Rozdział V - Dzień pierwszy

1 0 0
                                    

Ranek. Budzik. Psy nie wyją. Co się dzieje? O co chodzi? Która godzina? Którędy do drzwi? Gdzie są moje ubrania? Jezus Maryja o co tu chodzi? Ogarnij się. Nie ma to dialog sam ze sobą. Zaraz padnę. Siódma. Wyższe obroty. Okulary? Są. Teraz świat zrobił się wyraźniejszy. Mam pół godziny i muszę iść do szkoły. Ubrany. Teraz wypada się chyba umyć. Taaaak. To jest to. Po chwili już jestem gotowy. Ubrałem swoje ciężkie buty i wyszedłem z mieszkania. Byłem nieco podekscytowany. Trochę zestresowany. Delikatny lęk, ale jego ignorowałem. Wyszedłem z mieszkania zostawiając tam moje troski. To już czas. Zmieniam swoje życie. Muszę! Naładowany optymizmem szedłem w kierunku szkoły. Lecz w miarę jak się zbliżałem to on mi uciekał. Jakby spod butów kropelki optymizmu mi wyciekały. Wróćcie! Proszęęęę... Nie zostawiajcie mnie. Wszedłem do gmachu i znowu byłem pełen lęków.

W środku czekała już na mnie Pani Marta. Podszedłem do niej swoim chwiejnym krokiem.
- Witaj Przemku, jak się czujesz? - Fantastycznie, czuję się jakbym połknął cały wagon pieprzonych Buddystów! Spokojny jak ocean... tylko z nazwy.
- Dobrze. - Jednak po jednym dniu dłuższej rozmowy mój głos się nie zmienił. Nadal mam lekko charczący, matowy, metaliczny.
- Chodź, musimy załatwić parę spraw.

Po dłuższej chwili załatwiania pani Marta nalegała abym doszedł do konkretnej klasy. Mi to wszystko jedno. Jak wyszliśmy z sekretariatu to ona zawołała kogoś. Nie usłyszałem nawet imion. Wiem tylko, że były dwa.
- Pani Marto, miło Panią widzieć- skłonił się lekko chłopak, który podszedł. Za nim była dziewczyna o blond włosach. Ładna.
- Lizus - Nadepnęła mu na stopę. Pewnie są parą. Pewnie będą chodzić ze mną do klasy.... zaraz, zaraz. Ja ich widziałem. Racja! Ten chłopak mnie chyba nazwał Talibem. Świetnie! Przynajmniej ta ksywa mi się podoba.
- Dzień dobry - powiedziała dyrektorka znikając w swoim sanktuarium.
- Chciałabym, żebyście poznali Przemka. - Powiedziała terapeutka. - Będzie chodził do waszej klasy.
Fantastycznie. Będę chodzić z tą parką. Właściwie to są mi obojętni. Psycho-Marta westchnęła i rzuciła:
- Nie bądźcie dzikusami. No już podajcie sobie ręce i zmykajcie na lekcje.
Atmosfera zrobiła się ciężka. Czułem się jak z ołowiu. Na twarzy dziewczyny widać było odrazę. Więc aż taki straszny jestem? Przecież umyłem włosy! Właściwie to też nie chciałem się z nikim witać, ale cóż. Mus to mus. Walka z samym sobą. Trzeba coś zrobić. Trzeba. Trzeba. Kostrzewa. Nie wiem. Chłopak zrobił krok do przodu.
- Florek jestem. - Powiedział spokojnie z delikatnym uśmiechem i lekko przymrużonymi oczyma. Co za kretyńskie imię. Współczuję mu. Jakbym był na jego miejscu poszedłbym do urzędu i bym zmienił imię. Współczuję mu. Dobra. Podam ci tą cholerną dłoń.
- Przemek - Tylko tyle udało mi się wydusić z siebie. Miałem jeszcze bardziej ochrypnięty głos niż wcześniej. Dziewczyna coś szepnęła. Później Florian mnie prowadzi do klasy. Już lepsze imię to byłoby Marian. Nawet podobne.


Lekcja. Jak dawno ja byłem na lekcji. Tak samo skupiałem się na tym co słucha nauczycielka jak ostatnio kiedy byłem w szkole. Pewnie mówiła coś bardzo fascynującego. Ale dla mnie bardziej interesujący był zegar obok godła Polski. Dzwonek. Poruszam się powoli. Jakbym zastygł. Dlaczego ona nie odpisuje mi? Ech. No dobra. Czas spakować swoje rzeczy. Kątem oka widzę jak Blondi rozmawia z jakąś dziewczyną. Najpierw jedna się czerwieni, potem druga i jedyne co dobrze usłyszałem w harmiderze to było:
- Boże, Aluś, czasem jesteś taka gruboskórna. Jak ty chcesz, żeby ludzie cię polubili? - Jak to usłyszałem aż schyliłem głowę; to jakiś odruch bezwarunkowy, czy coś.
Mi by się trochę zrobiło przykro gdybym coś takiego usłyszał. Dlatego nie chcę się kolegować z nikim. Chociaż ten chłopak chciał się zakolegować, ale prawie mu nic nie odpowiadałem.

Na kolejnej lekcji dziewczyna się już nie pojawiła. Wrażliwa. Lekcja była tak samo fantastyczna jak poprzednia. Tym razem oglądałem ludzi w mojej klasie. Florkowi... chlorek-Florek... dobra, nieważne... jemu zrobiło się przykro. Widać było wyraz niepokoju na jego twarzy. Denerwował się. Właściwie też bym się denerwował gdybym przez przypadek - a chyba mu się wymsknęło - obraził swoją dziewczynę. Ale coś czuję, że to mi nie grozi.

Parę lekcji po prostu przeegzystowałem i poszedłem do domu. Po ciężkim piątku wreszcie dom. Teraz się cieszyłem, że do niego wracam. To jest dobre uczucie. W szkole nie było aż tak źle, chociaż to dopiero pierwszy dzień. Nauczyciele się produkują, a uczniowie ich nie słuchają. W klasie są same dzieciaki. Dla mnie dzieciaki, bo jestem starszy. Zrobiłem sobie parę kanapek. Później włączyłem komputer i zobaczyłem wiadomość od niej. Wytężyłem wzrok i nie uwierzyłem własnym oczom.

Labirynt Rzeczywistości - PrzemekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz