Punkt siódma dostaje kawę z waniliową śmietanką, taką którą uwielbiam. Dzwonię do Dinah aby wprowadziła Camile do systemu a sama znalazła dla mnie chwilę na rozmowę.
- Lauren? - Camila wchodzi do mojego gabinetu.
Zerkam na jej niebieską sukienkę, która idealnie dopasowuje się do jej kształtów.
- Możesz do mnie mówić Lauren, to naturalne, ale wolałabym żebyś przy pracownikach zachowywała się z dystansem. - informuje.
- Oczywiście, szefowo. - jej usta drgają w uśmiechu.
- Ma Pani ważne spotkanie na godzinę jedenastą a następnie o czternastej. Dziś o szesnastej jest spotkanie zarządu w sali konferencyjnej. Catering jest zamówiony. - informuję więc jej dziękuję i zabieram się do pracy.
To dziwne uczucie widząc ją po tylu latach i wiedzieć, jak zakończyła naszą znajomość, naszą wspólną przygodę. Nie mogę tego inaczej nazwać. Byłam głupia planując z nią cokolwiek.
- Camila?
- Słucham.
- Potrzebuję raportu dotyczącego aktualnego dochodu z produkcji. To będzie twoje zadanie na trzy dni. - mówię.
Przytakuje i kiedy ma wychodzić, ktoś puka w moje drzwi. Wciskam guzik a do gabinetu wbiega mój syn Natan.
- Mamusiu. - zarzuca mi się na szyję więc składam mu drobnego całusa w czoło.
- Jak było u taty? - pytam.
- Dobrze. Zjadłem zupę bruskelkową. - odpowiada marszcząc nosek. - Kto to jest? - pyta.
- Moją asystentka. - odpowiadam i spoglądam na Camile, która patrzy z nieodgadnionym spojrzeniem.
- Hej Lauren. - Austin wchodzi ubrany w garnitur.
- Ja już pójdę, jakby coś będę u siebie. - wtrąca Camila, dlatego przytakuję.
- Nie mogę go przypilnować, mam ważne spotkanie a pracownik zawalił i muszę za niego iść. - mówi.
- Też mam ważne spotkania. - zaczynam ostro. - Oczywiście, że go przypilnuje, ale co tydzień wykręcasz się z tą samą śpiewką.
- Ja też mam firmę na głowie! - podnosi głos.
Zerkam na małego, który patrzy w podłogę. Nie chcę odbywać kolejnej kłótni przy nim.
- Camila? Możesz zabrać na chwilę Natana? - wybieram numer i kiedy odbiera pytam z nadzieją, że się zgodzi.
- Jasne.
Nie mija chwila, kiedy dziewczyna częstuje mojego syna ciastkami i zabiera go do siebie.
- Posłuchaj mnie! - podnoszę głos. - Jesteś ojcem więc albo zaczynasz się nim zajmować albo stracisz do niego prawa!
- Wiem, że to mój syn i kocham go, tak jak ciebie..
- Daruj sobie te śpiewki! - przerywam mu.
- Dobrze, ale wiedz, że to prawda. - wzdycha. - Wiem, że to dziwnie wygląda, że nie mam czasu się nim zająć, ale ostatnio mam poważne problemy z firmą, dlatego proszę Cię abyś zrozumiała.
- Rozumiem. - wzdycham. - Ale jestem zmęczona. - mówię starając się nie rozpłakać.
- Wiem, obiecuję że to się zmieni, jak tylko wyjdę z dołka. - podchodzi i delikatnie głaszcze moje ramie.
Brakuje mi go, ale mam swój honor i szanuje się na tyle, że nie wpadne mu w ramiona, jak za każdym razem.
- Kocham Cię. - mówi cicho w moje włosy i opuszcza pomieszczenie.
Kładę dłonie na swoje czoło i masuje skronie, ponieważ zaczęła boleć mnie głowa. Nie chcę się z nim kłócić, ale to przychodzi naturalnie, kiedy wyobrażam sobie co zrobił. Mamy syna więc muszę być silna, dla niego.
- Wszystko w porządku? - głos Camili wyrywa mnie z moich myśli.
- Tak. Dobrze z małym? - pytam, bo nie widzę go przy niej.
- Dinah zabrała go do bufetu. - informuje.
- Na pewno wszystko w porządku? - pyta delikatnie a ja uśmiecham się i przytakuję.
- Camila?
- Tak?
- Zawieziesz Natana do moje mamy? Wiesz, gdzie mieszka. Mam zaraz spotkanie, chyba, że to problem.. nie musisz. - pytam zażenowana tym, że prosze ją o taką rzecz.
- To żaden problem Lauren.
- Dziękuję.
CZYTASZ
Seven years old camren
FanfictionCamila po siedmiu latach pojawia się w firmie Lauren w poszukiwaniu pracy. Czy jej powrót zmieni życie dziewczyny?