ROZDZIAŁ XI „ZMIANA PLANÓW"

84 3 0
                                    

2 3  M A R C A   1 8 6 8

I
Stanął zaraz obok fortepianu, patrząc, jak jej dłonie przesuwając się po klawiszach. To był pierwszy dzień od ponad miesiąca, kiedy mieli wolne. Żadnych misji, sklep zamknięty. Chciał z nią porozmawiać. Dlaczego go unika, czy wszystko u niej w porządku, czy nie ma nawrotów. Lecz ona go olewała. Kiedy starał się coś powiedzieć, zaczynała od początku lub kazała mu się zamknąć, bo nie może się skupić.

— Alice, proszę, porozmawiajmy.

Warknęła i zamknęła klapę fortepianu. Patrzyła na niego przez chwilę, po czym się odezwała:

— O czym?

Jej głos był kąśliwy, pełen pretensji i czegoś, co mógł z powodzeniem nazwać złością lub irytacją.

— Co u ciebie? Jak się czujesz? Jak minął ci ostatni miesiąc?

— Idź do Evie — warknęła, otwierając klapę i układając palce na klawiszach instrumentu.

— Alice. — Westchnął.

— Zamknij się i daj mi pracować! Nie mam czasu na pierdoły, muszę ćwiczyć do koncertu i, jeśli łaska, zajmij się sobą, póki nie skończę — wydarła się na niego tak głośno, że kilkoro podopiecznych sierocińca zwróciło na nich uwagę.

Westchnął i kiwnął głową z zawiedzeniem na twarzy. Kiedy chciał odejść, chwyciła jego rękę, co sprawiło, że instynktownie odwrócił się w jej stronę.

— Przepraszam — powiedziała cicho. — Po prostu... dziś wieczorem jest ten cały koncert, na który mnie zaproszono, a ja wciąż nie wiem, czy to, co mam przedstawić, dobrze brzmi.

— Zagraj jeszcze raz — polecił, siadając obok niej.

Kiedy zaczęła naciskać po kolei dane dźwięki, zaczął się wsłuchiwać zarówno w jej śpiew, jak i w muzykę. Wszystko brzmiało, jakby zesłały tę piosenkę niebiosa. Albo jej dawne wspomnienia, które postanowiła spisać na papier.

Zdjęła dłonie z klawiatury i spojrzała na Henry'ego.

— Jak dla mnie brzmi znakomicie, ale czy wzięłaś dzisiaj tabletki? — odparł, a ona westchnęła.

— Ta piosenka nie pozwala mi o nich zapomnieć — jęknęła, kładąc głowę na jego ramieniu.

— To dobrze. Przynajmniej mam czyste sumienie.

Prychnęła śmiechem i położyła swoją dłoń na jego. Odwrócił ją, by zewnętrzna część jego dłoni znalazła się na dole i splótł razem ich palce. Zauważył kątem oka jej mały uśmieszek, gdy spojrzała na ich dłonie.

— Kocham cię, Jayadeep — szepnęła, nie będąc pewną, czy usłyszał to tylko on, a nie któreś dzieci, które były w salonie.

— Też cię kocham.

Kiedy to usłyszała, poczuła, jak rośnie jej serce, a ciepło rozlewa się po jej ciele. Boże, jak ona dawno tego nie słyszała! A jak bardzo potrzebowała tych kilku słów, które momentalnie sprawiały, że jej dzień stawał się piękniejszy. Nie od jakiegoś losowego mężczyzny, a już na pewno nie od Frye'a, który mówił to prześmiewczo, gdy zaczynała go opieprzać. Potrzebowała tych słów od jej Ducha. Słów, które uciszały jej zazdrość, niepewność i irytację. A kiedy poczuła, że całuje jej czubek głowy, a jego usta przez chwilę zostają na jej włosach, miała ochotę płakać. Jak ona go kochała. Jak bardzo chciała, by żywił te same uczucia do niej, co ona do niego. Niestety coraz częściej obawiała się, że jest to niemożliwe. W szczególności, że widziała, jak powoli on i Evie zbliżają się do siebie.

Szklane serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz