Nick [24] Epilog

1.4K 69 54
                                    

Siedzę i śmieję się do Judy. Śmieję się do wszystkich zebranych. Opowiadamy ze szczegółami co musieliśmy wykombinować, żeby dostać się do ratuszu i puszczamy już chyba trzeci raz przemowę Judy, która w kółko leci w radiu.

Kiedy Judy to opowiadała, z każdym kolejnym zdaniem przechodziły mnie chłodniejsze ciarki. Ale nie ze strachu, tylko z dziwnego ożywienia. Wypowiedź Judy podnosiła mnie na duchu i tak czy siak wstyd mi, że nie mogłem jej wtedy pomóc. Chociaż wszystko dobrze się skończyło.

Kiedy ten wielki łajdak na nią upadł i z wielką siłą walnęła o podłogę, puściłem swoje zakrwawione ramię i ruszyłem na nią, żeby odciągnąć go od niej. Chociaż ból przeszywał cały mój lewy bok, nie zwracałem na to uwagi i zaniosłem Judy na dół. Potem przyjechał jakiś wóz i zabrał nas do szpitala, ale z powodu utraty tylu litrów krwi, zemdlałem. Obudziłem się w białym pokoju, ręka wciąż mnie bolała, ale miałem siłę wstać i zobaczyć co u Judy. Spała razem z Zoe w pokoju. Josh szybko wyleczył się z rany, podobnie jak ja.

Powiedziałem Zoe, że poszedłem do mojej mamy. Ale tak naprawdę poszedłem gdzieś indziej. Tylko nie mogłem jej tego zdradzić.

- Jak to?!- Wydziera się Judy z niedowierzeniem. Śmieję się do niej. – Odzyskałam pracę? Znów jestem policjantką?

- Jak my wszyscy. – Clawhauser ciepło się uśmiecha i wcina siódmy kawałek pizzy. Wiedziałem o tym wcześniej od Judy, ale całe to zamieszanie sprawiło, że zapomniałem o tym wspomnieć.

Ja też jestem policjantem. A dokładniej partnerem policjantki, która ocaliła świat. Cóż za zaszczyt. Wreszcie nikt nie postrzega mnie jako łajdaka i łobuza, tylko jako bohatera. Kilkoro młodszego rodzeństwa Judy powiedziało mi, że jak dorosną chcą być tacy jak ja. Jeszcze pięć lat temu, nigdy nie pomyślałbym, że ktokolwiek kiedykolwiek o mnie coś takiego powie. Wzruszyłem się tym i stłumiłem szloch. Mam jakąś chorobę, że ostatnio ciągle wszystko sprawia, że chce mi się wyć? Czy może inni faceci też tak mają?

- Wznieśmy toast. Za Judy Hopps. – Mówię donośnym głosem i unoszę kieliszek wina. Dzieci podnoszą butelki z colą i stukają sobie nimi nawzajem, jakby to był prawdziwy alkohol. – Która ocaliła świat.

- Za Judy! – Wszyscy głośno wypowiadają to hasło, a Judy znów się rumieni. Siedzi obok mnie, dlatego widzę, że tłumi uśmiech. Jest strasznie skromna, co mnie aż dziwi.

- Za wszystkich tu zebranych! Jesteście dla mnie bardzo ważni. – Judy unosi kieliszek po raz drugi i wszyscy zgodnym chórem wrzeszczą.

- Za nas!

Mijają cztery godziny, kiedy wszyscy powoli rozchodzą się do domów. Jest godzina piętnasta. W pizzerii wreszcie przestaje być tłoczno. Na początku wychodzą kumple z pracy, Bogo jeszcze kilka razy gratuluje Judy i wreszcie znika za szklanymi drzwiami jadłodajni. Całe rodzeństwo Karotki również wybyło. Rodzice Judy znów łzawią ze szczęścia i dumy, przez co znów na jej twarzy pojawiają się rumieńce.

- Judy, strasznie ci dziękuję, że pozwoliłaś mi z tobą pójść. To była po prostu najlepsza przygoda mojego życia. – Ginny trzyma za rękę Franka. Jest od niej o wiele, wiele wyższy, dzięki czemu słodko razem wyglądają. Powiedziałbym, że Frank jest dla niej za stary, ale w sumie jest ode mnie starszy tylko o cztery lata. Wiek się nie liczy. Josh i Zoe też się spiknęli. Hm, miło.

***

Słońce powoli zachodzi, a ja idę spacerkiem przez chodnik, trzymając Judy za rękę. Wieje ciepły wiatr, a promienie słońca, którego tak dawno nie widziałem, grzeją mnie w plecy. Kierujemy się w stronę drewnianego mostu, na którym kiedyś przebiegaliśmy podczas pierwszego wybuchu... Miejsce to nic się nie zmieniło, jedynie ogromna wierzba, która kiedyś nie posiadała liści zarosła i jej długie, zielone gałęzie zwisają nad mostkiem.

NICK & JUDYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz