ROZDZIAŁ V „DATA"

51 5 7
                                    

3  P A Ź D Z I E R N I K A  1 8 6 3

I
Czuła, jak z dnia na dzień bardziej zatraca się w świecie Asasynów. Im bliżej do chrztu, tym trudniejszych ćwiczeń wymagała od Westhouse'a, co nie do końca podobało się mężczyźnie, bo zaczęła przedłużać ich treningi, a nawet katować się na nich, tylko dlatego, że chciała wypaść jak najlepiej. Westhouse tego nie chciał, zaś Ethan nawet to popierał i trenował ją w walce wręcz i na pięści. Często wychodziła z siniakami i niewielkimi rankami, które nawet nie nadążały się goić, bo przybywały kolejne.

Jayadeep z kolei na początku roku zaczął pracę na budowie Kolei Metropolitalnej jako szpieg Asasynów. Alice bardzo niepokoiło to, jak bardzo zbliża się do Templariuszy, ale bez względu na to, jak bardzo chciała, by tego nie robił, i tak nie mogła nic zrobić. „Taki jest plan", mówił. A ona tylko przytakiwała, mimo że w głębi serca wiedziała, że to niesprawiedliwe, a kiedy ten załamywał się, bo zaczął zdawać sobie sprawę z tego, co robi, nie pozostawało jej nic innego jak mówić, że to dla dobra Bractwa i jeszcze mu się za to odwdzięczą.

Tego dnia, jak zresztą przez ostatnie miesiące, siedziała razem z Bumbym i ćwiczyła grę na fortepianie. W przyszłym tygodniu miała brać udział w koncercie i, mimo że nie przykładała do tego takiej samej uwagi co do ćwiczeń związanych z Bractwem, chciała wypaść tam chociaż trochę dobrze. Kilka razy się myliła, ale i tak się tym nie przejmowała, bo nie to było w tej chwili jej priorytetem.

— Powinnaś wypaść dobrze — rzekł, zdejmując okulary i przecierając oczy. — Mam nadzieję, że nie wypadnie ci nic w przyszły piątek.

— Też mam taką nadzieję. — Westchnęła.

— Wiesz już, kiedy ma się odbyć chrzest? — zapytał się, zamykając klapę fortepianu.

— Nie, Westhouse jeszcze nic mi nie powiedział. — Poprawiła opadające loki. — Mam tylko nadzieję, że nie w ten sam dzień, co koncert.

— To by była dopiero wpadka. — Parsknął śmiechem.

— Tak jak wtedy, gdy Frye dowiedział się o tym, że George mnie trenuje? Też tak sądzę. — Popatrzyła w jakiś niejasny punkt. — Mam nadzieję, że mi się uda i Bharat będzie ze mnie dumny.

— Po ostatnich siniakach śmiem twierdzić, że trenujesz ciężej, niż ćwiczysz do koncertu, więc nie wątpię.

— Nie o to chodzi. — Westchnęła. — Chodzi o to, że boję się, że gdy będę musiała pozbyć się ofiary, stchórzę... I skarzą mnie... Tak, jak znajomego Bharata.

— Rozumiem... Czyli o to chodzi? — Alice potrząsnęła głową. — Wtedy myśl o tym tak, że musisz ratować jego życie. Może to ci w jakiś sposób pomoże.

— Jest pan genialny.

— Jesteś genialny, Angusie — poprawił ją, a ona posłała mu uśmiech. — Byłem najlepszym przyjacielem twojej siostry, dziewczyno. Masz mi mówić po imieniu, bo jak nie, to powiem wszystko Bharatowi.

— Dobrze, już dobrze. Zapamiętam.

II
Jayadeep czekał przed biurem Cavanagha. Czekał w ukryciu. Wiedział, co się w nim znajduje i do kogo należała rzecz, na której mu teraz zależało. Hardy jeden i Hardy drugi stali przed drzwiami, dlatego nie mógł wejść sobie ot tak. Na szczęście w dachu z aluminiowych płyt było niewielkie okienko, w którym zmieściłby się, nawet jeśli z małą trudnością.

Jayadeep czekał i czekał. Na spotkaniu z Ethanem miał mu powiedzieć, gdzie znajduje się fragment Edenu, a na mapach, które miał Cavanagh, wszystko było dokładnie zaznaczone.

Szklane serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz