Rozdział 4

87 5 1
                                    

*W biegam do jakiegoś ciemnego lasu, krzyczę i płacze
-Nie zostawiaj mnie, proszę zostań Archie!!! *
-Rose, Rose obudź się!-dociera do mnie stlumiony krzyk. Zrywam się z łóżka i krzycze zostań. Oddycham bardzo szybko.
-Córeczko już cii spokojnie to tylko sen. -tata przytulił się do mnie i głaskał po plecach w geście uspokojenia.
-Ta tato to to by by było oo kro kro pne-strasznie się jąkałam. Nie rozumiem tego czemu krzyczałam akurat imię Archie.
-Nie bój się to był tylko sen. Będzie dobrze. A teraz idź spać bo jest dopiero 3 w nocy. Zostać przy tobie aż zaśniesz? -zapytał troskliwie.
-Nie dziękuję poradzę sobię. Dobranoc. A i przepraszam że cię obudziłam.-odpowiedziałam przepraszająco.
-Nic się nie stało kochanie. Dobranoc.-odpowiedział i wyszedł
Przez resztę nocy nie zasnęłam. Prze wracałam się z boku na bok lub na plecy. W końcu zdecydowałam się wziąść telefon i przejrzeć go trochę. Okazało się że dopiero jest godzina 6 rano. Postanowiłam jednak wstać i wziąć prysznic. Chyba jednak wstałam za szybko bo dziwnie zakręciło mi się w głowię. Nie przejęłam się tym za bardzo bo kiedyś zdarzyło mi się to dosyć często.
Wzięłam szybki prysznic który zajął mi około 15 minut. Następnie wzięłam się za suszenie włosów. Ta czynność zajęła mi 25 minut. W szlafroku poszłam się ubrać. W garderobie założyłam białą, koronkową bieliznę i

Gdy byłam już ubrana poszłam zrobić sobie delikatny makijaż

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Gdy byłam już ubrana poszłam zrobić sobie delikatny makijaż. Usiadlam przy toaletce i związałam włosy z tyłu głowy, aby mi nie przeszkadzały. Wzięłam do ręki puder mineralny gdy poczułam że coś wypływa mi z nosa. Spojrzałam w lusterko i zobaczyłam że z nosa leci mi krew. Wstałam szybko żeby nie na kapało mi na spodnie i zaczęłam biegnąc na dół po zimny okład, na ostatnim schodku zakręciło mi się mocno w głowie i upadłam na ziemię. Strasznie szumiało mi w uszach. Dotarło do mnie ciche wołanie mnie. Ale chyba zemdlałam bo nie wiem co się działo dalej.

POV Lucas
Jadłem śniadanie z Cassy, dziś wylatujemy na Hawaje aby spędzić trochę czasu razem. Nagle usłyszałem huk. Wybiegłem z kuchni a za mną moja ukochana. Zauważyłem jak Rose leci na ziemię. Zacząłem krzyczeć.
-Rose, Rose!! -podbieglem do niej. Wokół niej była już kałuża krwii.
-Dzwoń po karetkę szybko- krzyknąłem na Cassy. To moja jedyna córeczka. Nie może jej się nic stać. Prosiłem Rose by sie obudziła. Cassy przybiegła z workiem lodu i kazała przyłożyć jej na nos i sprawdzać puls.
Minęło już 15 minut a karetki nadal nie ma, krew też nie przestaje lecieć. Boję się coraz bardziej o nią. Żeby tylko nie było to co z moja zmarłą żoną. Miała ona bardzo słabą krzepliwość krwii, była to choroba genetyczna, dzięki lekom było lepiej ale i tak musiała bardzo na siebie uważać. Co miesięczne badania, dieta, regularne przyjmowanie leków, zero używania używek typu alkohol, papierosy. Zero uprawiania sportu ekstremalnego. Itd. Dużo by tego wszytskiego wymieniać ale wracając do sytuacji. Usłyszałem dzwonek. Cassy pobiegła otworzyć. Okazało się że to pogotowie. Podbiegli do Rose a mi kazali odsunąć się. Wszystko działo się bardzo szybko nawet nie zauważyłem kiedy wynoszą ją z domu do karetki. Cassy zabrała wszytsko i pociągnęła mnie do samochodu. Kazała mi usiąść na miejscu pasażera. Zacząłem się z nią kłócić że to ja będę kierował. Na krzyczała na mnie i w końcu się zgodziłem. Jechaliśmy do szpitala jakieś 10 minut. Cassy na prawdę szybko jeździ. Gdy zaparkowaliśmy; wybiegłem z samochodu bardzo szybko słyszałem jak za mną biegnie Cassy. Do biegłem do recepcji i troszeczkę zdyszany zapytałem się:
-Co z moją córką?!
-Jak nazywa się córka?-zapytała spokojnie recepcjonistka
-Amanda Rose Kneil.
-Została przed chwilą przywieziona. Leży w sali 103 na 8 piętrze.
-Dziękuję!-wy krzyczałem nie dając jej nic powiedzieć
Cassy powiedziała żebyśmy pojechali windą lecz ja chciałem być jak najszybciej przy mojej córeczce. W końcu wyszło tak że ja pobiegłem schodami a ona pojechała windą. Dosyć mocno zdyszany w końcu dotarłem na 8 piętro. Dobrze wiedziałem gdzie jest sala 103 więc nie musiałem się pytać. Pewnie zastanawiacie się skąd wiem gdzie ta sala. Kiedyś leżała tu Amanda-moja zmarła żona.
Akurat kiedy byłem przy sali wychodził lekarz.
-Przepraszam co z moją córką? -zapytałem.
-Panienka Amanda straciła dużo krwi. Udało nam się zatamować krwawienie z nosa i przetaczamy jej krew. Jej organizm jest bardzo osłabiony. I wyprzedzając pana pytanie narazie nie wolno wejść do córki.-odpowiedział bardzo spokojnie lekarz
-Proszę mówić do niej Rose. Nie nawidzi jak ktoś mówi do niej imieniem jej zmarłej mamy. A kiedy będzie wiadomo coś więcej?
-Dobrze. Prawdopodobnie za kilka godzin. Ja muszę już iść znajdzie mnie pan w pokoju dla lekarzy tak w razie czego.
-Dobrze. Do widzenie.
-I co z nią? -zapytała znienacka Cassy, a ja podskoczyłem że strachu.
-Nie strasz tak kochanie. Ehhh źle z nią. Straciła bardzo dużo krwi,  ma teraz przetaczaną. Jest bardzo osłabiona więcej dowiem się później.
-Nie martw się będzie dobrze.-mówiąć to siada na krześle obok mnie.

Kilka godzin później
Czekamy już tu kilka godzin. Dalej nic nie wiem jestem coraz bardziej wściekły. Staram się coś od kogoś dowiedzieć ale nie chcą udzielać mi informacji. Przecież jestem jej ojcem no do jasnej cholery.
Piję 4 kawę gdy w końcu podchodzi lekarz.
-Stan córki trochę się polepszył. Mam już wyniki badań ale chodźmy do do mojego gabinetu.-kiedy to mówił my szliśmy do jego gabinetu
-Dobrze. To co jest mojej córce? -zapytałem nad wyraz spokojnie.
-Dziewczyna jak na razie jest w śpiączce bo jej organizm jej strasznie osłabiony. Pamięta pan chorobę swojej zmarłej żony Amandy Kneil?
-To na prawdę to?! -wy krzyczałem to bo się przeraziłem
-Niestety tak. Jak tylko córka się wybudzi trzeba jej wszytsko wytłumaczyć.
-Dobrze. Dziękuję.-i wyszedłem trzaskając drzwiami. Wiedziałem jednak liczyłem że to nie będzie to tylko osłabienie organizmu.
Poszedłem do sali Rose, usiadłem przy jej łóżku i położyłem dłoń na jej dłoni. Chwilę tak siedziałem aż w końcu zacząłem mówić:
-Przepraszam cię córeczko że jestem tak okropnym ojcem. Proszę cię walcz o swoje życie. Pamiętaj że Amanda nad nami czuwa. Twoja mamusia liczy na cb że sobie poradzisz. Jesteś już dużą i silną kobietą wierzymy w cb. Ja i mama.-nadzwyczajnie w świecie się rozpłakałem.
Tak bardzo chciałbym żeby to ja wtedy zginął a nie Amanda. Rose powinna mieć matkę, a ja przez tyle lat nie potrafiłem jej zapewnić bezpieczeństwa i jakoś wynagradzać brak mamy. Jestem okropny.
-Kochanie nie zadręczaj się tak, to nie twoja winna-powiedziała Cassy.
-Powinienem lepiej o nią dbać i jakoś wynagradzać jej brak matki ale nie ja musiałem mieć wszystko w dupie.-powiedziałem wściekły
-Starasz się nią zajmować jakoś do niej dotrzeć ale ona cię odtrąca i dopóki sama nie będzie chciała się do cb zbliżyć ty nic z tym nie zrobisz.
-Będę walczyć o moją córeczkę. -tym razem nie odpuszczę i nie pozwolę jej mnie odrzucać czy odtrącać,  nie kiedy została mi tylko ona.

Kilka godzin później
Właśnie wracamy ze szpitala jestem padnięty. Stan Rose troszeczkę ale tylko minimalnie się poprawił. Cassy zaparkowała przed domem. Zamkłęm bramę na KOD i poszedłem otworzyć dom. Jak przystaje na dżentelmena prze puściłem pierw Cassy. Pomogłem jej ściągnąć płaszcz i sam zdjąłem swoje okrycie. Poszedłem wziąść szybki prysznic. Po 20 minutach byłem już odświeżony. Położyłem się na łóżku i nawet nie wiem kiedy zasnąłem.

Hej przepraszam że tak długo mnie nie było ale mam dużo nauki i wgl. Postaram się dodawać częściej. Mam nadzieję że rozdział się podoba.
Chciałabym podziękować krfamery za motywacje do napisania tego rozdziału. Kiedy zobaczyłam te wszytkie powiadomienia na wattpadzie że podoba ci się moja książka. Odrazu nabrałam chęci do pisania.
Buziaczki💓❤😘 Kicia178

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 01, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Nowa Ja Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz