Gdy byliśmy na miejscu, po złożeniu "raportu" udaliśmy się powiadomić Law'a i Sanji'ego o naszych dokonaniach. Skierowaliśmy się w stronę na chwilę obecną pustej stołówki. Siedziała w niej tylko wyżej wymieniona dwójka.
-Trafek, Sanji!- dosiedliśmy się do nich.
-I co? Znaleźliście coś ciekawego?- spytał się blondyn.
-Dodzwoniliśmy się do naszych i wyjaśniliśmy sytuację. Są trochę daleko, ale za dłuższy czas do nas dopłyną.
-Czyli będziemy jeszcze musieli tu siedzieć?- odezwał się Law.
-Ta, nawet Luffy wymyślił sobie już plan działania...- Zoro wytłumaczył pozostałym co takiego zadziało się w mieście i kogo poznaliśmy.
-Na prawdę Luffy? Chyba masz zbyt dobre serce. Ale jak ty chcesz to do JASNEJ CHOLERY ZROBIĆ?- wydarł się Sanji.
-No mówię że nie wiem. Ale jakoś to będzie. Po usłyszeniu historii Jane nie zostawię tego tak bez obicia dupy temu kapitanowi.
-A róbcie co chcecie- westchnął Law. -I tak nie mamy nic innego do roboty.
-No widzisz jak się składa Trafek, Hahaha!
-Dobrze że inni marines to cioty, ale co z twoim dziadkiem i Sengoku?
-A mam ich gdzieś...
-NIE POWINIENEŚ ICH MIEĆ GDZIEĆ LUFFY!- wydarli się na mnie.
-No co? Zrobimy to tak jak NINJA! Nawet się nie skapną że to my. Jak nas wyleją to i na to samo wychodzi bo se stąd odpłyniemy.
-Wszystko fajnie ale to szychy marynarki, więc jak chcesz to zrobić jak ninja?
-Jak go znajdę to mu przyfasole, proste.
-NIE TAKIE PROSTE JAK MYŚLISZ DEBILU!- i znowu darcie papy. Co ja robię nie tak? Chodź przyznam szczerze, że nawet teraz boję się dziadka...
*
Siedzieliśmy wraz z Zoro w "moim" biurze. Ten uciął sobie krótką drzemkę podczas gdy ja nudziłem się podpisując jakieś mało znaczące papiery, z resztą nie znam się na tym. Przynajmniej wiedziałem gdzie wstawiać pieczątkę, ale nie szło mi to zbyt szybko jak i równo.
-Jedna.... Druga.... Trzecia...- liczyłem po kolei każde nabite pieczątki. Po co to komu do życia? Ale lepsze to niż nic nie robienie i wszechstronna nuda. -...Dwudziesta piąta.... Dwudziesta szósta.... waaaa~h...- dosłownie rozpłynąłem się na biurku. -To się chyba nigdy nie skończy. Myślałem że kapitanowie mają lepsze rzeczy do roboty, a tu siedzę na tyłku i podbijam nic nie warte pieczątki. Jak spotkam dziadka to powiem mu wprost że ta fucha nie jest dla mnie i nigdy nie będzie. Jak on może tak wytrzymywać? Co za totalne zło...
Po długiej ciszy nieoczekiwanie ktoś zapukał do mojego pokoju. Gdy pozwoliłem "temu komuś" wejść, okazało się że to jeden z moich ludzi, chyba...
-Kapitanie Lucy!- zasalutował, lecz widząc mój stan lekko się wzdrygnął. -Em... chciałem tylko poinformować, że za chwilę mamy łączony trening z drugim oddziałem, więc...
-A co to ten "łączony trening", z resztą dobra, dobra...- pomachałem mu tylko ręką.
-A chciałby Kapitan może wiedzieć gdzie to się odbywa, a nie...
-To gadaj co tam masz.
-Dobrze. Trening odbywa się na terenie naszego oddziału za dziesięć minut. Proszę się nie spóźnić!
-Postaram się. A teraz papa- nieswój żołnierz szybko zasalutował i w ten sam sposób opuścił moje progi. -Słyszałeś Zoro?
-Tego nie dało się nie słyszeć- pomału ruszył swoje cztery litery zabierając ze sobą dwie katany. -Dziesięć minut niby dużo, ale znając nas lepiej byśmy byli wcześniej.
CZYTASZ
[One Piece] Przystanek Bridgeport
FanfictionMonster Trio Słomkowych, wraz z Trafalgarem Lawem, magicznie lądują na tytułowej wyspie Bridgeport, gdzie znajduję się jedna z baz marynarki. Zanim jednak otrzymają pomoc od swoich przyjaciół, będą zmuszeni wkraść się w szeregi marynarki i przyjąć z...