Rozdział 9

132 20 4
                                    

Na końcu (super ważna) notatka:)

🌞🌜🌕 🌖 🌗 🌘 🌑 🌒 🌓 🌔 🌚 🌝 🌛 🌞  

*Thomas P.O.V*

Znalazłem się w dziwnym mieście. Było opustoszałe, pozbawione życia, takie wymarłe. Szedłem wzdłuż szerokiej, posępnej alei. Otaczały mnie majestatyczne budowle, które rzucały martwe, nienaturalne cienie potęgujące nastrój grozy i tajemniczości. Niepokojący labirynt dróg zdawał się nie mieć wyjścia. W końcu doszedłem do rozległego placu, wokół którego ciągnęły się rzędy arkad. Na środku wznosił się mistyczny posąg, przedstawiający nierealną postać. We frontach budowli tkwiły znieruchomiałe zegary stale wskazujące południe. Głuche milczenie sprawiało, że słyszałam bicie własnego serca.
Nagle zegary oszalały, wskazówki kręciły się w niewłaściwym kierunku, ziemia zadrżała i usłyszałam przeraźliwy hałas. Spomiędzy budynków wyszedł zrozpaczony Dylan cały w krwi, jakby przed chwilą się z kimś bił. Był bez koszulki więc z łatwością dostrzegłem jeden wielki siniak w kształcie serca na żebrach oraz dwa mniejsze w okolicach łokcia

-Podoba ci się to co ze mną robisz?- zapytał gniewnie z bólem wypisanym na twarzy.

-Słucham? O czym ty mówisz?- dopytałem, nie rozumiejąc słów wypowiedziach przez bruneta.

-Wyłącz ten pierdolony telefon powiedziałam!- ze snu wybudziła mnie leżąca obok Rosalia. Zakładam, że pytanie skierowane do Dylana wypowiedziałem na głos.

-Już, już. Nie musisz krzyczeć!- usiadłem zaspany na łóżku i chwyciłem telefon w ręce.- Słucham.

-Ty debilu, musisz nacisnąć zieloną słuchawkę.

-Aa, no tak. Słucham, o co chodzi?

-Vanessa jest w szpitalu, miała wypadek.- momentalnie oprzytomniałem słysząc głos matki mojej przyjaciółki.

-Dobrze, postaram się zaraz tam być. Gdzie dokładnie znajduje się szpital?

Po usłyszeniu dokładnych informacji, zszedłem z łóżka, udałem się do łazienki i szybko się przebrałem. Włosy wyjątkowo dzisiaj nie chciały mi się układać, więc zostawiłem je w takim nieładzie.

Schodząc po schodach poczułem obrzydliwy zapach smażonego tosta z serem na patelni. Jak można coś takiego jeść? Przecież to jest sam tłuszcz...

Wchodząc do pomieszczenia, zobaczyłem uśmiechniętą Rosę, robiącą sobie posiłek.

Trzy tosty z serem, dwie parówki i kubek herbaty z cukrem.

Jak można tyle jeść i być tak chudym?
Jak można tyle jeść i nie liczyć ile to wszystko będzie miało kalorii?
Jak można tyle jeść i potem nie mieć wyrzutów sumienia?

No tak, przecież to ja jestem ten, który najchętniej nic by nie jadł doprowadzając się do drastycznie chudej sylwetki.

Chcę po prostu widzieć moje wystające kości.

Dlaczego muszę patrzeć na te kilogramy tłuszczu i czuć obrzydzenie do własnego ciała?

-Hej kochanie, wszystko w porządku? Zimno ci?- spojrzałem na swoje ręce, miałem gęsią skórkę. Zawsze tak mam kiedy myślę jak bardzo jestem nikim. Mimowolnie rozszerzają mi się dziurki nosa, a przez ciało przechodzi niemiły dreszcz.

-Emm, muszę lecieć do szpitala. Przyjaciółka miała wypadek. Jeśli będziesz wychodzić z domu to zostaw klucze za doniczką przy wejściu. Później zjem coś na mieście. Do zobaczenia kochanie.- pocałowałem ją w policzek i wyszedłem z domu.

[I] am [L]ucky t[o] ha[ve] [You] | DylmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz