Rozdział 8

1.3K 116 42
                                    

Uczucie niewiarygodnej prędkości uderzające w Ciebie podczas spadania powoduje, że jedyne co chcesz robić to spadać jeszcze szybciej. Adrenalina w twojej krwi sprawia, że się nie boisz tylko ekscytujesz. Piękne uczucie.

Według mnie.

Bucky chyba nie podziela mojego zdania. Spojrzałam na niego. Miał mocno zamknięte oczy i pomimo tego, w jakiej sytuacji się znajdujemy mogłam zobaczyć jak na otwartej dłoni, że jest przerażony. Po chwili mnie olśniło. Przecież on podczas drugiej wojny światowej wypadł z pociągu na misji. Skarciłam się w myślach za swoją głupotę i przybliżyłam się do niego na odległość łokcia. Nie wyobrażam sobie jak on się w tej chwili czuje. Wątpię również, że w takiej sytuacji będzie w stanie otworzyć spadochron.
-Teraz może trochę zaboleć -krzyknęłam do niego starając się znaleźć nad nim. Chłopak nic nie odpowiedział. Współczuję mu. Bardzo. Chwyciłam go mocno pod pachy i wychyliłam się trochę nad nim, aby zobaczyć jak daleko od ziemi jesteśmy. Stwierdziłam, że wystarczająco blisko, aby zacząć nasz plan. Jedyne czego potrzebowałam tu to skupionego żołnierza obok mnie, a nie przerażonego chłopaka z drugiej wojny światowej. Zaczęłam w myślach odliczać.

Raz.

Dwa.

Trzy.

Wyjęłam skrzydła i poczułam ogromny opór. Krzyknęłam z bólu. Chyba bardziej mnie zabolało niż jego. Mężczyzna otworzył oczy i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się krzywo, czując rozsadzający ból barków. Nie spodziewałam się, że jest aż taki ciężki.

Spojrzałam ponownie nad moim całkowicie spiętym towarzyszem. Ziemia za trzy, dwa, jeden...
I twarde lądowanie. Jęknęłam z bólu puszczając Barnes'a. Szybko się jednak opamiętałam przypominając sobie, że jesteśmy na terytorium wroga. Poklepałam pochylonego chłopaka po plecach chowając skrzydła i ruszając w stronę najbliższego budynku mając broń w pogotowości. Mężczyzna podniósł się i uśmiechnął się smutno i po chwili na jego twarzy, jak i również mojej pokazał się wyraz całkowitego skupienia. Szybko do mnie dołączył. Wyjrzałam szybko za budynek, aby zobaczyć ile jest strażników przed budynkiem, który jest naszym celem.

Dwóch. Pokazałam liczbę dwa na palcach Bucky'emu. Skinął głową i pokazał na prawą rękę. Czyli ja biorę tego po lewej.

- Alfa, tu anioł, możemy zaczynać -Powiedziałam do słuchawki.

-Okay, wchodzicie za trzy... -zaczęła odliczać. Bucky stanął obok mnie i włożył magazynek z pociskami elektryzującymi. Nie mamy zamiaru nikogo zabijać. Chyba że w ostatecznej ostateczności. Zrobiłam szybko to samo i na słowo „jeden” wypowiedziane przez Shuri ruszyliśmy szybko strzelając w stronę strażników. Po sekundzie mężczyźni padli na podłogę cali w drgawkach spowodowanych pociskami. Po kolejnej leżeli już nieprzytomni. Obeszliśmy ich i stanęliśmy pod drzwiami położyłam dłoń na klamce i spojrzałam na Barnes'a nie mi odliczając do trzech. Chłopak skinął głową i zajął pozycję. Na trzy otworzyłam drzwi, a chłopak szybko przez nie wszedł. Weszłam za nim po czym zamknęłam drzwi.

- dziewięć i pół minuty. -Powiedziała Shuri. Skinęłam głową.

Szliśmy w głąb korytarza sprawdzając po kolei każdy pokój. Wszystkie były puste. Zmarszczyłam brwi. Shuri powiedziała, że będą tu żołnierze. Czyżby uciekli? A może ją przenieśli... Spojrzałam na Bucky'ego. Jego miną wyrażała te same niepewności. Doszliśmy do rozwidlenia korytarzy. Barnes wskazał na mnie i pokazał na lewy korytarz. Skinęłam głową i ruszyłam lewym korytarzem.

-Uważaj na siebie -szepnął Bucky patrząc mi głęboko w oczy, kiedy się mijaliśmy.

-Ty też -Odpowiedziałam uśmiechając się do niego.

Wchodziłam po kolei do każdego pokoju. Coraz bardziej się martwię, że Nakii tu jednak nie ma.

-Jesteś pewna, że to ten budynek Alfa? -usłyszałam głos Barnes'a w słuchawce.

-Tak jestem pewna jeszcze parę godzin temu tu była. Zauważyłabym, gdyby ją przenieśli -Powiedziała pewna siebie dziewczyna.

-Obyś miała rację -Mruknęłam wchodząc do kolejnego pomieszczenia. Nic. Ten też jest pusty. Westchnęłam głęboko i wyszłam zamykając drzwi. Stanęłam, przysłuchując się głuchej ciszy. Już chciałam ruszać z powrotem, gdy nagle usłyszałam szczęk łańcucha. Zmarszczyłam brwi ruszając powoli w kierunku dźwięku. Co chwilę jednak sprawdzałam również, czy nikt nie zachodzi mnie również od tyłu.

- pięć minut. -powiedziała księżniczka.

Przyspieszyłam trochę słysząc coraz głośniejszy dźwięk. Już byłam pewna, że to szczęk łańcucha. Dochodził dosłownie zza zakrętu. Wyjrzałam lekko za róg w prawo i poczułam jak moje serce szybciej bije. Spojrzałam jeszcze szybko w lewo i kiedy stwierdziłam, że nikogo tam nie ma szybko podeszłam do Nakii.

Kobieta była zakuta w kajdany z łańcuchami siedziała w koncie oparta o ścianę siedząc z głową między nogami. Podeszłam do niej nadal rozglądając się za wrogiem.

- Tu Anioł, znalazłam cel. Powtarzam. Znalazłam Cel.
Biały Wilku gdzie jesteś? - spytałam podchodząc do kobiety i klejąc obok niej.

-Znalazłaś ją? -krzyknęła Shuri. Skrzywiłam się na ten dźwięk.

-Tu Biały Wilk już się do was... -urwało nam połączenie z głośnym piskiem. Szybko wyjęłam, jak się okazało przepaloną słuchawkę. Syknęłam z bólu łapiąc się za ucho.

Co to do cholery było?!

Stwierdziłam, że nie ma co tracić czasu i szybko chwyciłam za kajdany kobiety szybko je rozrywając. Zwiększona siła czasem się przydaje. Kobieta była ledwo przytomna i nie kontaktowała. Musieli ją nafaszerować jakimś gównem. Chwyciłam ja pod ramię i podniosłam ją. Chwyciłam broń i powoli ruszyłam w stronę wyjścia.

Barnes gdzie jesteś?

Cholera, mam nadzieje, że nic mu nie jest.

Spojrzałam na ledwo przytomną kobietę. Lekka to ona nie jest. Nagle stanęłam jak wryta.

Na końcu korytarza stało około dziesięciu żołnierzy. Dwóch z nich trzymało nieprzytomnego Barnes'a, a trzeci celował my w głowę z karabinu. Reszta celowała we mnie. Wycelowałam w nich patrząc szybko do tyłu. Przeklnęłam pod nosem widząc odciętą drogę ucieczki. Za nami stało około sześciu kolejnych żołnierzy. Patrzyłam od jednego do drugiego poprawiając sobie zakładniczkę na ramieniu, aż w końcu jeden z żołnierzy wystąpił w przód.

- Opuść broń albo go zabijemy. -Powiedział łamanym angielskim celując Bucky'emu w głowę. Mężczyzna zaczął się wybudzać. Patrzył nieprzytomnym wzrokiem na scenę rozgrywającą się wokół niego. Spojrzałam przerażona za siebie i przeraziłam się jeszcze bardziej widząc, że ci z tyłu zaczęli się przesuwać bliżej mnie i Nakii. Przeklęłam i zrobiłam krok do przodu. Spojrzałam z powrotem do przodu i zauważyłam, że chłopak już się kompletnie wybudził i teraz patrzy na mnie przerażonym wzrokiem.

-Opuść broń. Teraz. Nie będę się powtarzał! -krzyknął żołnierz, przyciskając pistolet mocniej do głowy mojego towarzysza. Spojrzał na mnie. Zawahałam się. Nagle mężczyzna jak gdyby nic strzelił Bucky'emu w nogę. Chłopak krzyknął, a ja otworzyłam szerzej oczy.

-Dobra już odkładam, tylko nie strzelaj już do niego. -Powiedziałam odkładając broń na ziemię i wystawiając rękę do góry w geście poddania. Spojrzałam na chłopaka zwijającego się z bólu.

-Nie rób tego, Rose. -Jęknął Bucky szarpiąc się, próbując się wydostać, na co dostał w twarz. Z jego nosa poleciała krew.

Ich kapitan skinął głową do kogoś za mną. Odwróciłam się i usłyszałam dźwięk wystrzału. Poczułam niewyobrażalny ból i po chwili upadłam na ziemię cała w drgawkach, usłyszałam jeszcze tylko krzyk Bucky'ego, I po chwili była już tylko ciemność...

__________________________________________

Witam witam i o zdrowie pytam.
Jak się macie?

Mam nadzieję, że się wam podoba. Dajcie znać w komentarzach.

Do następnego :*

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 17, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Whatever it takes / / B.BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz