Obudziłam się jak jeszcze było ciemno. Spojrzałam na zegarek, który stał na stoliku nocnym i przetarłam oczy.
- druga dwadzieścia, super. -powiedziałam do siebie siadając. Odrzuciłam koc, pod którym spałam i wstałam z łóżka podchodząc leniwie do okna. Oparłam czoło o zimną szybę i cicho westchnęłam. Wakanda w ciemności wygląda jeszcze piękniej niż w dzień. Spojrzałam na niebo i wpatrzyłam się w gwiazdy.
Chwile tak stałam, aż postanowiłam wyjść na zewnątrz pobiegać.
Wyjęłam z torby bieliznę, spodnie od dresu i sportowy stanik. Weszłam do łazienki.
-Wow- powiedziałam na widok pomieszczenia. Podeszłam do prysznica z ogromną ilością guziczków. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Stwierdziłam, że nie mam głowy do tego, aby teraz patrzeć na te wszystkie funkcje.
Po umyciu, wysuszeniu i ubraniu się, weszłam z powrotem do pokoju i usiadłam na łóżku, aby włożyć buty.
Spięłam włosy w wysokiego kucyka i wyciągnęłam pistolet spod poduszki wsadzając go do kabury, którą przypięłam sobie do uda. Wzięłam jeszcze wodę, którą znalazłam w lodówce i gotowa weszłam do windy wciskając guzik na parter.
Przejrzałam się w lustrze i poprawiłam górkę na głowie. Po chwili winda dojechała na parter. Wyszłam z budynku i pobiegłam truchtem w stronę miasta.Biegłam pomiędzy budynkami wsłuchując się w dźwięki nocy. Gdzieś jakieś dziecko płakało, prawdopodobnie głodne. Gdzie indziej słyszałam chrapanie jakiegoś człowieka w jego domu. Skutek wyostrzonych zmysłów. Kiedy moi rodzice się dowiedzieli o tym, że ich jedyna córka jest mutantem, oddali mnie do domu dziecka. Ponoć jak byłam jeszcze małym dzieckiem, kiedy nie chciałam iść spać i miałam napady złości wszystkie zabawki się unosiły i po chwili spadały z hukiem na podłogę. Na początku nikt z tym nic nie robił. Rodzice mnie ukrywali i starali się, aby nikt nie wiedział o moich napadach. Miarka się jednak przebrała, kiedy w wieku czterech lat nie mogłam dosięgnąć jakieś zabawki w sklepie i nagle z moich pleców wyrosły skrzydła. Podleciałam sobie po nią i potem jak gdyby nigdy nic, skrzydła same się zwinęły. Ludzie zaczęli krzyczeć. Wołać, że jestem dzieckiem diabła, a moja matka? Cóż... Jak tylko to zobaczyła od razu się mnie wyparła i oddała do domu dziecka myśląc, że to rozwiąże problem.
Nie rozwiązało.
Inne dzieci najzwyklej w świecie się mnie bały. Nie tylko one z resztą. Opiekunki również. Rozwiązaniem według nich było odseparowanie takiego pomiotu szatana jak ja od innych, więc uznały, że idealnym miejscem będzie izolatka. Spędziłam tam rok. Dwa razy dziennie dostawałam posiłki, trzy razy dziennie mogłam skorzystać z toalety i raz dziennie z prysznica. Dzieci o mnie zapomniały, problem rozwiązany. Na szczęście Fury usłyszał plotki o potwornej sierocie z domu dziecka na Brooklynie i się mną zaopiekował. Trenował mnie, szkolił, pokazał świat. Prawda jest taka, że zawdzięczam mu życie.
Dotarłam na jakąś polankę gdzie postanowiłam trochę się porozciągać. W trakcie jednego ze skłonów poczułam na sobie czyjś wzrok i usłyszałam pęknięcie suchej gałązki pod czyimś butem. Szybko wyjęłam pistolet z kabury i zwróciłam go w stronę dźwięku, odbezpieczając i celując.
- Wooo, spokojnie to tylko ja- Powiedział Bucky, jak się okazało. Podszedł do mnie z wyciągniętymi do góry dłońmi. Odetchnęłam z ulgą i zabezpieczyłam colta, chowając go do kabury.
-Przestraszyłeś mnie- powiedziałam wracając do ćwiczeń. Słyszałam jak mężczyzna do mnie podchodzi. Spięłam się.
- Przepraszam nie chciałem. - powiedział i stanął obok mnie. Skończyłam ćwiczyć i opadłam na ziemię upijając łyka wody. Mężczyzna też usiadł. Spojrzałam na niego. Część włosów spiął z tyłu w małego koczka, co głęboko w sobie uważałam za bardzo urocze. Był ubrany w strój typowy dla mieszkańców Wakandy. Jak dla mnie wyglądało to na jakieś kolorowe coś typu koc. Spojrzałam z powrotem na jego twarz. Patrzył z wysoko odchyloną głową na niebo co tylko wyeksponowało jego szczupłą twarz i lekko wystające kości policzkowe pokryte kilkudniowym zarostem. Nagle mężczyzna spojrzał na mnie z uśmiechem. Szybko spuściłam głowę speszona. Po chwili stwierdziłam, że nie będę z siebie robić błazna i wstałam.
-Co tu w ogóle robisz, Buck? -spytałam zrywając listka z pobliskiego krzaczka nie patrząc na niego.
-Nie mogłem spać. A ty? - odpowiedział po chwili. Spojrzałam na niego. Nie chciałabym przeżywać tego, co on. Zapewne ciągle ma koszmary związane ze swoją przeszłością.
Westchnęłam.
-Ja też -uśmiechnęłam się słabo do niego. - Shuri wyjaśniła ci plan na dzisiaj? - spytałam chcąc zmienić niewygodny temat. Barnes skinął głową. Pokiwałam głową. Nic tu po mnie. Pomyślałam i wzięłam wodę z ziemi.
-Ja już pójdę, do zobaczenia o świcie. -powiedziałam do niego machając mu i nie czekając na odpowiedź zaczęłam się oddalać. Niezręcznie.
-Hey poczekaj! -Krzyknął za mną. Westchnęłam i przewróciłam oczami, ale zwolniłam. Nie mogę być dla niego nie miła, w końcu dzisiaj nasze życia będą od siebie zależeć. Nigdy nie wiadomo co się może wydarzyć na misji. - Odprowadzę cię. -powiedział zrównując się ze mną. Skinęłam głową. Chłopak podrapał się po karku. -Chciałem ci podziękować za to, co zrobiłaś dzisiaj - Spojrzałam na niego marszcząc brwi. No tak.
Steve.
Uśmiechnęłam się.
-Nie ma sprawy. I tak zresztą dawno do nich nie dzwoniłam. Miło było ich usłyszeć. -powiedziałam wzruszając ramionami.
Teraz szliśmy w ciszy przez jakiś czas, aż dotarliśmy do obrzeży miasta. Ciekawe, która jest godzina. Spojrzałam w górę. Niebo powoli robi się coraz jaśniejsze więc myślę, że jest tak około czwartej. Poczułam na sobie wzrok Bucky'ego więc na niego spojrzałam. Szybko spuścił głowę lekko zarumieniony. Uśmiechnęłam się. Ciekawe co go tak speszyło.W końcu doszliśmy pod wieżowiec, stanęłam kilka stopni nad mężczyzną i schowałam dłoń do kieszeni spodni.
-To do zobaczenia niedługo- powiedział z uśmiechem.
-Do zobaczenia i dziękuje za odprowadzenie- odpowiedziałam i pomachałam mu wchodząc do budynku. Odwróciłam się, aby zobaczyć oddalające się plecy białego wilka._____________________________
Strasznie przepraszam za tak długą przerwę ale nauczyciele dają teraz popalić pod koniec roku.
Mam nadzieję że się wam podoba.
Do następnego:*
CZYTASZ
Whatever it takes / / B.Barnes
FanfictionWakanda jest w stanie wojny z sąsiednim krajem, które chce zdobyć całe ich vibranium dla swoich niecnych celów. Rząd Ameryki wysyła agentkę Tarczy do pomocy. Tam czeka ja wiele przeciwności losu, z którymi musi sobie poradzić. Jedną z nich jest były...