Czwóra dość pijanych mężczyzn, szła przez jedną z uliczek Nowego Jorku zmierzając do domu, aby odpocząć po dość hucznej zabawie. Chłopcy podtrzymując się nawzajem, kierowali Hamiltona w stronę mieszkania dość chaotycznie. Alexandrowi trudno było zrozumieć co przyjaciele mówili, gdyż nie dość, że mówili w jednym czasie, to na dodatek bełkotali.
Kiedy dotarli na miejsce, wszyscy usiedli przy prostokątnym sosnowym stole, rozpalając świece, która znajdowała się na samym środku. Siedzieli tak chwilę w ciszy próbując chociaż minimalnie otrzeźwieć.
Hamilton bacznie przyglądał się trójce chłopcom, którzy nieudolnie próbowali zrozumieć, gdzie są, po co i dlaczego. Herkules powoli pokładał się na stole, przymrużając oczy. Lafayette naciskał swoim ciałem na Mulligana, powodując tym cichy śmiech ze strony Alexandra. John przeskakiwał wzrokiem z kąta na kąt, próbując zrozumieć co dookoła niego się dzieje. Karaibczyk patrzył tak na nich jeszcze przez dłuższy czas, gdy niespodziewanie odezwał się Laurens.
-Jak to się stało?
-Ale co?- Zapytał Irlandczyk przyciskając twarz do drewna.
-Że wszyscy zebraliśmy się w jednym miejscu.
-Nie pamiętacie?- Hamilton omiótł ich zdziwionym wzrokiem, wyczekując na odpowiedzi ze strony kompanów. Cała trójka pokiwała przeczenie głowami na pytanie Alexandra.
Brązowooki cicho westchnął i zaczął opowiadać historię dzisiejszej nocy.
~~2 godziny wcześniej~~
Szatyn lekko uśmiechnął się po geście ze strony piegowatego. Patrzył na swoich przyjaciół, którzy ponownie zaczęli wlewać w siebie litry piwa. Jego wzrok utknął na zniesmaczonym całą tą sytuacją, Burr'a. Pochylił swoje ciało tak, aby wzrostem równał się z siedzącym ciemnoskórym.
-A więc? Za co oddasz życie?- Zapytał go raz jeszcze Hamilton. Aaron odwrócił głowę w stronę chopaka i przymrużył oczy.
-Powiem ci jedno Alexandrze...- Jego wypowiedź została przerwana przez Johna, który z impetem rzucił szklany kufel o ziemie. Cały bar ucichł, Laurens wykorzystał okazje i stanął na okrągłym stole.
-Ludzie! Nikt nigdy nie będzie nam mówił co mamy robić. To my będziemy ustalali co, gdzie i jak będzie wykonywane. Niewolnicy również mają prawo do głosu, tak jak my. Więc skończmy z tą błazenadą i powstańmy. Pokażmy, że to MY jesteśmy tymi co ustalają zasady. Kto jest za mną?!- Uniósł rękę do góry i czekał, aż inni zrobią to samo.
Alexander popatrzył na Johna ze zdumieniem, jeszcze nigdy nie spotkał osoby, która tak otwarcie mówiłaby o swoich poglądach, a zwłaszcza o obecnym życiu jak i sytuacji.
Pierwszy podniósł rękę mężczyzna, który siedział stolik obok, następny uniosła osoba dalej od tego pierwszego. Widział jak każdy po kolei unosi dłonie w górę. Hamilton z dziwieniem rozejrzał się dookoła widząc jak wszyscy dumnie trzymają ręce. On również podniósł tą samą kończynę co i inni i spojrzał na zielonookiego z uśmiechem, który wypełniała determinacja.
-W takim razie...Powstańcie!- Krzyknął przez co wszyscy podnieśli się i zaczęli wykrzykiwać jedno słowo ,,Powstań". Alexander widział jak każdy po kolei wychodził z baru z kuflami piwa, krzycząc.
John stanął w drzwiach, machając ręką w stronę Hamiltona, aby za nim poszedł. Brązowooki ruszył do swojego przyjaciela, który zdążył już wyjść. To co zobaczył, było zbyt piękne, aby było prawdą. Widział jak coraz więcej ludzi zbierało się przy fontannie i powtarzali to samo co inni. Nie mógł uwierzyć, że jedno malutkie słowo doprowadziło do zebrania się w jednym miejscu ubogich jak i szlachciców, którzy przechodzili obojętnie, lub wręcz przeciwnie- dołączało się do zgromadzenia.
CZYTASZ
Historia od początku.
Fanfic"Jak zwykły bękart, sierota, syn prostytutki i Szkota, porzucony pośród zapomnianego punktu na Karaibach, zubożały i brudny, wyrósł na bohatera? Ten ojciec założyciel na dziesięciu-dolarówce, dostał się o wiele dalej pracując ciężej, będąc o wiele m...