Rozdział IV - Psycholog

1 0 0
                                    


Gdy zaraz za panią Terapeutką zobaczyłem jej gabinet. Spodziewałem się czego innego, ale pozytywnie mnie zaskoczyło. W pomieszczeniu było pełno książek. Sofa, krzesło, sporych rozmiarów biurko, a na nim ciśnieniomierz, komputer, parę teczek i dużo kartek. Ściany były koloru kawy z mlekiem. Przyjemne pomieszczenie. Emanowało pozytywną energią, jeżeli to można tak nazwać. Kobieta patrzyła się łagodnym wzrokiem i wskazała na krzesło.
- Witam w moich skromnych progach. - Ha! Bardzo skromnych! - Co Ciebie do mnie sprowadza Panie Przemysławie.
- Dzień... dobry... - Bąknąłem, pustka w głowie, ból w wątrobie. Nie wiem co powiedzieć, zrobiłem pauzę.
- Masz metaliczny głos. Długo jego nie używałeś. - Zaskoczyła mnie. Potrafi analizować nawet jak niewiele wie. Zrobiła na mnie wrażenie.
- Ma pani rację... Bo widzi pani. Nawet nie wiem od czego zacząć...
- Najlepiej od początku. Chyba, że wolisz się skupić na czym innym. Może powiedz mi w takim razie jak się teraz czujesz?
- Jestem... trochę zdenerwowany. - Powiedziałem i mi głos zaczął drżeć
- Rozumiem, pewnie nie byłeś jeszcze na takim spotkaniu. Opowiedz może czego ode mnie oczekujesz. Pamiętaj, że jestem tutaj aby ci pomóc.
Poczułem od niej falę ciepła i troski, jakiej nigdy nie zaznałem od mojej matki. Ona chyba naprawdę wie co robi, a przynajmniej szczerze chce pomóc. Powiem coś o sobie, ale nie potrafię się otworzyć. Nigdy nie rozmawiałem wcześniej o swoich problemach. Powiedzieć to? Tak? Nie? Nie wiem. Error. Nie, nie mogę iść spać.
- Nie rozmawiałem nigdy wcześniej o moim problemach. - Wypaliłem i zrobiłem się czerwony.
- Rozumiem, więc to dla ciebie pewnie trudne, po raz pierwszy się otworzyć przed kimś. Chcesz żebym zadawała ci pytania?
Nie wiem! Kobieto! Ty jesteś terapeutką!
- Chyba tak będzie dobrze.
- Chodzisz do szkoły?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo... - No co mam powiedzieć?! Chyba prawdę. - Bo... jak byłem w pierwszej klasie to... Z...zawaliłem sprawę, później nie mogłem wrócić. Nie umiałem. Nie potrafiłem.
- A co się takiego stało, że przestałeś chodzić?
- Nie potrafiłem się dopasować do klasy.
- Dokuczali ci?
Wsadzali śmietnik na głowę, kradli mi rzeczy, dołowali, psychicznie niszczyli, próbowali podpalić.
- Nie. - Dobra, nie dokuczali specjalnie.
- W której klasie byś był teraz?
- W maturalnej.
- Chciałbyś spróbować jeszcze raz?
- Ale... co?
- Iść do szkoły. Może warto wykonać taki krok. Zawsze masz szansę, rok szkolny dopiero co się zaczął. Masz teraz wyjątkową szansę.
Niby nie zaszkodzi spróbować. Ale...
- Trochę się boję.
- Spróbuj sprecyzować swój lęk.
- Nie chcę być odrzucony. Nauczyłem się żyć samemu i jestem dość... dziwny. Nie uważam się za takiego co pasuje do społeczeństwa. - Powiedziałem wyczekując obrzydzenia w jej niebieskich oczach. Nie znalazłem takowego.
- Każdy pasuje do społeczeństwa. Myślę, że ty pasujesz bardzo dobrze. Jesteś inteligentny i potrafisz kierować rozmową. - Przeleciała przeze mnie fala docenienia. Niesamowite ciepło. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie słyszałem. Podobało mi się. Mów mi więcej! - Myślę, że mógłbyś się łatwo odnaleźć. Masz tutaj kogoś bliskiego?
- Mieszkam sam.
- Jesteś do tego samodzielny. Jestem naprawdę pod wrażeniem.
- Dziękuję... ale to chyba nic takiego.
- Ale to jest bardzo dużo, ile masz lat?
- Osiemnaście.
- No widzisz, masz osiemnaście lat, mieszkasz sam, potrafisz wyżyć. Pewnie mieszkasz samemu od przyjścia do pierwszej klasy liceum, więc musiałeś bardzo szybko nauczyć się życia w drastyczny sposób. Skupiłeś się głównie na tym, za dużo rzeczy się w twoim życiu zmieniło, a potrzebowałeś czasu, żeby to wszystko poukładać. Teraz przyszedł czas na kolejne zmiany, dlatego przyszedłeś do mnie. Chciałbyś naprawdę się zmienić?
- Tak. - Jestem pod wrażeniem.
- Chęć to jest podstawa. Bez niej bardzo ciężko jest cokolwiek zmieniać. Myślę, że jesteś w miarę otwarty, chciałabym się umówić na kolejną wizytę z tobą. Zainteresowałeś mnie. Coś cię jeszcze dręczy o czym chciałbyś porozmawiać?
To dobrze czy źle, że ona chce jeszcze raz mnie widzieć? Nie wiem. Czy mam o czym porozmawiać? Nawet nie wiem co powiedzieć. Ona tak cierpliwie czeka na odpowiedź, a ja tak długo się zastanawiam. Ech! Aż mi się głupio robi.
- Posiadam czasami... negatywne myśli. - Wyrwało mi się.
- Jakie? - Zacisnąłem wargi. Ona zmieniła ton. Już nie było tak przyjemnie. Trochę chłodu jej weszło. Ale muszę odpowiedzieć. - Jakie masz myśli? - Powtórzyła.
- No... samobójcze.
- Jak one się objawiają?
- Zazwyczaj gdy siedzę na parapecie. Chciałbym spaść.
- Dlaczego siadasz na ten parapet?
- Lubię patrzeć na widoki. Na miasto. Na Bloki. Na ludzi.
- Na którym piętrze mieszkasz?
- Ósmym.
- Jak często masz te myśli?
- Nie za często. Czasami.
- Jak one są silne i jak sobie z nimi radzisz?
- Odkładam to na później. Czasami silniejsze, czasami słabsze. - Powiedziałem po dłuższej chwili zastanawiania się.
- A ostatnio jakie były?
- Często się zmieniają. Za często, żeby sprecyzować.
- Ostatnio jakie były? - Ciągnęła dalej.
- Raczej słabsze. - Zaczynała mnie męczyć ta rozmowa.
- Cieszę się, że przyszedłeś tutaj. - Czemu?
- Ja...eee... chyba też.
- Chciałbyś wrócić do tej szkoły?
- Nie wiem... może warto?
- Mogę ci pomóc. Mogłabym ci pomóc się dostać do tej szkoły.
Dlaczego? Dlaczego ona chce pomagać?
- A... mogłaby pani?
- Pewnie. Jutro przyjdź rano do Liceum Ogólnokształcącego numer 3. Będę o ósmej czekać przed wejściem na ciebie.
- Dobrze.
- Czy jest jeszcze coś o czym chciałbyś mi powiedzieć? - O nie. Nie chcę rozmawiać już. Wyczerpałem swój limit na rozmowy na najbliższy czas.
- Nie. - Powiedziałem i chamsko się spojrzałem jej w twarz. Aż po chwili mi się głupio zrobiło.
- Dobrze. Tak więc myślę, że jesteśmy umówieni na jutro pod szkołą.
- Ile muszę zapłacić?
- Na razie nic. - O? Jak to? - Nie chcę od ciebie pieniędzy, bo wiem, że mieszkasz sam i musisz oszczędzać każdy grosz, żeby przeżyć.
Chyba to przez te niemyte włosy. Jednak zaoszczędziłem stówę. Ale fajnie!
- W takim razie... do widzenia.
- Do jutra Przemysławie.
Pani Marta. Ciekawa osoba. Aż się dziwię, dlaczego tak bardzo chce pomóc ludziom? Wyszedłem z jej gabinetu i kierowałem się przez las do domu. Było przed osiemnastą. W domu napisałem do niej. Czułem się lżej. Trochę lepiej. Tak jakoś... inaczej. Coś się zaczęło dziać. Usiadłem przed komputerem i przeglądałem różne rzeczy. Aż zasnąłem, po raz pierwszy od bardzo dawna uruchomiłem budzik w telefonie. Zasnąłem.

Labirynt Rzeczywistości - PrzemekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz