Jej długie, czarne włosy spięte w wysoki kucyk podskakiwały w rytm każdego zrobionego przez nią kroku. Biegła przez ciemny, ponury las i jedyne o czym mogła myśleć, to o ukochanej matce której groziło tak straszne niebezpieczeństwo. Tak bardzo za nią tęskniła, tak bardzo chciała znów ją zobaczyć i wtulić się w jej opiekuńcze ramiona. Mama zawsze przy niej była, zawsze ją wspierała, a gdy zginął Cedrik... Gdy zginął, jako jedyna wiedziała jak bardzo cierpi.
Za to Cedrik... wspomnienie ukochanego chłopaka bolało nawet po tylu latach. Jego twarz wciąż ją prześladowała. Szare oczy wpatrzone w jej własne na tle płonącego kominka, przeszywające ją na wskroś. Drżące dłonie wodzące po jej jasnej skórze... były delikatne niczym skrzydła motyla. Usta, miękkie i ciepłe, pieszczące każdy centymetr jej ciała. Już nigdy go nie poczuje. Odszedł, na tamtym zimnym, ponurym cmentarzu, a ona nic nie mogła zrobić. Nawet Harry nie mógł nic na to poradzić. Nagle myśl o czarodzieju z Gryffindoru zapiekła ją niczym otwarta rana. Tak bardzo go skrzywdziła.. A nawet jeśli nie, to w pewien sposób wykorzystała i dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Tak bardzo pragnęła by Harry mógł stać się Cedrikiem, a myśl że był on przy śmierci chłopaka potęgowała tę iluzję. Do czasu aż nie zdała sobie sprawy z tego, że Cedrik już nigdy nie wróci i nikt go nie zastąpi. Odszedł na zawsze zostawiając ją samą.
- Cedrik... - pomyślała wciąż biegnąc. – Cedrik, Cedrik, Cedrik!!! – z oczu bezwiednie popłynęły jej łzy. – Tak bardzo potrzebuję twojej siły. – załkała. – Byłeś o stokroć lepszy ode mnie. Zawsze mówiłeś, że jestem najlepsza, mimo iż wiedziałeś jak próżną potrafię mieć naturę. Ale zawsze patrzyłeś na mnie, jakbym była najszlachetniejszą ze wszystkich dziewczyn. Nigdy we mnie nie zwątpiłeś... Ale... Ale jesteś kłamcą wiesz? Jesteś kłamcą! Pamiętasz co mi obiecałeś, wtedy na wieczór przed ostatnim turniejowym zadaniem? Że gdy to wszystko się już skończy i ukończymy Hogwart, zawsze będziemy razem... - jej cichy monolog przerwał nagły upadek. Wystający z ziemi korzeń zwalił ją z nóg i boleśnie zranił w kostkę. Syknęła i w pośpiechu sięgnęła po różdżkę. Uleczywszy ranę zaklęciem wstała i otrzepała zabrudzone ubranie. Spojrzała w górę. Między czubkami wysokich drzew majaczyło popołudniowe niebo. – Nie dam rady. – pomyślała. – Nie mam siły. – dodała i spuściła głowę. Lata samotności i strachu zrobiły swoje. Niegdyś uważała, że nic nie będzie w stanie jej złamać. Lecz wtedy nastały lata mroku, tak gęstego i nieprzeniknionego, iż zdawać by się mogło że zasłoniły blask słońca. Przynajmniej w jej sercu. Gdy zobaczyła martwe ciało Cedrika poczuła jak rozsypuje się na milion małych kawałków, których nigdy nie będzie w stanie pozbierać. Jedynie czułe, matczyne dłonie łagodziły ból, jej cichy głos koił strach, mądre oczy dodawały odwagi. Ojciec zawsze wydawał jej się odległy, niczym zimna, pusta planeta, która nie chce zrozumieć jej cierpienia. Kilkakrotnie próbował poruszyć temat Cedrika, lecz zawsze odpuszczał, jakby wątpił w słuszność wspólnej rozmowy. Dziewczyna zacisnęła dłonie na myśl o ojcu, po czym znów je rozluźniła. Wyciągnęła spod bluzki mały, srebrny łańcuszek zakończony wizerunkiem łabędzia wzbijającego się do lotu. Był to prezent od ojca na jej jedenaste urodziny. Wtedy jeszcze potrafili ze sobą rozmawiać, a przynajmniej tak jej się wydawało. Poczuła jak ogarnia ją zwątpienie.
„Ty nie dasz rady?" usłyszała nagle w swojej głowie. Wspomnienie tamtego dnia zapaliło się w jej umyśle niczym puszczony w kinie film. Cedrik po raz kolejny uczył ją jednych z trudniejszych zaklęć tłumacząc, że kiedyś mogą się przydać, lub uratować życie jeśli zajdzie taka potrzeba. „Wiem że ci się uda, musisz tylko bardziej w siebie uwierzyć.", powtarzał uparcie uśmiechając się do niej czule.
Cho mocniej ścisnęła różdżkę. On w nią wierzył, zawsze w nią wierzył, nawet teraz.. Skoro jej ojciec jest takim tchórzem by pozwolić innym decydować o losie jej matki, ona sama ją uratuje. Nie pozwoli jej zginąć z rąk Śmierciożerców. Nie pozwoli by kolejna osoba którą kocha, odeszła nawet się z nią nie pożegnawszy. Czarnowłosa dziewczyna ruszyła przed siebie, lecz tym razem powoli i zwiększą ostrożnością. Spomiędzy drzew zaczęły przebijać się budynki opuszczonej przez mugoli wioski. Gdzieś tam była jej mama. Ta myśl wlała w jej serce jeszcze więcej odwagi.
CZYTASZ
Porywy Namiętności. {Dramione} ZAKOŃCZONE
RomanceHermiona Granger wraca wspomnieniami do czasów z Drugiej Wojny czarodziejów, trwającej prawie siedem lat. Poznała wówczas człowieka który na zawsze zmienił nie tylko jej życie, ale także bieg historii. Czy miłość w realiach wojny miała szansę na prz...