[00] prolog

8.5K 603 254
                                    

it's raining somewhere else~×~

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

it's raining somewhere else
~×~

- Jimin? Wszystko w porządku? - pijacki głos Taehyunga przebił się przez głośną muzykę, śmiechy i rozmowy. Zapukał kilka razy, ale na szczęście nie pociągnął za klamkę.

- Tak - wycharczał blondyn, wydmuchując nos w kawałek papieru toaletowego. - Zaraz przyjdę, poczekaj na parterze.

Taehyung rzucił jeszcze krótkie okej i mimo głośnej muzyki Jimin słyszał, jak chłopak się oddala. Czuł w płucach bas z ogromnych głośników piętro niżej, kiedy złapał za butelkę wody i wypił duszkiem pozostały litr. Kilka głębokich wdechów i wsadził palce z torebką foliową głęboko w gardło, płacząc z bólu i wyszarpując ją, odruchem wymiotnym wyrzucając z siebie trochę wymiocin i krew ze zdartego przełyku.

Zakaszlał, brudząc czerwoną cieczą porcelanową powierzchnię i oparł się łokciem o muszlę klozetową, odrzucając na bok kolejną zarzyganą folijkę. Z jego oczu płynęły gęste łzy, piekąc policzki, a w nosie czuł zapach rzygów, które w nim utknęły. Kwas żołądkowy wżerał się w tył jego gardła, bez znaczenia, ile razy przełknął ślinę.

Drżące nogi ledwo były w stanie unieść ciężar jego rozdygotanego ciała. Piosenki z dołu zmieniały się zbyt szybko - jeśli Jimin się nie pospieszy, Taehyung się zorientuje, może wyważy drzwi w pijackim szale, a blondyn nie zdąży posprzątać. I wtedy będzie żałował, że udało mu się wyszarpnąć torebkę foliową z gardła, bo mogłaby się przykleić do poparzonych ścianek i go udusić. Umarłby wtedy w zarzyganej łazience na imprezie u kumpla, z porozrzucanymi wszędzie butelkami po wodzie. Bo to byłoby lepsze, niż odkrycie prawdy przez kogokolwiek.

Znalazł miętową pastę wewnątrz szafki ściennej, ale nie miał szczoteczki - nałożył więc trochę na palec i w szybkim tempie umył zęby. Wiedział, że to nic nie da, bo po kilkudziesięciu minutach rzygania i tak będzie śmierdział, a jego zęby były zapewne wyżarte od środka przez kwas, ale jedyne, co Jimin mógł zrobić, to splunąć miętową pianę, przemyć usta i udawać, że nic się nie stało. Zebrał wszystkie torebki foliowe, które pomogły mu się oczyścić i wyrzucił je do małego kosza obok muszli klozetowej, nad którą wisiał od conajmniej pół godziny.

Wychodząc spojrzał na swoje odbicie w lustrze - popękane od ciśnienia naczynka w oczach, szarawa twarz, fioletowe wargi. Kiedy spojrzał na swoją dłoń, nic nie było lepsze - zobaczył niebieskie paznokcie i zdarte do krwi knykcie. Bolały go kolana od ciągłego wciskania ich w twarde płytki, żołądek się skręcał, a całe jego ciało drżało, jakby wypił dwa litry kawy i dołożył do tego trzy puszki energetyków.

Zszedł na parter, gdzie impreza wciąż trwała w najlepsze, by w tłumie ludzi znaleźć bruneta, który tańczył z jakąś blondynką na stole, strącajac kieliszki i talerze. Miał zamiar mu powiedzieć, że idzie się przejść, ale zrezygnował - po prostu wyszedł z domu, a świeże powietrze przyjemnie napłynęło mu do płuc.

Na zewnątrz wszystko było ciche, przez co w jego uszach pojawił się jednostajny, głośny pisk, ale Jimin to zignorował. Ruszył wybrukowaną dróżką, aż do furtki, której klamkę mocno nacisnął, otwierając kopniakiem drzwiczki i opuścił posesję.

Znał osiedle Taehyunga jak własną kieszeń - bogata dzielnica, na którą dzisiaj Jimin pluł. Chciał wybiec stamtąd, nie oglądając się na pełen złoto-bordowych wnętrz świat i uciec gdzieś, gdzie naprawdę pasował.

Czyli do jakiegoś brudnego, żałosnego miejsca, pełnego tak słabych ludzi, jak on.

Mijał kolejne przecznice, zanim budynki stały się odrobinę niższe, sklepy nie miały srebrnych szyldów, a kawiarnie kryształowych stolików na zewnątrz. Zamiast tego otaczały go kilkupiętrowe bloki, z których farba odpadała płatami, a drzwi klatek schodowych miały powybijane szyby.

Jimin szedł bezwiednie chodnikiem - nie wziął ze sobą telefonu i nie miał pojęcia, gdzie był, miał jedynie paczkę papierosów i zapalniczkę w tylnej kieszeni. W bezradnym geście przystanął, by wyjąć je i odpalił używkę, uciszając niekontrolowane drżenie dłoni gorzkim dymem tytoniowym.

- Hej gałganie, podzielisz się szlugiem? - usłyszał nagle głos, który zmroził mu krew w żyłach, bo był pół godziny drogi od miejsca, w którym powinien się dobrze bawić na imprezie, w dodatku dochodziła czwarta rano w sobotę i nie miał ochoty na konfrontację z zagubionymi imprezowiczami.

- K-kto tu jest? - zająkał się, przerażonym wzrokiem omiatając przestrzeń przed jednym z obskurnych bloków, ale nie widział nikogo.

- No kurwa, tutaj - mruknął nieznajomy i Jimin dopiero go dotrzegł.

Miał roztrzepane, czarne włosy i wyglądał na kogoś niewiele starszego od Jimina - siedział na ławce, trzymając telefon w dłoni. Miał na sobie szary podkoszulek i czarne dresy, w dodatku siedział z dala od światła lampy ulicznej, co spowodowało, że Jimin nie zauważył go od razu zwłaszcza, że wciąż był zamroczony alkoholem. Blondyn przełknął ślinę, zanim podszedł niepewnie do chłopaka i podał mu papierosa, odpalając go swoją zapalniczką, po czym zrobił dwa kroki w tył, by dopalić swojego szluga kilkoma zaciągnięciami.

- Od kiedy sprzedają papierosy piętnastolatkom? - spytał nieznajomy, opierając się wygodnie na ławeczce i zaciągając się fajką.

- Mam dwadzieścia lat - burknął Jimin, rzucając niedopałek na chodnik i przydeptując go trampkiem.

- Świetnie, siadaj - powiedział czarnowłosy, klepiąc miejsce na ławce obok siebie.

Jimin rozejrzał się niepewnie, ale ostatecznie i tak było mu wszystko jedno, choćby nieznajomy miał go zaciągnąć do mieszkania, zgwałcić i poćwiartować. Noc była ciepła, idealna na to, żeby zdechnąć.

- Jestem Park Jimin - powiedział, patrząc jak chłopak obok dopala papierosa.

- Min Yoongi - mruknął, deptając używkę niebieskim klapkiem. - Co tutaj robisz? Nie wyglądasz na kogoś stąd.

- Spaceruję - odparł Jimin, nerwowo trąc dłonie. - A ty? Czemu siedzisz na ławce przed blokiem o czwartej rano?

- Ludzie mnie wkurwiają i wolę posiedzieć na zewnątrz w nocy - odparł.

- Ja też cię wkurwiam?

- Nie, podzieliłeś się fajką, od dziś jesteśmy wspaniałymi kumplami - oznajmił, wzruszając ramionami i z delikatnym uśmiechem zerkając na naburmuszonego blondyna. - Dobra żartuję, cierpię na migreny i bezsenność, więc siedzę sobie, bo nie mam co robić w domu.

- Każdy na coś cierpi - westchnął Jimin, siadając na ławce po turecku. Czuł, jakby większość wypitego alkoholu wyparowała mu z głowy, nawet przestał się bać, że chłopak zrobi mu krzywdę.

Brzuch wciąż go bolał przez wymuszanie wymiotów, z tyłu gardła czuł posmak krwi i żółci, a jego knykcie były zdarte do krwi i pulsowały bólem. Nie miałby nic przeciwko, gdyby Yoongi okazał się seryjnym mordercą, może gwałcicielem, gdyby skończył jego marne życie - bo smak wymiocin na końcu języka był smakiem porażki, którego Jimin już nie chciał czuć. Nic nie chciał czuć.

- Więc? Na co ty cierpisz, gałganie? - spytał Yoongi, obserwując chłopca ciemnymi oczami.

Jimin patrzył przez chwilę na horyzont, na którym słońce zaczęło już powoli wstawać, a pojedyńcze wiązki światła płaszczyły się po chodniku, zanim odpowiedział:

- Na życie.

Chłopiec bez wiary▪️yoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz