3

3K 212 14
                                    

Punkt siódma dostaje kawę z waniliową śmietanką, taką którą uwielbiam. Dzwonię do Dinah aby wprowadziła Camile do systemu a sama znalazła dla mnie chwilę na rozmowę.

- Lauren? - Camila wchodzi do mojego gabinetu.

Zerkam na jej niebieską sukienkę, która idealnie dopasowuje się do jej kształtów.

- Możesz do mnie mówić Lauren, to naturalne, ale wolałabym żebyś przy pracownikach zachowywała się z dystansem. - informuje.

- Oczywiście, szefowo. - jej usta drgają w uśmiechu. 

- Ma Pani ważne spotkanie na godzinę jedenastą a następnie o czternastej. Dziś o szesnastej jest spotkanie zarządu w sali konferencyjnej. Catering jest zamówiony. - informuję więc jej dziękuję i zabieram się do pracy.

To dziwne uczucie widząc ją po tylu latach i wiedzieć, jak zakończyła naszą znajomość, naszą wspólną przygodę. Nie mogę tego inaczej nazwać. Byłam głupia planując z nią cokolwiek.

- Camila?

- Słucham.

- Potrzebuję raportu dotyczącego aktualnego dochodu z produkcji. To będzie twoje zadanie na trzy dni. - mówię.

Przytakuje i kiedy ma wychodzić, ktoś puka w moje drzwi. Wciskam guzik a do gabinetu wbiega mój syn Natan.

- Mamusiu. - zarzuca mi się na szyję więc składam mu drobnego całusa w czoło.

- Jak było u taty? - pytam.

- Dobrze. Zjadłem zupę bruskelkową. - odpowiada marszcząc nosek. - Kto to jest? - pyta.

- Moją asystentka. - odpowiadam i spoglądam na Camile, która patrzy z nieodgadnionym spojrzeniem.

- Hej Lauren. - Austin wchodzi ubrany w garnitur.

- Ja już pójdę, jakby coś będę u siebie. - wtrąca Camila, dlatego przytakuję.

- Nie mogę go przypilnować, mam ważne spotkanie a pracownik zawalił i muszę za niego iść. - mówi.

- Też mam ważne spotkania. - zaczynam ostro. - Oczywiście, że go przypilnuje, ale co tydzień wykręcasz się z tą samą śpiewką.

- Ja też mam firmę na głowie! - podnosi głos.

Zerkam na małego, który patrzy w podłogę. Nie chcę odbywać kolejnej kłótni przy nim.

- Camila? Możesz zabrać na chwilę Natana? - wybieram numer i kiedy odbiera pytam z nadzieją, że się zgodzi.

- Jasne.

Nie mija chwila, kiedy dziewczyna częstuje mojego syna ciastkami i zabiera go do siebie.

- Posłuchaj mnie! - podnoszę głos. - Jesteś ojcem więc albo zaczynasz się nim zajmować albo stracisz do niego prawa!

- Wiem, że to mój syn i kocham go, tak jak ciebie..

- Daruj sobie te śpiewki! - przerywam mu.

- Dobrze, ale wiedz, że to prawda. - wzdycha. - Wiem, że to dziwnie wygląda, że nie mam czasu się nim zająć, ale ostatnio mam poważne problemy z firmą, dlatego proszę Cię abyś zrozumiała.

- Rozumiem. - wzdycham. - Ale jestem zmęczona. - mówię starając się nie rozpłakać.

- Wiem, obiecuję że to się zmieni, jak tylko wyjdę z dołka. - podchodzi i delikatnie głaszcze moje ramie.

Brakuje mi go, ale mam swój honor i szanuje się na tyle, że nie wpadne mu w ramiona, jak za każdym razem.

- Kocham Cię. - mówi cicho w moje włosy i opuszcza pomieszczenie.

Kładę dłonie na swoje czoło i masuje skronie, ponieważ zaczęła boleć mnie głowa. Nie chcę się z nim kłócić, ale to przychodzi naturalnie, kiedy wyobrażam sobie co zrobił. Mamy syna więc muszę być silna, dla niego.

- Wszystko w porządku? - głos Camili wyrywa mnie z moich myśli.

- Tak. Dobrze z małym? - pytam, bo nie widzę go przy niej.

- Dinah zabrała go do bufetu. - informuje.

- Na pewno wszystko w porządku? - pyta delikatnie a ja uśmiecham się i przytakuję.

- Camila?

- Tak?

- Zawieziesz Natana do moje mamy? Wiesz, gdzie mieszka. Mam zaraz spotkanie, chyba, że to problem.. nie musisz. - pytam zażenowana tym, że prosze ją o taką rzecz.

- To żaden problem Lauren.

- Dziękuję. 

Seven years old camrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz