Rozdział jedenasty, w którym Frank myśli, że wariuje.
Kiedy Bucky'ego obudziły dziwne zgrzyty, w pierwszym odruchu miał ochotę wybiec przez drzwi i rzucić się na potencjalnego napastnika, dopiero później przypomniał sobie, gdzie był i z kim.
No właśnie, gdzie był? Kryjówka Franka była małym domem z jednym pokojem i łazienką, w której czaiła się pleśń i inne grzyby oraz salonem połączonym z mało elegancką kuchnią. Mieszkanie znajdowało się w jednej z najobskurniejszych dzielnic Nowego Jorku. Bucky nie pytał, skąd Frank znał to miejsce i jakim cudem mógł tutaj mieszkać, skoro, jak twierdził, był kompletnie spłukany. Bucky już dawno temu nauczył się, by nie zadawać niepotrzebnych pytań.
Wstał, założył na siebie czarną koszulkę i wyszedł z pokoju (Frank pozwolił mu go zająć, a sam przeniósł się na kanapę). Franka zastał nad patelnią, walczącego z przypaloną jajecznicą. W końcu Frankowi puściły nerwy i z siarczystym przekleństwem, upuścił patelnię do zlewu.
Tymczasem Bucky niepostrzeżenie usiadł na fotelu przy małym kuchennym barze. Jednakże Frank nie zdziwił się, widząc go. Bez słowa podstawił mu talerz ze śniadaniem pod nosem i sam zabrał się do jedzenia. Mało rozmawiali. Chociaż Franka ciekawiła historia faceta z metalową ręką, starał się nie naciskać.
– Jaki masz plan?
– Huh?
– Jaki masz plan? – powtórzył Frank. – Będziesz uciekać? Zwrócisz się do kogoś o pomoc? Masz w ogóle do kogo się zwrócić?
Frank nie oczekiwał szczegółowych odpowiedzi. Chciał dostać tylko zarys planu i ewentualnie być gotowym na kolejną potyczkę z... no właśnie z kim? Nadal się nie dowiedział, kim byli napastnicy z poprzedniego dnia. Bucky nie uraczył go żadną odpowiedzią.
– Posłuchaj, nie chcę się narzucać, ale chciałbym chociaż wiedzieć jakich skurczybyków zabijam i co będziemy dalej robić, bo...
– Dzisiaj sobie pójdę – Bucky przerwał mu.
– Co?
– Dzisiaj sobie pójdę – powtórzył. – Bardzo doceniam twoją pomoc, ale nie mogę cię narażać ani z ich strony, ani z mojej. Sam rozpracuję co i jak.
– Powinieneś zostać – dwie osoby wypowiedziało to samo zdanie i Frank przez chwilę był zaskoczony faktem, jak kobieco zabrzmiał jego głos.
Gdy dotarło do nich, że nie są sami, zerwali się na równe nogi. Obaj chwycili z blatu najostrzejsze noże, gotów wskoczyć za wysepkę, gdyby poleciał ku nim grad pocisków.
Jednakże w pokoju stała tylko kobieta i chociaż nie miała przy sobie żadnej broni, to wyglądała na potężną i groźną.
– Ty... – powiedział Bucky w przerażeniu.
– Znacie się? – zapytał Frank.
– Miło, że mnie pamiętasz – powiedziała Nyks.
Bucky pamiętał ją doskonale. Wysoka kobieta o bladej cerze, której czarne włosy falowały, a niebieskie oczy świeciły czymś dziwnym, nawiedzała go w sennych marach równie często, co twarze osób, którym odebrał życie.
– Kim jesteś? – zapytał Frank.
– Nyks, bogini ciemności nocnej. – Frank otrząsnął się zaskoczony. – Ty jesteś Frank Castle. Jestem wdzięczna, że pomogłeś Jamesowi.
– Bucky, nazywam się Bucky.
– James, więc to jest twoje prawdziwe imię? – Frank bardziej stwierdził, niż zapytał, ale Bucky i Nyks kompletnie go zignorowali.
– Co tutaj robisz? – zapytał. – Przez tyle lat nie odezwałaś się ani słowem. Byłem pewien, że byłaś tylko halucynacją, a teraz pojawiasz się i co?
Nyks podeszła bliżej. Jej czarna suknia falowała u dołu, a oczy świeciły jeszcze dziwniej, niż Bucky zapamiętał. Ogólnie cała Nyks wydała mu się jakby nieobecna, jakby rozmawiał tylko z jej duszą, a ciało było gdzieś indziej.
Wytłumaczyła im wszystko. Począwszy od Asgardu i Amory, porwania Thora, na Essexie kończąc. Podczas opowieści Frank śmiał się i był poważny na przemian. Bucky tylko słuchał z poważną miną i ani drgnął.
– To bez sensu! – powiedział Frank. – Ten cały najazd kosmitów już był bez sensu. Nie chcę brać udziału w tym cyrku, chcę tylko pomścić rodzinę.
– Wiem – powiedziała Nyks spokojnie. – Możesz odejść, jeśli takie jest twoje życzenie. Zastanów się jednak, w zaistniałej sytuacji przyda się każda para rąk. Jeśli plan Essexa powiedzie się, twoje życie również będzie zagrożone.
Frank i Nyks w ciszy mierzyli się władczymi spojrzeniami. W końcu Frank poddał się i z głośnym sapnięciem, usiadł na krześle. W głowie mu się to wszystko nie mieściło. Widział już wiele dziwacznych rzeczy, robił też równie wiele głupich rzeczy, ale to był największy absurd, w jakim przyszło mu brać udział. Miał wrażenie, że... wariował.
– Co niby mielibyśmy robić? – zapytał w ostateczności.
– Być może znalazłoby się dla was zadanie, ale – przeniosła spojrzenie na Bucky'ego – muszę wiedzieć, czy po wypadku Essex nad tobą pracował.
Bucky zmarszczył czoło.
– Ja nie pamiętam. Mam wiele dziur w pamięci. Nie potrafię ich wypełnić.
Nysk rozumiała ten stan rzeczy.
– W porządku, pozwól mi więc zajrzeć w głąb twojej podświadomości. Muszę się przekonać. Essex musi mieć powód, by na ciebie polować.
Pod długim namyśle, Bucky się zgodził.
Tylko dotknęła chłodną dłonią jego czoła i już błądziła między setkami nieprzyjemnych i bolesnych wspomnień. Zablokowane obrazy otaczała jakby mgła, więc ostrożnie się przez nią przedzierała, docierając do najmroczniejszych wspomnień sierżanta Barnesa. I w końcu zobaczyła, to co chciała zobaczyć. Tym samym rozwiały się wszelkie wątpliwości.
Otwarła oczy i powiedziała:
– Będę mieć dla was zadanie.
CZYTASZ
Gloom | Marvel Fanfiction
FanfictionLoki nie miał zamiaru już wracać do Midgardu... ...Bucky nawet polubił swoje życie uciekiniera... ...a Tony myślał, że po ataku kosmitów widział już wszystko. Oni wszyscy bardzo się pomylili. [Opowiadanie dzieje się po...