Miasto Bridgeport

306 22 3
                                    

Jakimś cudem wyszliśmy z budynku jak i z terenu naszej bazy. Udało nam się zaalarmować Sanji'ego i Law'a o naszym wyjściu i planach. Powiedzieli że sami postarają się czegoś odszukać kiedy my będziemy po za terenem bazy. Niespostrzeżenie wyszliśmy i skierowaliśmy się w stronę miasta Bridgeport, miasta które było podporządkowane naszej kwaterze, albo przynajmniej tak słyszałem. Z daleka wyglądało na prawdę przecudnie. Uliczki a na nich rozsiane przeróżne targowiska z rybami, owocami, warzywami i innymi duperelami. Nawet mieściła się tam duża latarnia morska i porty z zacumowanymi statkami transportowymi. Część  "Bridge" wzięła się pewnie z wielu "mostów" morskich z statkami, a "port" to już sami wiecie. Po chwilowej, ale nie za krótkiej wędrówce drogą polną dostaliśmy się w głąb miasta. Znajdowało się w nim dużo ludzi kręcących się po targach jak i pobliskich budynkach czy barach. Naszym zadaniem było patrolowanie i w razie konieczności interweniowanie. Mimo iż wyspa nie była zbyt duża, to przycumowywało do niej wiele statków, nie tylko towarowych czy portowych. Piraci kryjący się w tłumie też się zdarzali.

-Ta wyspa przypomniała mi Coby'ego, ciekawe co tam u niego.

-Racja Zoro. Pewnie dobrze sobie radzi i brnie w górę!- wypowiedziałem entuzjastycznie.

-Tak w ogóle Luffy, nie znamy dobrze listów gończych innych piratów.

-Przecież byłeś łowcą piratów, albo raczej jeszcze "niby" jesteś.

-To nie oznacza że znam wszystkich. Znałem tylko tych na West Blue, ale to raczej z widzenia na listach gończych. Na Nowym Świecie to nie to samo.

-Aha'm, to w takim razie...- pokazałem mu trochę listów gończych wyjętych z płaszcza.

-Głupku- walnął mnie w głowę, ale znając moją moc nic nie poczułem. -Trzeba było tak od razu, pokaż mi to- podałem mu je. Przeglądał uważnie list po liście. -Dobra, mniej więcej rozumiem. Najważniejsze byśmy trzymali się razem i wtedy tobie ta wiedza nie będzie potrzebna. I tak nic nie zapamiętasz...

-Spoko! Tylko się nie zgub- przypomniałem sobie sytuacje na stołówce. Zoro spojrzał na mnie złym wzrokiem, ale szybko się opanował. Szliśmy tak przez uliczkę wypełnioną na wokół straganami. Niektórzy zwracali na nas uwagę, niektórzy nie. Rozglądaliśmy się po okolicy, uważnie obserwując okolicę. Nie ma to jak być piratem i wczuwać się w rolę zastępczego marines. Ale przynajmniej nie wiało nudą, ale brakowało mi trochę akcji. Nie chciałem wywoływać wilka z lasu, by nie robić problemów Zoro. W końcu naszym głównym priorytetem było znalezienie bezpiecznego i bez podsłuchowego Den Den Mushi. 

-Zoro, czy wiesz może...- nagle spostrzegłem że Zoro koło mnie już nie było. -WAAAAH! I co ja biedny pocznę...- złapałem się za głowę. Szybko rozglądnąłem się dookoła. -Teraz to już nic nie zdziałam. Chyba niepotrzebnie to wypowiedziałem- podrapałem się po głowie i poszedłem na poszukiwania mojego kompana, bo stanie w jednym miejscu byłoby zbyt nudne. 

Szwendałem się z alejki na alejkę ale w końcu nikogo przypominającego Zoro nie znalazłem. W tym czasie gdy zdałem sobie sprawę że niepotrzebnie traciłem czas na poszukiwania, znajdowałem się w jakimś "zadupiu" w ciemnej uliczce. Gdy chciałem z niej wyjść i byłem już blisko w ten usłyszałem dźwięk rozróby i rozbijanych talerzy. Z budynku obok wyszli "chyba" piraci rozbawieni po pachy, trzymający za bluzkę bezbronną dziewczynkę, która próbowała się jakoś wyrwać. Potem wybiegła też i kobieta:

-Już nigdy więcej nie zażądam od was zapłaty, tylko proszę! Proszę, nie róbcie nic mojej córeczce!- błagała zrozpaczona. Pozostali mieszkańcy zamknęli się w domach, bądź nie zwracali na to uwagi. Nie dziwie im się, bali się ich. Złość aż kipiała ze mnie. Za chwilę tam wparuję i... czekaj, przecież teraz to moja praca! Jak mi miło... widocznie coś mnie łączy z marines, ale nie robię tego bo muszę, BO CHCE!

[One Piece] Przystanek BridgeportOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz