ROZDZIAŁ VI „CHRZEST"

51 4 3
                                    

1 1  P A Ź D Z I E R N I K A  1 8 6 3

I
Przez cały tydzień myślała. Czy faktycznie powinna jednak przystąpić do chrztu? Czy może jednak pozostać zwykłą dziewczyną, której nie grożą problemy? Nie pojawiała się na treningach, bo nie miała i po co. Rozważała „za" i „przeciw" i doszła do wniosku, że znalazła więcej minusów, niżeli plusów... Ale wciąż czuła w sobie pragnienie niebezpieczeństwa i adrenaliny. Poczuła pragnienie założenia ukrytego ostrza na przedramię. Potrzebowała przynależenia do Bractwa.

II
Gdzieś w środku tygodnia, podczas wieczornego spaceru — umówmy się, po czterech latach ciągłego znikania, nie mogła usnąć — spotkała Ethana, który właśnie wybierał się na spotkanie z Jayadeepem. Przywitał się z nią, jakby nic się nie stało i spytał, co zamierza.

— Nie jest już pan na mnie zły? — zapytała, unosząc brwi.

— Nigdy nie byłem, bo wiedziałem, że jakoś sobie poradzisz w tej sytuacji — rzekł pewien siebie. — Zadałem ci pytanie: co zamierzasz?

— Będę i na koncercie i na chrzcie. — Uniosła dumnie głowę. — Spotkajmy się nad tunelami wpół do dziewiątej.

— Hm... Jak chcesz to zrobić? Nie możesz być przecież w dwóch miejscach naraz.

— Proszę się nie martwić, dam radę. Występuję pod koniec, więc i tak bym się tam nudziła... A tak to chociaż zaznam trochę rozrywki.

— Bardzo podoba mi się twoje posunięcie. — Uśmiechnął się. — Więc do zobaczenia wieczorem, Alice.

III
Nie mogła, a wręcz nie potrafiła zaprzepaścić tej szansy, być może jedynej. I mimo że okropnie się denerwowała, to w żadnym wypadku nie mogła opuścić chrztu. Wiedziała już, jak dokładnie ma się ubrać, by ukryć płaszcz i szpadę i jak wyjść z budynku, w którym miał się odbyć koncert, by pozostać niezauważoną, a potem wrócić tak samo bez podejrzeń. Bezdyskusyjnie była gotowa. I wszystko inne również. Rada zatwierdziła datę chrztu... teraz wystarczyło tylko go przejść.

IV
Stała za kurtyną w sali operowej razem z Bumbym. Czekała tylko, aż mężczyzna gdzieś sobie pójdzie, a ona będzie mogła zdjąć tę kieckę, którą miała na sobie i przyodziać swój płaszcz. Rozglądała się niespokojnie, czując, że traci czas, a związany w jej biodrach płaszcz sprawia jej coraz większy dyskomfort. Ale w końcu poszedł, mogła ją zdjąć i wreszcie założyć odzienie tak, jak się należy. Założyła kaptur na głowę i niezauważalnie opuściła budynek opery. Chwyciła się powozu z nadzieją, że jedzie w stronę Tamizy i na nim dojechała blisko miejsca, gdzie miała się spotkać z Ethanem. Potem dobiegła do niego i mimo że już czekał, nie robił jej problemów i wyrzutów.

— Jaki jest mój cel? — spytała.

Ethan wyjął spod płaszcza zdjęcie. Mężczyzna wyglądający typowo dla londyńskich pożal się Boże arystokratów. Znała go, a przynajmniej z widzenia.

— Szef Jayadeepa?

— Cavanagh, tak, właśnie on.

— Nie sądziłam, że ma wtyki w Templariuszach — mruknęła.

— Ma i to spore, bo u Wielkiego Mistrza.

— U Starricka?

— Jak dużo przekazał ci George? Myślałem, że to będzie akcja rodem z kryminałów. Ja pokazuję ci zdjęcie, ty pytasz, kto to jest, a ja ci wyjaśniam wszystko od A do Z. Niszczysz całą zabawę, panno Liddell.

Alice zaśmiała się i naciągnęła kaptur na głowę, po czym razem z Frye'em zeszła na dół. Ukryty w dole czekał George. Miała szczęście, że Jayadeepa jeszcze nie było, bo to jak mogłoby się to skończyć... Nieprzyjemnie, mówiąc delikatnie. Nagle mężczyzna podszedł do niej i niespodziewanie przytulił. Było to dla niej zaskoczeniem niemałym. Nigdy wcześniej aż tak się nie cieszył, by aż ją przytulać... A teraz był szczęśliwy bez dwóch zdań, że jednak zmieniła zdanie i przyszła.

— Dziękuję... wiesz, że przyszłaś — szepnął, schylając się tak, by mógł bez problemu szepnąć jej to do ucha.

— Nie mogłam tego przegapić.

— Ekchem, ludzie, koniec amorów, Jayadeep zaraz się zjawi. Alice, do środka.

Odsunęli się od siebie, a George zacisnął kciuki, kiedy weszła do tunelu.
Ukryła się w jednej z ciemnych, pustych izb, czekając na ekipę Starricka, w tym również swój cel. Nie minęło dużo czasu, kiedy Templariusze i ich podwładni zaczęli wypędzać ludzi z ich izb. Ona próbowała skryć się jak najgłębiej, nie wywołując żadnych dźwięków. Słyszała krzyki i wrzaski oraz wybuchy broni. Jej serce przyspieszyło tępa, czuła narastającą adrenalinę. Jej policzki pokryła czerwień rumieni, spowodowanych emocjami. Źrenice zwęziły się i błysnęły ekscytacją. Czekała i czekała, zabijając kilku templariuszy, którzy akurat przechodzili obok i mogli ją zauważyć. A potem usłyszała krzyk, nie, wrzask. Jayadeep... Przemknęła przez tłum wrogów, zabijając jednego po drugim. Jayadeep klęczał przed zwłokami Maggie, zamykając jej oczy. I nagle za nim zobaczyła Cavanagha, który zamachnął się, by go zabić. Schowała szpadę do pochwy, jak gdyby nigdy nic i odeszła, idąc w stronę wyjścia. A potem wyciągnęła z powrotem szpadę, wbijając ją w ciało dyrektora Kolei. Jęknął żałośnie z bólu i osunął się na ziemię, klęknęła i wytarła chustką stróżkę krwi, która poleciała po jego brodzie. A wtedy usłyszała dźwięk stali i w idealnym momencie odwróciła się w stronę napastnika, który zamachiwał się właśnie nożem. Jej kaptur spadł, poczuła to... Ale musiał się w końcu dowiedzieć. Jej oczy odbiły światło, kiedy pozbawiła życia Marchanta — kierownika budowy.

V
Akcja trwała, a Duch podjął decyzję, że odejdzie. Niech Asasyni i Templariusze biją się między sobą. On nie miał zamiaru dłużej brać w tym udziału. To, co robił Eden... Musiał położyć temu kres w swoim życiu. Potem pomyślał o Maggie... Właśnie, Maggie. Gdzie ona mogła być? Pomyślał, że pewnie ją zabrali w bezpieczne... Zaraz... Bezpieczne miejsce? W jego pamięci błysnęło, że widział gdzieś twarz detektywa. Pobiegł natychmiast do jej izby, gdzie znalazł ciało kobiety, którą niektórzy nazywali „tunelową matką". Była dźgnięta wielokrotnie, jej koszula, rozerwana na strzępy, mówiła sama za siebie. Posiwiałe włosy, upstrzone były krwią, nieco zasłaniały jej twarz. Krzyknął jej imię i upadł na kolana. Tulił ją do piersi, nie dowierzając, że to już koniec. Na jej piersi przypięli kartkę „UZNAJEMY DŁUG ZA SPŁACONY"... Potem usłyszał jęk i dźwięk upadającego ciała. Zobaczył dziewczynę, która nagle odwróciła się w stronę Marchanta, który był kolejnym napastnikiem. Jej kaptur spadł podczas obrotu, odsłaniając ciemne loki i zielone oczy, które zobaczył przez ułamek sekundy, ale rozpoznał ich blask.

Alice...

Jego mała Alice...

Szklane serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz