejsza brzmi „Drapieżniki i ofiary żyją w pokoju". Te hasło widnieje niemal na każdym budynku publicznym. Idzie się zrzygać. Przez to wszystko ofiary są mniej posądzane o złe rzeczy. Przecież malutka wiewiórka nikogo by nie okradła. Kolejne kilka zasad dotyczą spokoju i ciszy nocnej, nie można wyjeżdżać drapieżnikom z miasta, bez zgody władz. Prace jakie możemy podejmować to tylko i wyłącznie handel, krawiectwo i siedzenie przy biurku w sekretariacie.

Ja nie mam żadnej pracy. Mieszkam z matką, Finnickiem, Anną, Zoe, Frankiem i Bryanem. Kiedyś tu mieszkała tylko moja matka, ale czasy się pozmieniały, a jej dobre serce nakazało przygarnąć kilku moich znajomych.

Większość budynków zniszczonych na skutek wojny całkiem wyburzono, w celu wybudowania wielkich hal, w których odbywać się będą spotkania i sądy za przyznawanie czy drapieżnik jest winny, czy nie. Ma też powstać kilka dodatkowych laboratoriów, bo naukowcy mocno wkręcili się w tworzenie serum. Głupota tego miasta dosięgła szczytu.

Gdyby ktoś przyjechał tu rok temu i teraz wbił z powrotem, przechadzając się po mieście nie dostrzegłby wielkiej różnicy. Wciąż są tłumy, odnowiono przyniszczone budynki mieszkalne, które pozostały w całości. Jest teraz o wiele więcej straganów z żywnością. Co jakiś czas świeci słońce, ale dym z kominów laboratorium, w którym wciąż pracują nad serum na uspokojenie i inne dziwne zachowania sprawia, że kłęby dymu przysłaniają całe niebo, a w mieście śmierdzi.

Wychodzę z łazienki, obwiązany w pasie ręcznikiem, na karku mam drugi. Matka i Zoe gawędzą przy stercie ubrań, które mama uszyła. Bryan z Finnickiem pewnie handlują gdzieś ziołem. Bardzo ryzykują, bo strażnicy są bezlitośni, zwłaszcza w przypadku drapieżników. Ale pięć miesięcy wciąż im się udaje, więc nasze zamartwienia całkiem przeszły. A Anna całymi dniami siedzi przy papierach w ratuszu i bawi się w sekretarkę. Tylko ona zaszła tak daleko. Tylko ona zarabia uczciwie. No i moja matka, ale nie wielu ludziom w Zwierzogrodzie potrzebne są ubrania, a moja mama jest ZA DOBRA. Niektórym potrzebującym nawet daje tkaniny całkiem za darmo. Liczę na to, że los kiedyś jej się odpłaci, za dobre uczynki. Ja z Zoe, w nocy, kiedy nie wolno wychodzić z domów, wymykamy się z miasta i idziemy do opuszczonych, lekko zburzonych mieszkań w części Zwierzogrodu, z która nikt nic nie zrobił. Tam szukamy pożywienia, czasem nawet polujemy w lesie. Frank czasami z nami wychodzi, ale nie trafia w cel tak dobrze jak ja i Zoe, więc przeważnie przechadza się po mieście i co jakiś czas ukradnie coś ze straganu. Zdobyć jedzenie w tych czasach to naprawdę wielki wyczyn. Kiedyś pomarańcze kosztowały dolar za kilogram. Teraz jedna kosztuje dolara, a na przykład Anna zarabia dwa dolary dziennie. Super, co nie?

NICK & JUDYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz