•Rozdział 5•

1.9K 159 70
                                    

Rodzeństwo Akaashi siedziało na kanapie, oglądając pierwszy, lepszy film i czekając na swojego przyjaciela. Bokuto w tym czasie szykował się do wyjścia i pakował ciuchy do plecaka.

- Onee-San. - Keiji spojrzał na swoją siostrę, na co ta podniosła pytająco brwi - Nie sądzisz, że ostatnio Bokuto za bardzo się do ciebie przymila? - Spytał, krzyżując ramiona na torsie.

W tym momencie do domu wszedł nie kto inny jak Bokuto, jednak słysząc urywek rozmowy o sobie, postanowił na razie się nie ujawniać. Oczywiście żadne z rodzeństwa nie usłyszało drzwi przez telewizor. Anzu postanowiła nieco nagiąć prawdę, by Akaashi przestał się czepiać starszego kolegi o jego zaloty względem starszej siostry.

- Nie, jest tak, jak było wcześniej. Poza tym...Bokuto przymila się do każdego, to jego sposób okazywania sympatii, z resztą, ty akurat powinieneś o tym wiedzieć. - Wykrzywiła usta w uśmiech.

- Skoro tak twierdzisz. - Westchnął przeciągle i wrócił do oglądania telewizora.

- Nie musisz się o mnie martwić. - Powiedziała po chwili ciszy - Ani być zazdrosny o Kōtarō. Temat Bokuto został już dawno zamknięty, nic prócz przyjaźni nas nie łączy. Ani ja nie jestem odpowiednia dla niego, ani od dla mnie.

Bokuto, który stał za ścianą spojrzał w podłogę. Podniósł dłoń i ścisnął koszulkę w miejscu, gdzie znajdowało się serce. Poczuł dziwny i bardzo nieprzyjemny ścisk, przez co się skrzywił. Niewiele myśląc po prostu wyszedł z domu rodzeństwa, nie trudząc się nawet o ciche zamknięcie drzwi. Anzu i Keiji gwałtownie się odwrócili, a gdy dziewczyna chwilę pomyślała nad zaistniałą sytuacją, zrobiła się blada niczym ściana.

- Cholera jasna.

Dziewczyna poderwała się do góry i wybiegła z domu, gdzie od razu zauważyła szybko idącego białowłosego.

- Bokuto-Kun!

Siatkarz zatrzymał się, ale nie odwrócił. Nie musiał, wiedział do kogo należy ten głos. Znał go już, aż za dobrze. Spuścił głowę, a czarnowłosa zatrzymała się tuż za nim. Nie pokwapiła się nawet o założenie butów, po prostu wybiegła za nim w samych skarpetkach, krótkich spodenkach i cienkiej bluzce na ramiączkach.

- Bokuto-Kun, nie złość się na mnie. - Jęknęła żałośnie, dotykając opuszkami palców jego pleców - Powiedziałam to tylko po to, żeby Nii-San się nie czep...

- Dlaczego miałbym się złościć? - Zacisnął dłonie w pięści, przerywając jej - Przecież oboje obiecaliśmy, że będziemy tylko przyjaciółmi. - Powiedział przez zęby - W sumie to dobrze powiedziałaś ani ja do ciebie nie pasuje, ani ty do mnie...Nie wiem nawet, czy sens jest dalej się przyjaźnić.

Mówił, uporczywie wpatrując się w chodnik. Nie wiedział, co ma czuć. Był roztrzaskany emocjonalnie. I choć upierał się, że nie jest, to był zły. Nawet wściekły. Odwrócił się, a wtedy zobaczył jej twarz i błyszczące się od łez oczy. Momentalnie jakby otrzeźwiał, ale co tu dużo tłumaczyć, było już na późno. I pomyśleć, że ich własną głupota sprawiła im tak wielką krzywdę.

- Skoro tak uważasz, to ja nie będę się kłócić. - Powiedziała nieco załamanym głosem i odwróciła się, wracając do domu.

Kōtarō patrzył na odchodzącą czarnowłosą smutnym wzrokiem, chciał za nią pobiec, ale po co? Powiedział już, co chciał powiedzieć i za dobrze na tym nie wyszedł, więc po co dalej drążyć temat, który dla obu stron nie jest komfortowy?

- Zajebiście. - Burknęła sama do siebie i weszła do domu, trzaskając z całej siły drzwiami.

- Onee-San, co się stało?

Bro || Bokuto Kōtarō x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz