Page 22

1.3K 105 27
                                    


Powrót był dla mnie prosty i niezręczny. Najbliżsi przyjaciele prawie mnie nie rozerwali i szybko zrozumieli, ze nie mamy czasu na świętowanie. Zebrałam w Ace Chemicals dosłownie wszystkich i krótko przedstawiłam zasady gry. Były proste.

- Możecie walczyć, albo zrezygnować i odejść, lecz... będzie to znaczyło tyle, że jesteście po jego stronie. Chcecie być neutralni, albo po prostu uciec? Nie ma takiego wariantu. Odejście oznacza zdradę! Teraz i w trakcie walki. Dlatego liczę na to, że nie ma głupców wśród nas?

Nikt się nie ruszył, do czasu aż gdzieś z tyłu pojawił się chłopak, wyglądający jak metalowiec. Nawet go nie kojarzyłam. Spojrzałam na niego.

- To jakaś totalna ściema! Nie zamierzam narażać własnego tyłka, ponieważ komuś zachciało się cofnąć w rozwoju i grać w gry. Nie zabijesz mnie za nic, więc spadam stąd.

Odwrócił się i postawił kilka kroków do wyjścia, kiedy po prostu wyciągnęłam mój rewolwer i strzeliłam mu w tył głowy. Chłopak padł na ziemie, a wszyscy zebrani spojrzeli na mnie. To było na pokaz, że nie żartuję. Nikt inny się nie ruszył.

- Jeszcze jakieś pytania?

***

Skąd wiedzieliśmy, że nadszedł czas? To było banalne. Włączyliśmy telewizor w klubie i całą grupą oglądaliśmy wiadomości mając nadzieję, ze przekażą jakieś wiadomości na temat współpracy GCPD. Ojciec nie przekazał mi żadnych wieści więc czekałam na oficjalne ogłoszenie. Jednak w pewnym momencie przerwano transmisję. Morda Charot'a ukazała się na ekranie i przekazała, że show zacznie się punktualnie w południe, w centrum Gotham. Widać traktował to jako grę planszową, na której rozstawione są pionki. Albo raczej szachy... niestety nie umiem w to grać. Spojrzałam na zegar. Dochodziła 9:00. 

- Co robimy, Mirage? - Usłyszałam za sobą szept Ivy. 

Spojrzałam na nią kątem oka, a przy okazji na wszystkich moich przyjaciół. Bali się, każdy z innego powodu. W najgorszej sytuacji znalazł się Deadshot, który obawiał się o córkę. Położyłam mu dłoń na ramieniu w geście otuchy, ale to jedyna rzecz jaką mogłam zrobić. 

- Ruszajcie na pozycje! Niech nikt z niej nie schodzi do momentu gdy dam sygnał. Gdy zacznie się gra jesteście zdani na siebie. I nie dajcie się zabić! Liczę, że po zwycięstwie wszyscy spotykamy się na piwie, w tym miejscu!.

Moja drużyna zawiwatowała. Podnieśliśmy ostatnie nasze kufle przed bojem, ostatnie wypite piwo, razem. Ilu z nas powróci? Nie wiem. 

Joker był w domu ojca, wysłałam go tam, aby trochę się opanował, ponieważ dzisiejszego dnia, złość nim zawładnęła, a nie chciałam, aby wystraszył naszych ludzi. Kiedy pozostali wyszli, ktoś złapał mnie za rękę. To był Mike, z nieco zatroskaną miną. 

- Hej, obawiam się kulki między oczy, ale musisz wiedzieć, ze wojownik ze mnie marny. 

Chwycił moją dłoń i przyłożył ją do swojej piersi. Nieco zaskoczył mnie ten gest, biorąc pod uwagę fakt, że ostatnio go olałam i dałam mu kosza, a wcześniej dałam mu nadzieję. 

- Nie mogę dać ci odejść, ale nie pozwolę ci zginąć, Mike. Stań u mego boku, kiedy ruszymy na plac boju.

- Przydałaby się mała zachęta przed walką. Dawniej mężczyźni mogli liczyć na więcej kiedy chwytali za broń. 

Zakochana w mroku Gotham - a new beginingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz