Rozdział 3

5 1 1
                                    


Minęły 3 lata od śmierci ojca. W międzyczasie mój brat dwa razy złamał nogę, pies Kadi zjadł grejpfruta i o mało nie umarł, matka skończyła z tańcem ( zespół się rozpadł), a ja skończyłem szkołę. Miałem  okropnie dużo obowiązków, gdyż ojciec kazał opiekować się rodziną. Do tego rozglądałem się za studiami. Musiałem utrzymać siebie, i matkę, i brata. Praca w sklepie nie przynosiła zbyt dużo pieniędzy. Poza tym nie chciałem żyć już w Raczkach. Chciałem wyjechać i już tu nie wracać. Zdecydowałem się na filologię angielską w Toruniu. - A więc, zostawiasz mamę i mnie, i jedziesz do Torunia?- zapytał brat, gdy oznajmiłem mu o swoich postanowieniach. - Nie do końca. Przecież będę dzwonił, pisał listy, odwiedzał-odpowiedziałem. Zacząłem się pakować. Z szafy wyjąłem plecak i torbę, której używał ojciec, gdy wyjeżdżał w trasę. Spakowałem płyty, książki, zeszyty, długopisy, kosmetyki, ubrania, i inne potrzebne rzeczy. Kupiłem bilet w jedną stronę. Rodzina odprowadziła mnie na dworzec. Było to wcześnie rano, jeszcze przed wschodem słońca. Matka wcisnęła mi siatkę pełną kanapek, i termos z ciepłą herbatą. Spojrzała na mnie. Dała mi do ręki różaniec. - To ode mnie. To od ojca. Przed śmiercią, gdy przy nim czuwałam, powiedział, żebym dała Ci to, jak będziesz jechał na studia- wręczyła mi nóż, który znałem dobrze. Przekazywany z pokolenia na pokolenie, mały, z brązową końcówką, firmy Gerlach. Kupił go mój pradziadek Antoni w 1920 roku. Przekazał dziadkowi Józefowi, gdy ten dorósł. Dziadek przekazał ojcu. Ojciec, po śmierci, mi. Głośny świst oznajmiał, że pociąg zaraz wjedzie na dworzec. Matka, rozpłakana, objęła mnie po raz ostatni. Brat również do mnie przylgnął. Pies Kadi zaszczekał smutno. 

Po kilku godzinach dotarłem do celu. Dla chłopaka z Raczek było to nowe doświadczenie. Nowy etap życia. Wiele niepokojów, pytań i ekscytacji. Dotarłem do akademiku, do uczelni. Rozpakowałem się, poznałem kolegów- Michała i Janka, obszedłem Toruń wzdłuż i wszerz. Smakowałem życia na wykładach, na imprezach, koncertach, zabawach. Codziennie chodziłem na spacery z kolegami. Jadłem pierniki, aż mnie brzuch bolał. Uczyłem się pilnie, czytałem jeszcze lepiej. Słyszałem płacz dziewcząt, szlochających z powodu śmierci Kurta Cobaina. Chodziłem często nad Wisłę, i wspominałem chwile spędzone w Raczkach. Rozmawiałem z bratem i matką, martwiących się o mnie. W nozdrzach czułem zapach prawdziwego sękacza. Na imprezach w akademiku robiłem podobno mnóstwo głupich rzeczy, ale cicho. Trzeba smakować życia.

W końcu ukończyłem studia. Byłem zmuszony wrócić do Raczek. Matka upadła ze schodów i złamała biodro. Przeszła operację, ale nie mogła poruszać się tak, jak dawniej. Dostałem posadę nauczyciela języka angielskiego w szkole podstawowej. Byłem dobrym nauczycielem, ale czułem, że nie jestem do tego stworzony, że mam inne powołanie. Męczyły mnie krzyki dzieci, poprawianie prac domowych i sprawdzianów, lekcje, inni nauczyciele, którzy z niesmakiem patrzyli na mnie, z powodu mojej oryginalnej fryzury i tatuaży. Ale spisywałem się dzielnie. Przyznawali to mój brat, który po ukończeniu 18 lat pomagał mi bardzo, gdyż zatrudnił się w sklepie odzieżowym i przynosił do domu więcej pieniędzy, no i matka, która ze wzruszeniem patrzyła na swoich dwóch synów. Byłem nauczycielem przez dwa lata, aż do tamtego bardzo pamiętnego dnia, który zmienił moje życie, odwrócił los...


Live with books, music and me.Where stories live. Discover now