Nie mieliśmy ochoty przesiadywać całymi dniami w mieście, więc któregoś razu poszliśmy do mnie do domu. Wyjątkowo nie mieliśmy nic zadane i nie musieliśmy się uczyć, ale codzienne spotkania tak nam weszły w nawyk, że nawet nie przyszło nam do głowy, żeby rozejść się od razu po lekcjach. Po drodze zamówiliśmy chińszczyznę, a z powodu nieco zbyt emocjonalnej rozmowy o serialach postanowiliśmy włączyć Friendsów, chociaż obydwoje widzieliśmy wszystkie odcinki po kilka razy.
Jimin miał na sobie stary sweter z jego ulubionymi, rozciągniętymi rękawami. Wyglądał w nim tak swojsko, jakbym znał go przez całe swoje życie.
W pewnym momencie sięgnął do torby i wyciągnął z niej swój cenny zeszyt. Chwilę wcześniej byłem gotowy zasnąć, ale teraz zdecydowanie się rozbudziłem. Widząc mój zaciekawiony wzrok, uśmiechnął się niepewnie i wziął do ręki ołówek.
- Mogę cię narysować? - spytał nieśmiało.
Miałem ochotę się kłócić, dlaczego chce narysować mnie akurat teraz, w spranym dresie, z pudełkiem po jedzeniu i walającą się obok reklamówką. Nawet nie siedzieliśmy na kanapie, tylko na dywanie tuż obok niej.
A potem sobie przypomniałem, co mówił mi o swoim zeszycie. Jimin nerwowo przygryzał wargę i czekał na moją decyzję. Niby przypadkiem sięgnąłem po poduszkę, żeby ukryć drżenie dłoni. Rumieńców nie byłem w stanie ukryć. Mogłem tylko mieć nadzieję, że niczego nie zauważy.
- Jeśli chcesz... - mruknąłem, odwracając wzrok.
Nie odzywaliśmy się do siebie i żaden z nas już nie oglądał serialu. Dźwięk ołówka w starciu z papierem był najsubtelniejszym, a zarazem najbardziej inwazyjnym dźwiękiem, jaki dane mi było słyszeć.
Nagle odłożył notatnik na kanapę.
- Idę po wodę, chcesz też?
Potrzasnąłem głową. Lubiłem, gdy czuł się u mnie jak u siebie. Z nim moje mieszkanie wydawało się bardziej prawdziwe.
Wiedziałem, że nie powinienem tego robić, ale to on zostawił swój zeszyt otwarty na widoku. Z rosnącym poczuciem winy upewniłem się, czy Jimin wciąż był w kuchni, po czym szybko zerknąłem na szkic. Jedno, krótkie spojrzenie nikogo nie zabije.
W pierwszej chwili nie byłem pewien, na co patrzę. Bo nie widziałem nic podobnego do siebie, ani w ogóle do człowieka. Na czystej stronie widniał jedynie bardzo staranny rysunek słońca. Zbliżyłem twarz do kartki. I zdałem sobie sprawę, że słońce było podpisane moim imieniem.
***
Jimin okazał się kopalnią talentów.
Pewnego wieczoru Namjoon postanowił bez żadnej okazji przywlec do mojego domu kilka butelek wina, po czym zaprosił wszystkich naszych przyjaciół. Oczywiście, absolutnie nie pytając mnie o zdanie. Jin musiał coś opacznie zrozumieć, bo przyniósł ze sobą torbę grzechoczącą od puszek z piwem. Trudno wpaść na gorszy pomysł, jeśli chodzi o naszą siódemkę, ale było już za późno. Wobec tragizmu całej sytuacji wspaniałomyślnie zamówiłem pizzę i kazałem kupić Jungkookowi jakieś chipsy, gdy jako jedyny jeszcze się nie pojawił.
Nasza spontaniczna impreza zaczęła się niewinnie. Oglądaliśmy jakieś głupie seriale i komentowaliśmy je w jeszcze głupszy sposób. Potem Namjoon kazał nam pić za każdym razem, kiedy w telewizji rozlegał się dograny śmiech. Łatwo sobie wyobrazić, w jakim stanie byliśmy po niespełna pół godziny. Wtedy do drzwi zapukał Jungkook, wyposażony w siatki pełne przekąsek i dwie butelki wódki. Oniemiałem, widząc go z takim asortymentem.
- Czy ty jesteś normalny? - syknąłem, zanim jeszcze wpuściłem go do domu.
- O co ci chodzi?
- Naprawdę chcesz nas wszystkich zabić?
CZYTASZ
moonstruck • vmin soulmate au
Fanfictionmoon•struck // stan, który wyklucza normalne myślenie lub działanie, szczególnie z powodu bycia zakochanym; znamiona nie miały dla Taehyunga żadnego znaczenia. a potem pojawił się Jimin. i nagle wszystko zaczęło mieć znaczenie. 02|08|18: #1 w sou...