Rozdział drugi

3.5K 296 105
                                    


Bardzo Wam dziękuję za wszystkie komentarze pod pierwszym rozdziałem, są wspaniałe :D



Trzymając na biodrze świeżo umytą i przewiniętą Michelle, Harry wyskoczył z łazienki do wąskiego korytarzyka, łapiąc spazmatycznie oddech.

– Dobrze się czujesz? – spytał Louis.

Skinął głową i oparł się bezwładnie o ścianę, czując lekki zawrót głowy. Zaczerpnął kilkakrotnie świeżego powietrza; wreszcie wyprostował się i spróbował uśmiechnąć.

– Chyba nie było aż tak źle?

Styles spojrzał na niego z ukosa.

– Powinienem był założyć maskę tlenową.

Louis roześmiał się serdecznie, nie wpłynęło to jednak na poprawę humoru chłopaka.

– Po tym, czego właśnie doświadczyłem, nie jestem w stanie zrozumieć, czemu ludzie nadal się rozmnażają – wyjął z szafki duży pojemnik z odświeżaczem powietrza, i, wsunąwszy rękę do łazienki, szczodrze go rozpylił.

– Gdy z takim poświęceniem zajmowałeś się małą, rozłożyłem łóżeczko – powiedział wciąż zbyt rozbawiony jak na gust Harry'ego gość – Gdzie je postawić?

– Myślę, że salon będzie odpowiednim miejscem.

Harry nie przywykł do bycia zależnym od innych, jego podziękowanie było więc raczej wymuszone.

Poszedł za mężczyzną do salonu, położył Michelle w przygotowanym łóżeczku i przykrył ją kołderką ręcznej roboty. Dziecko nie zaprotestowało, układając się wygodnie. Louis skierował się ku drzwiom.

– Jesteś pewien, że sobie ze wszystkim poradzisz?

– Oczywiście – tak naprawdę Styles miał co do tego duże wątpliwości, ale Michelle była jego siostrzenicą i musiał rozwiązać ten problem sam. Louis i tak zrobił już więcej, niż można było oczekiwać – Dzięki za kolację.

– Polecam się na przyszłość – zatrzymał się w drzwiach i odwrócił do Harry'ego – Zostawiłem mój numer telefonu na blacie w kuchni. Zadzwoń, jeśli będziesz mnie potrzebował.

– Dziękuję.

Uśmiechnął się do niego i wyszedł, a Harry stał jeszcze przez parę minut, zatopiony w myślach o nim. Uczucia miał zdecydowanie mieszane.

Zaczął sortować rzeczy pozostawione przez siostrę, ustawiając słoiki z pokarmem dla dziecka na stole i wkładając butelki do lodówki. Skończywszy prace w kuchni, poszedł do łazienki i zanurzył się w ciepłej wodzie, pozostawiając drzwi uchylone na wypadek, gdyby Michelle się obudziła. Po kąpieli poczuł się znacznie lepiej.

Wrócił na palcach do salonu i zabrał zeń teczkę oraz gruby plik dokumentów. Przystanął na moment, spoglądając na śpiącą siostrzenicę i delikatnie pogładził ją po pleckach. Mała dziewczynka wyglądała we śnie jak aniołek.

Nagle serce Harry'ego przepełniła tęsknota, której nawet nie potrafił nazwać. Bardzo kochał siostrzenicę, ale chodziło o coś więcej. Czas spędzony sam na sam z Michelle wyzwolił w nim od dawna skrywane pragnienie, nad którym dotąd nie miał czasu się zastanawiać.

Stawiając na karierę zawodową, Harry zdawał sobie sprawę, że rezygnuje z tej części samego siebie, która pragnie mieć męża i dzieci. Nic nie przemawiało za tym, by wyrzekł się założenia rodziny, ale wiedział, na co go stać. Od czasu studiów było oczywiste, że prowadzenie domu nie jest jego mocną stroną. Zwłaszcza gdy porównywał siebie z Gemmą, która musiała się chyba urodzić ze ściereczką do kurzu w jednej ręce i książką kucharską w drugiej. Harry nigdy nie żałował swej decyzji, ale znajdował się w lepszej sytuacji od innych. Miał siostrę, która zamierzała dostarczyć mu całą masę siostrzenic oraz siostrzeńców i w zupełności go to zadowalało.

For I am a rain dog, too [LARRY STYLINSON]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz