6

66 8 8
                                    

- Zaczekaj! - powiedziała dosadnym tonem, kobieta odziana w biały fartuch i z kremową spinką wpiętą w wysoki kok.

Mimo, że jego serce biło jak oszalałe, zimne ręce trzęsły się z nerwów, a nogi niestabilnie utrzymywały się w pionie, nie zamierzał odpuszczać, był zbyt uparty, tak bardzo mu zależało. Stał przez chwilę w bezruchu, lecz gdy zdał sobie sprawę, że słyszy zbliżające się w jego stronę powolne kroki, nie mógł dłużej czekać.

Bez zawahania pobiegł przed siebie, tym samym puszczając się barierki, otworzył gwałtownie ciężkie drzwi wyjściowe z oddziału, ani na chwilę nie odwracając się za siebie. Wiedział, że jak pobiegnie dalej to go nie znajdą, na pewno nie. Ucieknie na zewnątrz i schowa się, z dala od pielęgniarek i lekarzy. Może wtedy uwolni się od nich i dadzą mu jego wyczekiwany spokój.

Całe życie w biegu pod wiatr, na wprost przeciwnościom losu, złym wieściom i słowom, które tak bardzo raniły i osłabiały, starał się być silny, lecz z czasem czuł, że jego nogi nie wytrzymują już tej ciężkiej trasy, końcowa meta stawała się być zbyt daleka.

Nagle zatrzymał się, gdy znalazł się na środku wielkiego korytarza, pełnego drzwi i rozwieszonych kartek na ścianach z różnego rodzaju rozpiskami. Z każdej strony dominowała biel i jasna zieleń, zieleń, która aż sprawiała o mdłości i zawroty głowy. A może... to wcale nie była wina owej zieleni w pomieszczeniu? Rozejrzał się zdezorientowany po bokach, wzrokiem szukając wyjścia spośród tłumu ludzi. Szedł przed siebie szybkim krokiem, z podniesioną głową ku górze, co jakiś czas bezsilnie podtrzymując się ścian.

Pobiegł dalej, nawet już nie zdawał sobie sprawy, gdzie znajduje się dokładnie, jeszcze niedawno mijał oddział traumatologii, teraz to już nie miało większego znaczenia. Ważne było dla niego to, by szybko znaleźć się na zewnątrz, poczuć choć przez chwilę wiatr we włosach i zachłysnąć się świeżym powietrzem... tylko, że szpital ten nie należał do najmniejszych, sali i oddziałów było niesamowicie dużo, a prawdopodobieństwo nie natknięcia się na jakiegokolwiek lekarza graniczyła z cudem. Jungkookowi zależało na czasie.

W jednym momencie jednak, zatrzymał się na pustym korytarzu, spoglądając z daleka na okno, z którego aż wesołe, jasne promienie słoneczne wołały, by zbliżyć się do nich choć odrobinę. One dobrze wiedziały jak brunet uwielbia na nie patrzeć, równie tak jak siedzieć i wygrzewać się w delikatnym, wiosennym słońcu na balkonie przy szklance jagodowego musu i kartkami papieru w dłoni. Nie móc ulec pokusie, podszedł bliżej. Opierając się o jasny parapet, mógł z łatwością zaobserwować krajobraz miasta z wysoka.

- Jak pięknie... - zachwycony, westchnął cicho pod nosem.

- Ten park, stąd widać go tak dobrze. Nie pamiętam nawet, kiedy ostatnio w nim byłem. - dodał, myślami przez chwilę wracając do czasów, gdy będąc jeszcze bardzo małym chłopcem często chodził z mamą na spacery, podążając ulicami Busan, dokarmiali wspólnie ptaki ostatkami bułek i chleba z piekarni za rogiem, fotografowali piękne widoki oraz obserwowali nisko szybujące samoloty. Pragnął spędzać tak każdy dzień. To właśnie ona nauczyła go patrzeć na świat zupełnie inaczej. Wtedy wszystko miało takie kolorowe, szczęśliwe barwy. Gdzie właściwie one się podziały? Gdzie się podziała jego stara, roześmiana mama? Jak ktoś mógł mu to wszystko tak szybko odebrać?

W jednym momencie usłyszał jakieś głosy z pokoju ordynatora znajdującego się tuż obok, które stawały się być coraz bardziej bliskie, przez co nieco wystraszył się i zszedł ponownie ze świata wspomnień i marzeń na ziemię. Momentalnie odszedł od parapetu i spojrzał w kierunku schodów prowadzących na parter. Tylko czy są one dobrym wyjściem, tym bardziej, gdy chłopak nie miał pewności czy uda mi się samodzielnie i w miarę szybko po nich zejść? Dodatkowo wyglądały one na dość strome. Dźwięk otwierających się drzwi zasygnalizował jednoznacznie w jego głowię, że nie ma innego wyjścia. Szybko podbiegł w ich stronę, gdy nagle zauważył za rogiem otwierającą się windę, której wcześniej nawet nie zauważył. Wszedł do niej, nim ona zdążyła się zamknąć, zaraz to opierając się o tył metalowej ściany i oddychając z ulgą. Udało się.

Po zobaczeniu swojego odbicia w lustrze windy nieco się przeraził, mimo to podszedł bliżej. Nie sądził, że jego twarz jest aż w takim złym stanie. Zmęczone od barku snu, podkrążone oczy, blada, wysuszona cera wraz z ustami, aż prosiła się by tylko zostać przemyta zimną wodą i pokryta kremem, ciemne, lekko rozczochrane włosy za to panowały w nieładzie, miał wrażenie jakby nie widziały one szczotki od jakiś dwóch dni. Hmm, właściwie to tak było.

Winda w jednym momencie ruszyła w dół, jak dla chłopaka niesamowicie gwałtownie, przez co musiał przytrzymać się ściany. Nogi nie były w stanie nawet teraz unieść ciężaru jego ciała, a oddech wraz z biciem serca nagle przyśpieszył się, z powodu wcześniejszego wysiłku.

Wziął głęboki oddech. Czuł jak już powoli zsuwał się plecami po ścianie na podłogę, tym samym jego głowa sprawiała wrażenie bardzo ciężkiej, obraz stawał się być kompletnie rozmazany, niewyraźny, czuł się znużony, cicha melodia pianina w windzie nagle przestała grać.






/ Pierwszy taki dłuższy odpis, powiedzmy, że specjalnie dla was z okazji dnia dziecka. Mam nadzieję, że Wam się podobał... Jak myślicie co teraz czeka Jungkooka?


You Promise? |yoonkook|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz