Rozdział 2 - Dzień, w którym zaczęłam walkę na jedzenie

78 10 3
                                    

Ughhhh, nie mogę uwierzyć, że dzisiaj jest mój pierwszy dzień w szkole. Jestem, technicznie rzecz biorąc, martwa, więc czemu muszę w dalszym ciągu chodzić do szkoły?? Czy edukacja, którą otrzymałam w moim pierwszym życiu, nie wystarczy? Ale nieee, przywaliłaś twarzą o ziemię z prędkością 200 km/h, umarłaś (tak jakby), poznałaś dziwnych ludzi ale I TAK musisz chodzić do szkoły.

Teraz stoję przed szkołą, nie wiedząc czy tak naprawdę powinnam wejść do środka czy nie. Tak naprawdę to zarząd nigdy nie powiedział, że muszę chodzić do szkoły, żeby zapracować na moje drugie życie.

Jadąc na mojej deskorolce, czułam na sobie spojrzenie tysiąca par oczu. Nadstawiłam uszu, kiedy doszło do mnie, o czym ludzie plotkują.

- O rany, ta dziewczyna jedzie na deskorolce.

- Czy ona jest nowa?

- Kim ona myśli, że jest?

Zignorowałam ich komentarze, znalazłam sekretariat i weszłam do środka.

- Dzień dobry proszę Pani. - przywitałam się z sekretarką, podnosząc deskę. - Jestem nowa.

- Oh, ty musisz być Ranelle Zayda - odpowiedziała.

- Tak, to ja.

- To twój plan lekcji i... - zanim skończyła to zdanie, chłopak o ciemnobrązowych włosach i szaro-niebieskich oczach wszedł do pokoju. - Oh, on Cię oprowadzi. - dokończyła swoją wypowiedź.

- J-jasne. - wyszeptał w odpowiedzi zanim zwrócił się do mnie - Chodź.

Kiedy wychodziliśmy z sekretariatu, zorientowałam się, że nie wiem, jak się nazywa.

- Jak masz na imię?

- Rayden, ale możesz mi mówić Ray. A ty?

-  A... - na szczęście ugryzłam się w język zanim podałam mu moje prawdziwe imię. - Ranelle.

- Nietypowe, podoba mi się. - uniósł zadziornie kącik ust. - Widzę, że jeździsz na desce.

- Nie pier..

- Słownictwo.

- Ta jasne, bo ty nie przeklinasz.

- No nie.

- Jaki niewinny - parsknęłam kpiąco.

- Nie jestem niewinny.

- Tak się tylko zastanawiam, skakałeś kiedyś ze spadochronem? - przeskoczyłam na zupełnie inny temat. Podjęłam decyzję, że w tym tygodniu dokończę numer 81 z listy: skoczyć ze spadochronem dwa razy.

- Nie, ale brzmi fajnie. - rozpromienił się.

- Chcesz iść ze mną w ten weekend. - Tak. To ja - bezceremonialna i waląca prosto z mostu.

Spojrzał się na mnie dziwnie:

- Ale jak? W sensie na randkę? Właśnie się poznaliśmy...

- Nie. Jako kumple. Jeezu, koleś. Przed sekundą się poznaliśmy. Poza tym, niedawno się tutaj przeprowadziłam. Nawet nie wiem, gdzie mogłabym to załatwić. - uśmiechnęłam się.

- Jasne.. brzmi świetnie, ale nie musisz mieć to tego przypadkiem 18 lat?

- Nie, potrzebujesz tylko pozwolenia rodziców i jeśli masz 16 lat to nic nie może się powstrzymać.

- Cool, to dam Ci znać. Dałabyś mi swój numer, żeby mógł do Ciebie napisać?

- Jasne. Już się robi. - powiedziałam, kiedy zapisałam mój numer na małym kawałku papieru i podałam chłopakowi.

The Day I Died - polskie tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz