Leżałem i zastanawiałem się czy warto wstać. Po raz kolejny. Chyba trzeci w tym tygodniu, chociaż nadal jest poniedziałek. Chyba. Już dawno straciłem poczucie czasu.
Postanowiłem, że wstanę. Zrobiłem sobie kawę i usiadłem, jak co dzień, na parapecie. Aż mi się przypomina piosenka pewnego Łódzkiego zespołu, który w jednej piosence opisuje prawie identyczną sytuację jak moja.
Było około południa. Wreszcie słońce świeciło nad miastem. Teraz miały przyjść ostatnie ciepłe dni tego lata. Ale nie bez wiatrów. A tego dnia wiało dość mocno.
Wrzesień. Tego miesiąca dzieciaki podniecają się tym, że będą iść do szkoły, że będzie coś się działo, a czym starsze, tym bardziej zmęczone zbędną nauką. Bo komu przydało się w życiu, że jedna z organelli nazywa się mitochondrium i produkuje energię? Myślę, że tylko lekarzom i biologom przydała się ta wiedza.
Szkoła. Tak, też kiedyś tam chodziłem. Będzie już prawie dwa lata...
Dokończyłem kawę w akompaniamencie Pink Floydów i ruszyłem do komputera. Zobaczyłem, że jest parę wiadomości od Niej. Od paru dni nalegała, żeby się spotkać ze mną. Źle się czuję. Nie mam ochoty. Napiszę, że jestem chory. Tak będzie lepiej i dla mnie, i dla niej. Po co jej taka znajomość ze mną?
Głupio mi się zrobiło, bo sam na początku chciałem się spotkać, bo naprawdę dobrze mi się rozmawiało z nią, ale teraz... gdy okazało się, że mieszka gdzieś w okolicy, to odechciało mi się takich znajomości. Sam nie wiem czemu. Może dlatego, że się boję? Jedyni moi znajomi są w internecie. Chyba jest coś ze mną nie tak...
Od dawna chciałem to zmienić, ale nie potrafiłem. Jestem człowiekiem, który potrzebuje kopa w tyłek, żeby ruszyć do przodu, a wszyscy, którzy byli zdolni mnie kopnąć w dupę, żebym ruszył, to albo nie żyją, albo mieszkają parędziesiąt kilometrów ode mnie. Dobrze, że ciocia miała tyle kasy, że nie muszę iść do pracy, tylko mogę jeszcze żyć z jej darowizny.
Pomyślałem o niej, znowu. Ciekawe, że znałem tak niewiele szczegółów z jej życia, a ciągnęło mnie do niej. Tego się bałem...
Wiatr siał spustoszenie i okno jeździło, to w tą, to w tamtą. Postanowiłem podejść, żeby je zamknąć. Do mojego pokoju wpadła karteczka. Pomyślałem, że to zwykły śmieć, ale i tak obejrzałem co to. Głupio byłoby wyrzucić coś, co jest warte... cokolwiek.
Na karteczce było napisane: Jeżeli masz problem, jesteś zdesperowany i nie wiesz jak sobie z tym poradzić? Zadzwoń!
Pod spodem był podany numer.
Jaka bzdura, kto by dał się na to nabrać?
Poszedłem do kuchni i... zadzwoniłem.

CZYTASZ
Labirynt Rzeczywistości - Przemek
Fiksi RemajaW zwykłym mieście na północy żyje kilkoro bardzo osobliwych nastolatków, a każde z nich posiada zupełnie inny charakter. Łączy ich zrządzenie losu, przypadek i wspólna chęć radzenia sobie ze światem. Niezwykła opowieść o losach młodych ludzi z niezw...