XI "Masz mnie, Marinette."

257 21 11
                                    

Bezwładnie poruszała się za blondynem, który kurczowo trzymała jej rękę, jak gdyby w każdej chwili mogła mu uciec. Ta obawa nie była do końca irracjonalna, bo dziewczyna już w momencie, w którym ruszyli z miejsca układała w głowie coraz to nowe plany ucieczki. Na początku próbowała przekonać Adriena, że to jest najbardziej beznadziejny pomysł w jego życiu, jednak nie dało to większego efektu, ponieważ chłopak słysząc to, powiedział pod nosem "Nie znasz się" i znacznie przyśpieszył.
   Po 2 minutach wbiegli na dziedziniec, który o dziwo był pusty. Marinette była tym faktem lekko zaskoczona, ponieważ zazwyczaj Adrienowi towarzyszyła grupa jego wielbicielek, które regularnie rzucały się na niego, by później między sobą bić się o chłopaka jak o przecenionego karpia na Boże Narodzenie, które jakby nie patrzeć, było już za tydzień.
 
  Stali chwilę w milczeniu. Fiołkowooka z wielkim zainteresowaniem analizowała wszystkie krzaki znajdujące się na dziedzińcu i ani myślała o rozpoczęciu rozmowy ze swoim towarzyszem. On jednak był przeciwnego zdania i gdy tylko ich spojrzenia przypadkiem się skrzyżowały, wypalił:

-Teraz możesz mi powiedzieć.

-Mogę. Ale nie muszę. - odpowiedziała szybko nastolatka, chcąc odwlec ten moment jak najbardziej się dało.

Adrien przewrócił oczami, po czym zdecydowanie chwycił jej rękę. Szybkim ruchem podciągnął jej rękaw i powiedział spokojnym głosem:

-To może zaczniemy od tego.

Bardzo chciała cofnąć ją i uciec jak najszybciej, ale coś kazało jej zostać. Podświadomie wiedziała, że druga taka okazja się nie powtórzy, a bardzo potrzebowała rozmowy z kimś komu mogła zaufać. A on był chyba jedyną taką osobą.

-To było dawno.- odpowiedziała wpatrując się w swoje buty.

-To też?- zapytał blondyn unosząc brew i wskazując na dosyć niewielką, ale jeszcze świeżą ranę.

-Chwila słabości.

-Dlaczego?- słychać było lekkie drżenie jego głosu.

-Co dlaczego?

-Dlaczego to zrobiłaś?

-Tak jakoś wyszło.- odpowiedziała wzruszając ramionami. Chciała brzmieć przekonująco, ale zdradzał ją spuszcza wzrok.

Lekko podirytowany całą sytuacją chłopak chwycił jej policzki i uniósł delikatnie głowę. Jednak Marinette nadal uparcie wpatrywała się w ziemię.

-Popatrz na mnie. Mari, proszę spójrz mi w oczy.

Dziewczyna niechętnie podniosła wzrok.

-Powiedz mi prawdę, proszę.

Wahała się. Bardzo długo się wahała. Nie wiedziała co robić. Z jednej strony bardzo chciała mu wyznać całą prawdę, ale jednak nie robiła tego nigdy wcześniej, a to bardzo utrudniało podjęcie decyzji. W jej głowie rodziło się milion za i przeciw.
Trudno było jej zburzyć mur wybudowany wokół jej życia wewnętrznego. Tylko dzięki tej skorupie jakoś się jeszcze trzymała. Bała się, że gdy tylko się jej pozbędzie, wszystkie jej przeżycia wydostaną się na zewnątrz. A nie chciała stać się jeszcze większym pośmiewiskiem w w szkole niż jest aktualnie. O ile to wogóle możliwe.

Widział niepewność w jej oczach. Co chwilę miał wrażenie, że już zdecydowała się opowiedzieć mu całą historię, ale sekundę później całe zdeterminowani znikało z jej twarzy.

Odetchnęła głęboko. Podjęła już decyzję i tym razem nie miała zamiaru jej zmieniać.

- To taka forma ucieczki od problemów, wrogów i mojego życia. Czasem... nie dawałam sobie rady. To okropne uczucie, gdy wszyscy w koło cię nienawidzą. Jakby tego było mało pokazują go na każdym kroku. Szydzą z ciebie. Niszczą cie fizycznie i psychicznie. Nie masz już siły, masz ochotę nigdy więcej tu nie wracać. Codziennie chcesz zostać w domu, ale później uswiadamiasz sobie, że tam wcale nie jest lepiej. To okropne mieć świadomość, że nie masz nikogo. Nikogo, kto by cię wysłuchał. Nikogo, kto by cię pocieszył, wsparł w trudnych chwilach. Wtedy cały ból przelewasz w to. To jest... ja... - jej oddech był coraz płytszy. Czuła łzy napływające do jej oczu. Wszystkie wspomnienia uderzyły w nią z podwójną siłą. Łzy zaczęły płynąć po policzkach. Rozpłakała się jak małe dziecko.

Obraz przed oczami Adriena gwałtownie się rozmazał.  Było mu jej cholernie żal. W tym momencie zrozumiał jej zachowanie i wszystkie agresywne reakcje. Broniła się poprzez atak. Nie chciała dopuścić do siebie nikogo, bo bała się, że ktoś znowu ją skrzywdzi. To tylko bardziej utrzymało go w przekonaniu, że musi być przy niej. Niezależnie od wszystkiego.

Drżącym głosem powiedział coś, co chciała usłyszeć od zawsze. Wypowiedział słowa, na które czekała tyle lat:

-Masz mnie, Marinette. Możesz na mnie liczyć, uwierz mi. Chcę ci tylko pomóc. Od początku tego chciałem.

Popatrzyła na niego przez łzy. W jej oczach można było dostrzec wszystkie dotychczas skrywane emocje.
  Pod wpływem impulsu nachylił się nad nią. Nawet jako ryczący bóbr była piękna. Mimo, że cała czerwona i z przekrwionymi oczami.
  Powoli przybliżał  do niej swoją twarz. Nastolatka, była zaskoczona, jednak nie protestowała. Chwycił ją w talii i pocałował. W jednym pocałunku chciał przekazać jej, że naprawdę mi na niej zależy i będzie przy niej. Pragnął tego od bardzo dawna i w końcu mu się udało. W tym momencie był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

Po chwili oderwali się od siebie. Czerwone policzki dziewczyny zdradzały jej zawstydzenie. Jednak nie uciekła. Nie miała powodu. Wiedziała, że może mu zaufać. W tym momencie nie myślała o mszczących się na nim jej wrogach. Ważna była tylko ona i on. Nie przeszkadzało im nawet to, że dzisiejszego dnia na zewnątrz było stosunkowo zimno.

Dzwonek na lekcje zadzwonił juz dawno, wiec nastolatkowie usiedli na murku i czekali na kolejne zajęcia. Zapanowała między nimi cisza, która z czasem stała się trochę niezręczna, więc Adrien, postanawiając ją przerwać, zadał pytanie, którym myślał od wielu dni:

- Marinette? Spędziłabyś ze mną święta?

Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i radośnie odpowiedziała:

-Oczywiście, że tak!

Chłopak poczuł ciepło rozchodzące się po jego sercu. Jeszcze nigdy nie widział u niej tak pięknego uśmiechu. Pierwszy raz był on prawdziwy, pełen radości, szczery. W duchu postanowił, że musi o wiele częściej powodować go na jej twarzy.

Witam! To jest ten moment, kiedy powinnam się uczyć geografii, a piszę rozdział. Co oznacza, że wena wróciła na stałe po moim rocznym kryzysie twórczym. Miałam straszny problem z wyborem tytułu dla rozdziału. Za dużo fajnych rzeczy się w nim dzieje ://. Ale nie martwcie się, to, że teraz jest kolorowo, nie znaczy, że nie mogę tego zepsuć ;). Wolna wola autora^^.  Mam nadzieję, że się podoba i dziękuję za wszystkie miłe komentarze pod poprzednimi. Po takiej nieobecności spodziewałam się jakiegoś stosu, a tu takie kochane zaskoczenie ❤. Adios! Geografia wzywa!
                            Anaa

 

Miracolous: I will help you...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz