Rozdział nie był sprawdzany. Przepraszam, że mnie tyle nie było (again). i dziękuję @hackneyed_mouse za motywację ;) ~ Pixie
- Czy to juuuż? - zajęczałam. Znowu.
- Mówię Ci to po raz czterdziesty pierwszy i prawdopodobnie nie ostatni - NIE. - odpowiedział mi Blaze.
- Ale już prawie?
Tak, prawie.
- Stary, mógłbyś trochę przygazować? - zapytał Nike. - Ran dobiera mi się do włosów, że zrobić dobierańce!
- To prawda - próbowałam je zapleść. Znaczy - sytuacja wyglądała tak - siedziałam na tylnym siedzeniu, znudzona do granic możliwości. Musiałam coś robić, jasne? I tak, miał krótkie włosy, ale to mnie nie powstrzymywało - zawsze warto próbować.
- Myślisz, że tobie jest źle? - Jordan dołączył do naszej rozmowy. - Ja siedzę na jednym siedzeniu z Rosse,, który pochłania Dorritos. Ta cholera tylko nimi kruszy i nie chce się ze mną podzielić! - Niestety musieli siedzieć praktycznie na sobie, jako że obaj byli uparci jak te dwa osły i żaden z nich nie chciał się przesunąć. Generalnie, jeśli psy by nas zatrzymały... mielibyśmy mocno przestrane. Ray i ja byliśmy ściśnięci z tyłu z Nikem pomiędzy nami.
- Ale z was zgraja mażących się bahorów. - rzucił Ray/
- A ty jesteś naszym tatusiem! - Jordan wydarł się tak, że cała okolica go słyszała.
- I w całym tym zamieszaniu - Ross po prostu siedział tam i wpieprzał Doritos.
Zaburczało mi w brzuchu.
- Dosyć tego. - Podniosłam się i zabrałam mu te cholerne chipsy.
- Ej! - powiedział z okruchami wypadającymi z ust - Ukradłaś mi moje Doritos!
- Sam byś mi ich nie dał, a mój żołądek zaraz zje mój żołądek.
- Ale.. ale... moje Doritos...a weź je sobie.
- Caaałość?
- Po połowie?
- Dobra. - wspominałam już, że jedną z rzeczy, których się dowiedziałam przez te parę dni znajomości z Rossem to to, że jego czterokomorowy żołądek jak u krowy to dziura bez dna. Jest w stanie zjeść wszystko. Dalej się dziwię, że jego rodzice nie zbankrutowali wydając tyle hajsu na żarcie dla niego.
- JESTEŚMY NA MIEJSCU! - ktoś wykrzyknął. To hasło od razu poprawiło mi humor.
- A gdzie dokładnie jest to tu? - zapytałam wdychając dziwnie słone powietrze. Powietrze, które pachnie jak dzień na plaży. Tak - jestem w stanie wyczuć bliskość plaży. Kocham plażę - spędzam na niej tonę czasu, co najmniej raz do roku. - OMG jesteśmy na plaży. - odpowiedział na własne wcześniej zadane pytanie. - Tak tak TAK!! Dziękuję dziękuję dziękuję! Było warto tłuc się tutaj z wami tyle. - Wyskoczyłam z samochodu i puściłam się biegiem, żeby poczuć piasek przesypujący się mnie palcami u stóp.
- Dalej maleńka, to tędy. - Blaze złapał mnie w pasie zanim zdążyłam zajść za daleko czy skomentować to, że powiedział do mnie "maleńka".
Szliśmy ponad 10 minut, aż w końcu zobaczyłam fale. Przez cały ten czas nie mogłam, nie chciałam powstrzymywać uśmiechu - czekałam tylko, aż będę mogła zanurzyć stopy w wodzie. W momencie, w którym zobaczyłam ocean - biegłam jakby od tego zależało moje życie i wskoczyłam do niego, dając się całkowicie pochłonąć.
- Co z Wami? Na co wy jeszcze czekacie? - krzyknęłam, wyzywająco rozkładając ręce. Dosłownie sekundę przed tym jak wbiegli przeskakując przez fale i zaczęli mnie chlapać.
CZYTASZ
The Day I Died - polskie tłumaczenie
ChickLitCzy kiedyś uderzyliście twarzą o ziemię z prędkością 200km/h? Przypuszczam, że nie, więc pozwólcie mi sobie coś powiedzieć - to jest nawet gorsze niż brzmi. Prawdopodobnie zastanawiacie się jakim cudem mogę to wiedzieć - jeżeli nie, Wasz problem, bo...