Część Bez tytułu 6

22 0 1
                                    

Minęły dwa lata od momentu, w którym zostałam w Seulu na pastwę losu. Miałam już kilkoro przyjaciół w grupie, moje książki sprzedawały się w Korei dosyć dobrze, więc po tym fakcie jak poinformowałam Kernsa dosyć chłodno stwierdził, że jeśli takie jest moje życzenie, to on się odsuwa od mieszkania w apartamentowcu i przekazuje mi nad nim pamięć o rachunkach. 

Nie utrzymywałam z nim więcej kontaktu. Nie tyle pałałam do niego teraz nienawiścią, co miałam za złe to, co zrobił.  Nie chciałam do tego wracać. Chociaż czasami, wspominając czasy tej podróży życia korciło mnie, by do niego zadzwonić.  Pogadać, przeprosić za brak kontaktu. Ale zawsze w takich chwilach przypominałam sobie, że mam pracę, a on własne życie. 

- Hey, Susan ! - Chinsu, Koreańczyk od edycji tekstów w naszym zespole zauważył mnie na ulicy i pomachał mi na powitanie. Podszedł bliżej. 

- Hey, Chinsu. - Odparłam. - What happened ? - 

- Didn't you hear the news ? - Spojrzał na mnie wielkimi jak spodki oczami. - The Conspirators will be back. - 

- And ? - Nazwa zespołu mnie zmroziła, ale nie dałam tego po sobie poznać. - So what ? - 

- They will begin their tour in here, in Seoul. - Odpowiedział podekscytowany. On też był ich fanem, a ze mną zaczął rozmawiać dlatego, że widział moją koszulkę z pamiętnej trasy. Od tamtego momentu ze sobą jako tako gadaliśmy i nawet się przyjaźniliśmy. 

- What !? - Stanęłam jak wryta, niemal krzycząc na niego. - When !? - 

- In next month. - 

Następny miesiąc zaczynał się za tydzień.  Wspomnienia ponownie odżyły. Znowu miałam przed sobą obraz czarnowłosego basisty, który rzucił mi kostkę, a potem mnie całował. 

- You are kidding me right ? That's a joke ? - Schowałam lekko drżącą dłoń do kieszeni kurtki. Złapałam tam coś twardego i owalnego. Kolejna kostka. JEGO kostka. 

- No, I am serious. Look. - Wskazał na plakat na jednym ze słupów. - See ? - 

- I ... I am sorry, but I need to go home. See you tommorow Chinsu. - Pożegnałam się i pognałam do siebie. Otworzyłam drżącą ręką drzwi kluczami, ale na moje zaskoczenie drzwi były już otwarte. 

W salonie, na krześle siedział Todd. 

Nie wiedziałam czy rzucić się mu na szyję, bo mimo wszystko mi go brakowało, czy z drugiej strony nie dać mu w twarz. Stałam tak jak słup kilkanaście sekund, jednak szybko zamknęłam za sobą drzwi. Nie chciałam robić skandalu. 

- What the fuck are you doing in here. - Spytałam ostro. 

- I thought I would pay you a visit. - Spojrzał na mnie uważnie. - You lost weight. - 

- Korean style of work. - Odparłam machając na jego troskę ręką. - Why are you here ? - 

- Why wouldn't I ? I am going to be here in a month, but I figured that I may visit you and say it to you in person. - Spojrzał na mnie zaniepokojony tym, że wciąż nie jestem dalej niż drzwi. - What is wrong ? - 

- What ? - Podeszłam do niego zaciskając pięści, by go nie zdzielić. - You still dare to ask ? -

-  Yes ? - Zasugerował, bo kompletnie chyba wymazał z pamięci fakt o tym, co zrobił tu dwa lata temu. 

- Why did you do that ? - Odparłam z jadem i sykiem. Powoli zbierało mi się na łzy. 

- What ? - Zastanowił się i spojrzał na moją twarz. - Sue, please, don't bring it up. - 

Podróż życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz