Capitulum duodecimus

1.9K 176 108
                                    

Louis postanowił się przełamać. Kiedy został rycerzem, przysiągł sobie, że nigdy nie chwyci za łuk i strzały. Sądził, że w jego sercu jest miejsce tylko na miecz.

Teraz jednak, kiedy patrzy z tarasu na Harry'ego, który strzela do tarczy na dworze, chyba zmieni zdanie. Tomlinson zacisnął szczękę na myśli, które pojawiły się w jego głowie. Patrzył na uwydatnione mięśnie, które były idealnie widoczne przez białą koszulę, na loki poprzyklejane do czoła z potu oraz na skoncentrowaną na celu minę, przez którą jego linia szczęki wydawała się jeszcze ostrzejsza.

Postanowił też nauczyć się strzelać, aby móc dłużej podziwiać takiego Harry'ego. Ale do drugiej części zdania nie przyzna się przed samym sobą.

Louis ruszył wolnym krokiem w stronę sylwetki rycerza, który nie widział go, bo był zbyt skupiony na swoim zadaniu. Zielone tęczówki skanowały tarczę, obliczając w głowie tor ruchu strzały i puszczając cięciwę. Już chwilę później grot był mocno wbity idealnie w czerwony środek. Stylesa z transu wyrwało dopiero pojedyncze klaskanie. Spojrzał w bok, a widząc drobną postać księcia, uśmiechnął się szeroko.

- Brawo, na dworze nie mamy lepszego łucznika. - powiedział szatyn, nie wyolbrzymiając, bo naprawdę ich łucznicy strzelają na oślep, jedynie trafiając w wrogów. Nikt nie ma takiej dokładności jak Harry.

- Wątpię w ten komplement, aczkolwiek schlebia mi to. - wzruszył ramionami, patrząc jeszcze raz na tarczę ze strzałą na środku. - Ty, książę pewnie potrafiłbyś strzelić w dokładnie to samo miejsce, co ja, jednocześnie przepoławiając moją strzałę. - odezwał się Zawisza, patrząc kokieteryjnie na Tomlinsona. Ten przewrócił oczami na tytuł, którym posłużył się brunet.

- Czy to wyzwanie? - uniósł jedną brew niebieskooki, patrząc podejrzliwie na towarzysza. Kiedy uzyskał wzruszenie ramionami, które dało mu możliwość wolnej interpretacji, rzekł. - Jestem zmuszony odmówić tego starcia, jakoż nigdy w dłoniach nie dzierżyłem łuku. - Harry spojrzał na niego nieco zdziwiony. - Moją jedyną miłością jest miecz. - dopowiedział, niejako usprawiedliwiając się.

- W tobie jednak płynie królewska krew, pierwszy raz trzymając łuk i strzały w rękach pewnie zdolnyś był wbić grot przynajmniej w drugi okrąg. - Styles prowokował go.

- Krew na nic mi się tutaj nie zda. - zaśmiał się lekko szatyn. - Aczkolwiek mogę spróbować. - wzruszył ramionami i wyciągnął rękę po łuk i strzały. Brunet dał mu te przedmioty, patrząc nań z zaciekawieniem. - Tylko się nie śmiej. - niebieskooki zwrócił się do rycerza, a ten podniósł ręce w geście poddania, nic nie obiecując.

Louis podciągnął rękawy koszuli do łokci, po czym wyciągnął jedną strzałę z kołczana. Oparł jej koniec o cięciwę, a z przodu przytrzymując lekko kciukiem, aby leciała prosto. Drugim i trzecim palcem naciągnął cięciwę, patrząc na cel i przygryzając końcówkę języka w konsternacji. Nie był świadomy intensywnego wzroku zielonych tęczówek na sobie.

W pewnym momencie puścił cięciwę, powodując wystrzelenie strzały. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że strzała poleciała stanowczo za krótko, wbijając się w ziemię tuż przed tarczą. Szatynowi opadły ramiona.

- Widzisz? Teraz mi wierzysz, że pierwszy raz strzelam z łuku? - zadał pytanie Harry'emu.

- Nie, nie wierzę ci. - powiedział stanowczo zielonooki. - Twoja strzała bardzo ładnie poleciała, jedynie miała za małą siłę. - oznajmił, podchodząc nieco bliżej księcia. - Spróbuj jeszcze raz. - polecił.

Niebieskooki westchnął i wyciągnął kolejną strzałę. Zrobił dokładnie to samo, co wcześniej. Teraz jednak, kiedy przymierzał się do wypuszczenia strzały, poczuł delikatny dotyk palców na spiętym ramieniu.

- Strzelaj z barku, a nie tylko z łokcia czy przedramienia. Cofnij ramię. - usłyszał spokojny i cichy głos bruneta. Wykonał jego polecenie, chcąc oddać jak najlepszy strzał. Skupił się na środku, po chwili wprawiając strzałę w ruch. Usłyszeli głuchy świst, a potem dźwięk wbijania grotu w słomianą tarczę.

- Patrz! Trafiłem w tarczę! - powiedział rozradowany szatyn, ciesząc się ze swojego małego zwycięstwa.

- Brawo, teraz wystarczy wycelować w środek. - uśmiechnął się Zawisza, patrząc rozczulony na radość niższego. Niebieskooki z zapałem wyciągnął kolejną strzałę, ponownie koncentrując się na zadaniu.

Poprawił swoją postawę, wysuwając nieco swoją lewą stopę i nie zapominając o strzelaniu z całego barku. Skupił się tym razem bardziej na celowaniu w środek, jednak od ciągłego napięcia, ręce mu się lekko trzęsły. Harry widząc to, przybliżył się od strony pleców szatyna, prawie stykając się z nimi klatką piersiową. Położył swoje dłonie na tych należących do księcia, gładząc delikatnie kciukami ich wierzch. Nachylił się do ucha szatyna, niemal mrucząc do niego:

- Spokojnie. - Louis zignorował dreszcz przebiegający wzdłuż jego kręgosłupa. - Skup się na celu, nie na sile, którą musisz w to włożyć. - kontynuował, nie cofając się ani o krok.

Niebieskookiemu przyspieszył oddech, a krew szumiała mu w uszach. Na jego policzkach pojawił się delikatny rumieniec, jednak cały czas skupiał się na zadaniu. Zmrużył oczy i jeszcze odrobinę naciągnął strzałę. Kiedy uznał, że wszystko jest idealnie, a gorący oddech Harry'ego na karku nie jest już tak rozpraszający, rozluźnił palce, które trzymały cięciwę. Ułamek sekundy później usłyszeli świst i odgłos wbijania strzały w słomianą tarczę. Szatyn wytrzeszczył oczy. Trafił w drugi okrąg.

- Patrz! Trafiłem w drugie pole! - ucieszył się Louis opuszczając łuk wzdłuż ciała, nadal tkwiąc w (jakby nie patrzeć) uścisku Harry'ego, który również się uśmiechał.

Tomlinson nie słysząc żadnej reakcji ze strony rycerza, obrócił głowę, aby popatrzeć na jego mimikę. Spojrzał wprost w zielone oczy, nagle mając świadomość sytuacji, w jakiej znajdują się. Czuł duże dłonie Zawiszy nadal na swoich, czuł jego klatkę piersiową przyklejoną do swoich pleców. Nagle zrobiło mu się niesamowicie gorąco. Nie miał jednak za dużo czasu do namysłu, bowiem Harry odezwał się tym niskim i ciepłym głosem:

- Brawo. - brunet skanował twarz niższego, chłonąc każdy jej detal. - Jestem z ciebie dumny. - dodał, uważnie obserwując rumieniec pojawiający się na pięknej (w jego mniemaniu) twarzy. Louis pierwszy przerwał kontakt wzrokowy, spuszczając głowę i przygryzając wargę. Chwilę później pokręcił przecząco głową na to, jak absurdalne myśli zaprzątają mu umysł. On wcale nie chciał trwać dłużej w tych ramionach.

Niebieskooki położył lewą dłoń na klatce piersiowej Harry'ego, delikatnie nią go odpychając, nadal nie patrząc w zielone oczy. Zawisza niechętnie wypuścił księcia ze swoich ramion, tłumiąc w sobie odgłos łamanego serca.

- Przepraszam. - wyszeptał tylko Tomlinson, zanim nie odłożył łuku i kołczana na ziemię i cały czas unikając wzroku Harry'ego, zrobił to, co ostatnio. Uciekł od rycerza.

Do zamku odprowadziły go tęskne i zranione, zielone tęczówki.

696969
Hejka!

Kolejny rozdział, więcej Larry'ego...

🎉🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🎉

Yours,
LARloveRY

Black knight || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz