Rozdział 4 - Ruiny.

5K 257 102
                                    



Powoli otworzył powieki. Chłodne powietrze poranka wypełniało namiot. Gruba kołdra przyjemnie grzała jego ciało, a on pierwszy raz od dawna czuł się naprawdę wypoczęty. Nie pamiętał, by cokolwiek mu się śniło. Spojrzał na drugi koniec dużego namiotu, gdzie wciąż spała kasztanowłosa dziewczyna. Przykryta po samą szyję oddychała cicho i miarowo. Na jej twarzy malował się błogi spokój, tak odmienny od tego co wczoraj usłyszał. Nie przypuszczał, że Gryfonka będzie zdolna do takiego kroku. Wymazanie rodzicom pamięci... Im dłużej się nad tym zastanawiał, tym straszniejszy, mimo wszystko, wydawał mu się ten pomysł. Usiadł na łóżku wciąż wpatrując się w dziewczynę i pierwszy raz od przybycia do obozu zaczął szczerze żałować, że nie może ruszyć się poza namiot bez jej obecności. Chętnie wyszedłby na zewnątrz i zaopatrzył się w duży kubek gorącej, ciemnej kawy. Hermiona nie wyglądała jakby miała zaraz się obudzić więc postanowił sam to zrobić, jednak tak jak poprzednim razem, zatrzymał się na niewidzialnej barierze.

- Cholera... - zaklął pod nosem. - Granger obudź się, chcę iść do łazienki. – powiedział stanowczo. Zero reakcji, Hermiona lekko zmarszczyła brwi jakby w odmętach jej świadomości zaczęła brzęczeć natarczywa mucha. – Granger! – podniósł ton Malfoy. Gryfonka przewróciła się na drugi bok mrucząc coś niezrozumiale. – Granger!!! – zawył blondyn.

Hermiona usiadła chwiejnie na łóżku z rozczochranymi włosami i rozejrzała się po namiocie.

- Czego się wydzierasz Malfoy. – zapytała ziewając przeciągle i zakrywając usta ręką.

- Dzień dobry. – warknął. – Nie musiałbym podnosić głosu gdybyś ty łaskawie się obudziła. Ta bariera jest zupełnie niepotrzebna. – dodał z irytacją. – Naprawdę myślisz że zabiję cię we śnie?  

- N-nie. – odpowiedziała wciąż nieprzytomnie Hermiona. – Daj mi chwilę. – odparła i przeciągnęła się niczym duży kocur. Gdy już oprzytomniała na tyle by wstać i zabrać swoje rzeczy, oboje wyszli z namiotu i skierowali się w stronę toalet. Po śniadaniu zjedzonym w pustym jak na tę godzinę namiocie, poszli od razu do szpitala.

- Przepraszam za ten poranek. – powiedziała Hermiona wchodząc do namiotu. – Ta bariera... To faktycznie przesada. 

Ślizgon spojrzał na dziewczynę przenikliwie i wrócił do układania bandaży. Gdy zgłosili się pierwsi pacjenci kasztanowłosa kiwnęła na niego głową. Oboje w skupieniu opatrywali rany i przydzielali odpowiednie eliksiry chorym, a gdy popołudniu do szpitala przyszła Sara i Albert zrobili sobie krótką przerwę.

Namiot obozowej kuchni w porze obiadu pękał w szwach. Hermiona dostrzegła w tłumie Jakuba i z talerzem zupy w rękach skierowała się w jego stronę. Draco jak zwykle cicho podążył za nią.

- Hej Miona, dobrze że jesteś, miałem ci to zanieść po obiedzie. – zaczął Jakub który wciąż był gdzieniegdzie brudny i ubłocony, zapewne jeszcze kilkanaście minut wcześniej ćwiczył z innymi na poligonie. Brunet wyciągnął z kieszeni lekko pogniecioną kopertę i wręczył ją zdziwionej dziewczynie.

- Od Kingsley'a. – mruknęła Hermiona widząc podpis na kopercie.

- To wezwanie na dzisiejsze, wieczorne spotkanie. – odparł Jakub. – Ja i jeszcze kilkoro innych osób dostaliśmy podobne listy. 

Hermiona nie wiedziała co o tym myśleć, pierwszy raz dostała list od Shacklebolt'a. Uważała że szybszy byłby patronus z informacją, ale zapewne Kingsley chciał utrzymać to spotkanie w tajemnicy, skoro nie pozwolił by reszta mieszkańców Złotego Feniksa dostrzegła biegającego między namiotami, duchowego rysia.

Porywy Namiętności. {Dramione} ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz