10. Sam na sam

671 45 2
                                    

Naprawdę jestem wyczerpana jednak nie mogę spać. Cały czas czuję niepokój ponieważ Declan nadal się nie obudził. Mimo tego że nadal jestem na niego wściekła to moje uczucia do niego biorą górę. Zastanawiam się po co mnie szukał. Przecież jego ukochana Xenia wróciła a z tego co widziałam w jego oczach, cieszył się z jej powrotu.
Po raz kolejny patrzę na czarnowłosego który nieprzytomny siedzi obok mnie. Wygląda naprawdę tak spokojnie i pięknie. Jego klatka piersiowa unosi się rytmicznie w górę i w dół. Jest naprawdę słodki kiedy śpi.
Zjeżdżam na pobocze by trochę odetchnąć. Z powrotem spoglądam na Declana. Nie mogę się powstrzymać i delikatnie dotykam jego policzka.
Zamykam oczy i widzę wszystko to co zdarzyło się przed tym jak zaczął mnie szukać. W chwili gdy widzę wypadek czuje silne kłóćcie w sercu. Od razu zabieram rękę z jego policzka.
Jezu święty co jest grane. To nie jest normalne.
Postanawiam nie zadręczać się pytaniami i zaczynam jechać dalej aż znajdę coś gdzie będę mogła zrobić postój bo jestem naprawdę wyczerpana.
Patrzę na drogę i próbuje się skoncentrować bo oczy dosłownie same mi się zamykają.
— Nemyt? — nagle słyszę głos chłopaka który siedzi obok mnie.
Odwracam się w jego stronę by zobaczyć czy to przypadkiem mi się nie przesłyszało. Jego oczy skierowane są w moją stronę. Tęskniłam za nim i naprawdę chcę by wiedział że jestem na niego zła, jednak w innym momencie dam mu to do zrozumienie.
Nie odzywam się ponieważ naprawdę nie wiem co mam powiedzieć.
— Nemyt, przepraszam za to co ci zrobiłem. — z trudem wypowiedział te słowa.
— Proszę cię, nic nie mów i spróbuj trochę odpocząć.
Z powrotem patrzę na drogę i w oddali widzę motel w którym moglibyśmy się zatrzymać. 
— Nie... ja muszę ci wszystko wyjaśnić.
— Nie teraz, Declan. W tej chwili nie jestem w stanie o tym rozmawiać.
Czarnowłosy nic nie mówi z czego wnioskuje że dotarło do niego jak bardzo mnie zranił.
W końcu widzę zjazd do motelu. Skręcam i parkuje samochód najbliżej recepcji jak tylko mogę.
— Zostań w samochodzie.
Nie czekam na jego odpowiedz tylko o razu idę wynająć jakiś pokój.
Podchodzę do małego okienka i widzę starszą panią siedzącą za komputerem.
— Dobry wieczór pani. Chciałabym wynająć z dwoma łóżkami na jedną noc.
Kobieta od razu zaczyna czegoś szukać w swoim komputerze i po chwili odpowiada.
— Przepraszam ale pozostały tylko pokoje z łóżkami dwuosobowymi.
A wiec będę musiała spać razem z nim. Zajebiecie.
— Niech będzie.
Kobieta uśmiechnęła się.
— Imię i nazwisko proszę.
— Nemyt Hargrove.
Kobieta po raz kolejny zaczęła pisać na komputerze po czym wręczyła mi klucze.
— Pokój 23. Opłatę bierzemy po pobycie.
Skinęłam głową po czym poszłam z powrotem do samochodu. Otwieram drzwi od strony pasażera i widzę Declana który siedzi z zamkniętymi oczami.
Nic nie mówiąc dotykam jego ramienia i od razu przeszywa mnie delikatny dreszcz. Chłopak otwiera oczy po czym spogląda prosto w moje.
— Zameldowałam nas, idziesz? — Declan usiadł prosto lecz od razu jękną z bólu — Dasz radę?
Po raz kolejny spojrzał mi w oczy.
— Nie wiem.
— Pomogę ci.
Wzięłam go za rękę próbując go nie krzywdzić. Declan wstał i gdyby nie ja upadł by na ziemie. Nic nie mówię tylko od razu idę w stronę gdzie powinien znajdować się nasz pokój. Otwieram drzwi i  kładę rannego na łóżku które jest ogromne.
— Nie ruszaj się stąd. Zaraz wrócę.
Nie czekając na jego odpowiedz idę do samochodu po pare rzeczy po czym z powrotem kieruję się w stronę recepcji.
— Eh... jak daleko stąd znajduje się jakiś sklep z ubraniami?
Kobieta nie patrzy na mnie jednak odpowiada na moje pytanie.
— Kilometr stąd, skręć w lewo a sklep będzie po prawej stronie.
— Dziękuje.
Szybko wracam do pokoju i widzę jak Declan leży na łóżku i jęczy z bólu.
— Gdzie byłaś?
Pyta jednak jego oczy dalej są zamknięte.
— Poszłam do samochodu a potem do recepcji.
— Po co?
Wzdycham. Odkładam moją torbę na bok po czym siadam obok czarnowłosego.
— Do samochodu po moją torbę, a do recepcji po to by dowiedzieć się czy w pobliżu jest jakiś sklep z ubraniami. — od razu skierował swój wzrok w moją stronę o popatrzył pytająco a ja wzdycham po raz kolejny — Kupię ci ubrania bo te nadają się raczej tylko do wyrzucenia.
— A co ja mam robić w międzyczasie?
— Pooglądaj telewizje czy coś.
Gdy mam zamiar wstać czuję chłopak łapie mnie za rękę. Odwracam się w jego stronę i widzę smutek oraz ból w jego oczach.
— Nie zostawiaj mnie.
Dopiero teraz dociera do mnie jaki on jest kruchy. Tak wrażliwego chłopaka jeszcze nigdy nie znałam.
Robi mi się jego żal jednak muszę pojechać po ubrania dla niego.
— Zaraz wrócę. Obiecuje.
Daje mu buziaka w policzek i od razu go opuszczam. Potrzebował tego bardziej niż ja. Nie zrobiłam tego dla siebie tylko dla niego.
Szybko wracam do samochodu po czym jadę we wcześniej wskazanym mi kierunku. Po kilometrze docieram do celu.
Kurwa, zapomniałam zapytać o rozmiar. Mam nadzieje że uda mi się na oko kupić dobre ubrania. Wchodzę do sklepu ukrywając moje ręce które nadal są całe we krwi. Szybko idę do działu męskiego biorę bokserki i skarpety a potem idę do działu z koszulkami. Boże jaki on ma rozmiar. Biorę pare koszulek które wyglądają na ogromne ale chyba będą pasować na Declana w końcu nie jest jednym z najmniejszych. Idę do alejki gdzie powinny znajdować się spodnie. Biorę kilka par a potem prawie biegnę do kasy by zapłacić za to wszystko. Podaje wszystko kasjerowi który z przerażeniem patrzy na moje dłonie.
— Czy wszystko w porządku.
Spoglądam na swoje dłonie i próbuje udawać że to nic takiego.
— Oh, to nic mój chłopak skaleczył się gdy naprawiał samochód. Musiałam go opatrzyć i nadal nie umyłam rąk.
Kasjer uspokoił się gdy tylko usłyszał moją wymówkę. W końcu płace dość sporą sumę za te wszystkie ubrania i od razu idę do samochodu.
Chyba powinnam kupić coś do jedzenia bo nie dość że jestem głodna to Declan na pewno umiera z głodu.
Idę do małego sklepu obok i kupuje różne rzeczy do jedzenia i picia. Tym razem też musze się wyjaśniać kasjerce co stało się z moimi dłońmi.
Gdy już jestem gotowa z zakupami idę do pojazdu. Zapalam silnik i od razu słyszę syreny radiowozu który parkuje za mną.
Kurwa jego mać. Gaszę silnik i czekam. W końcu oficer podchodzi do mojego okna i daje mi znak żebym opuściła szybę która nas dzieli.
Robię to co karze.
— Opuścić pan tą latarkę bo mi po oczach pan swieci.
— Miła jak zawsze.
Od razu rozpoznaje ten głos.
— O mój Boże, wujek! — dosłownie krzyczę po czym wybiegam z samochodu by uścisnąć brata mojego taty — Wujku co ty tu robisz?
On się śmieje i teraz bardzo mocno mnie ściska w taki sam sposób jak robił to tata przez co mam łezkę w oku. W końcu mnie puszcza.
— Jestem na patrolu. A ty skąd tu się wzięłaś?
— Ja... — zbyt trudno mi to tłumaczyć wiec biorę jego dłoń i kładę na głowie by zobaczył to wszystko co się stało — Zobacz.
Mój głos wydaje się być smutny. Wujek zamyka oczy i z powrotem je otwiera a ja widzę jak bardzo jest mu mnie żal.
— Przykro mi kochana.
Znów mnie przytula. Jest dokładnie taki sam jak mój tata, w końcu są bliźniakami.
— Wiesz coś w sprawie mamy i taty? — pytam choć nie wiem czy chce usłyszeć to co ma do powiedzenia. Jego twarz smutnieje jeszcze bardziej.
— A więc... — zaczyna z trudem — Nadal nie mają żadnych wiadomości na ten temat jednak gdy poszłam odwiedzić dom wyczułem tam mnóstwo tojadu.
— Tak... mama i tata pili herbatę z tojadu by się uodpornić na jego działanie.
Przez chwilę wujek zastanawia się.
— A wiec nikt ich nie otruł tylko wypili za dużo tojadu za jednym razem.
— A wiec jak wytłumaczysz pożar?
— Twoja mama zawsze stawiała świece na stole. Prawdopodobnie gdy tojad zaczynał działać jedno z nich przewróciło się i potem już nie wstali... wiec nie mogli zgasić pożaru.
Te ostatnie słowa wypowiedział z ogromnym bólem w głosie. Z moich oczu zaczynały płynąc łzy które były początkiem histerycznego płaczu. Wujek próbuje mnie uspokoić jednak z początku nie udaje mu się to. Chyba po dziesięciu minutach przestaję płakać. Przecieram oczy i oddałam się o pare kroków od Bena.
— Chyba powinnam wrócić do Declana. Obiecałam mu że szybko wrócę.
— Złamał ci serce a ty mu wybaczyłaś? — patrzy pytająco.
— Nie wybaczyłam. Ale kiedyś napewno to zrobię.
Ben po raz kolejny bierze mnie w swoje ramiona.
— Dobrze mała ja będę się zbierał.
— Dobrze wujku.
Ben odchodzi i wsiada do radiowozu. Macha mi na pożegnanie i szybko odjeżdża by wypełnić swoje obowiązki. Przez chwile stoję na parkingu obok mojego Jeepa. A więc to wszystko to był jeden, wielki, pierdolony wypadek. Staram się o tym nie myśleć i zajmuje miejsce kierowcy. Zapalam silnik i kieruje się w stronę motelu. Mam nadzieje że Declan się nie martwił.
Podjeżdżam pod motel i od razu biorę te wszystkie siatki z zakupami. Otwieram drzwi i widzę jak czarnowłosy chodzi w jedną i drogą stronę. Na mój widok, rzuca się na mnie by mocno mnie przytulić. Gdy tylko to robi cofa się i dosłownie na mnie warczy.
— Kto cię kurwa dotkną?
— A co zazdrosny?
Mam zamiar odłożyć te wszystkie zmęczy na bok jednak on mi na to nie pozwala bo łapie mnie za ramiona.
— Kto, do jasnej cholery.
— Dobra, już dobra, nie bulwersuj się tak. Spotkałam mojego wujka który jest policjantem. Trochę się zagadaliśmy dlatego tak późno wróciłam.
Na moje słowa chłopak od razu mnie puszcza i opada na łóżko.
— Przepraszam...
Ignoruję jego pierdolone przepraszam i siadam obok niego.
— Z tego co wiedzę już ci się wszystko zagoiło.
Patrzy na mnie smutnym wzrokiem. W jego oczach widzę dosłownie wszystko to co on czuje.
— Nie... tylko tak bardzo się martwiłem że od razu chciałem cię szukać. Nawet nie zwracałem uwagi na ból, tak się bałem.
Jego dłoń dotyka mojego policzka przez co mam przyjemne dreszcze. Jego dotyk sprawia że pragnę więcej. Chce by dotykał mnie całą, chce być jego.
— Ja... — nawet nie jestem pewna co mam mu powiedzieć — Powinnam opatrzyć ci rany.
O jestem kurwa genialna. Zmiana tematu zawsze jest najlepszym sposobem by wymigać się od takich nie chcianych sytuacji. To znaczy nie zupełnie nie chciany ale wolałabym jeszcze z tym poczekać.
Chłopak odchyla się do tylu dając mi do zrozumienia że mogę zacząć działać.
Wyciągam z torby te wszystkie opatrunki które dostałam od Lorie. Kładę wszystko obok Declana który uważnie mi się przygląda.
— Schudłaś.
Uśmiecham się smutno i próbuje udawać że jestem całkowicie skoncentrowana na tym żeby zmienić mu opatrunki.
— Spostrzegawczy jesteś.
Zdejmuje wszystkie zakrwawione bandaże z jego ciała. Nie ma ani jednego śladu po cięciach spowodowanych przez szkło.
— Nemyt, ja naprawdę cię przepraszam. Jestem skończonym idiotą wiem o tym ale proszę cię, wybacz mi.
Patrzę mu prosto w oczy i widzę te wszystkie uczucia wyryte na jego twarzy.
— Potrzebuję czasu by ci wybaczyć.
Chłopak zmienia pozycje do leżącej po czym wzdycha.
— Idę pod prysznic.
Nie odpowiadam na jego oznajmienie. Declan wstaje i bierze to co mu wcześniej kupiłam po czym rusza w stronę łazienki. W końcu znika za drzwiami.
Postanawiam zdjąć kurtkę i buty. Spoglądam w lustro które wisi nad maleńką szafeczką. Declan ma rację. Schudłam co jest dość widoczne. Moje nogi są dosłownie jak wykałaczki.
Powinnam przytyć.
Nie chcąc myśleć o moim wyglądzie sprzątam te wszystkie zabrudzone bandaże oraz chowam te nieużyte. Przygotowuję sobie jakieś dresy oraz bluzkę do spania. Przecież nie położę się obok niego nago. Kładę się na łóżku i czekam aż Declan skończy się myć. Myśle o tym jak po raz pierwszy go zobaczyłam. Wydawało się że chłopak wie czego chce. Jednak gdy ta dziwka zjawiła się w domu miałam wrażenie że już nie jest taki pewny siebie. Na samą myśl o tym zaczynam płakać. A co jeśli po raz kolejny mnie skrzywdzi? W mojej głowie pojawiają się przeróżne scenariusze lecz bez szczęśliwego zakończenia.
Gdy tylko słyszę drzwi od łazienki ocieram oczy z łez. Wstaję i próbuje udawać że wszystko jest w porządku. Chcę go wyminąć i udać się do łazienki jednak on łapie mnie i przytula. Nie chce odwzajemnić gestu jednak to jest silniejsze ode mnie. Owijam ręce wokół jego tali i wdycham zapach alfy który mnie uspokaja.
— Przepraszam za wszystko co ci zrobiłem maleńka.
Po raz kolejny zaczynam płakać. Jednak tym razem nie jestem sama.
— Nienawidzę cię za to!
Krzyczę chcąc wyrwać się z jego uścisku jednak on nie puszcza, wręcz przeciwnie, przytula mnie jeszcze mocniej.
— Aniele naprawdę cię przepraszam.
Płaczę jeszcze mocniej. Chcę wyrwać się z jego objęć jednak na próżno. On jest zbyt silny przez co nie daję rady. Poddaje się i daję mu położyć głowę na moim ramieniu. Naprawdę w głowie mam taki zamęt że nawet nie wiem jak mam się zachowywać.
Gdy czuje go tak blisko mnie chce by trzymał mnie tak przez wieczność. Chłopak mnie uspokoił i to naprawdę skutecznie.
— Powinnam się umyć. — szepczę jednak on dalej mnie nie puszcza — Declan proszę, śmierdzę wódką, daj mi się umyć.
— Nie prawda. Nie pachniesz tylko wódką, czuję las oraz lawendę.
Uśmiecham się smutno gdy chłopak puszcza mnie ze swoich objęć. Biorę swoje rzeczy po czym ruszam w stronę łazienki nie patrząc na chłopaka który dosłownie się na mnie gapi.
Zamykam drzwi od łazienki i zaczynam się rozbierać. Patrzę w swoje odbicie. Moje włosy są bielsze od śniegu a oczy praktycznie straciły swój kolor. Ogromne wory pod oczami świadczą o tym że jestem wyczerpana. Nie tracę więc czasu i wskakuje pod prysznic. Szybko myję swoje włosy a potem całe ciało. Dawno nie kąpałam się w gorącej wodzie. Stoję jeszcze przez chwile rozkoszując się ciepłem wody. Jestem gotowa więc zaczynam osuszać ciało po czym ubieram dresy i... cholera gdzie jest moja koszulka?
Okrywam górne partie ciała ręcznikiem i wracam do pokoju w którym widzę Declana który zajada się tym co kupiłam.
— Eh... widziałaś gdzieś moją koszulkę?
Czuje jak moje policzki robią się czerwone i to nie dlatego że nie mam na sobie bluzki tylko ręcznik, tylko dlatego że widzę jak chłopak się na mnie patrzy.
Declan od raz podaje mi bokserkę którą musiałam przeoczyć kiedy szłam do łazienki. Dosłownie bez wstydu błądzi oczami po moim ciele.
— Opanuj się.
Karcę go po czym z powrotem wracam do łazienki.
Zakładam bokserkę i czeszę moje włosy które sięgają mi już do pasa. Wracam do pokoju i siadam obok Declana który najwidoczniej jest wygłodzony.
— Chcesz trochę?
Alfa podaje mi naleśnika z paczki i smaruje go nutellą. Biorę naleśnika i od razu zaczynam jeść.
W międzyczasie nikt z nas się nie odzywa. Jemy w ciszy która jest naprawdę przytłaczająca.
W końcu kończymy nasz zajebiście zdrowy posiłek i sprzątamy po sobie. Gdy on jest zajęty wyrzucaniem papierków do kosza ja wytrzepuję pościel po czym kładę się na łóżku na samej krawędzi.
— Nie gryzę, możesz położyć się bliżej.
Nie chcąc się kłócić, kładę się trochę bliżej chłopaka. Odwracam się do niego tyłem i od razu czuje jak jego ręce zaczynają mnie przyciągać. Nie wiedząc czemu nie protestuję bo teraz jego ciało jest obok mojego a właśnie za tym tęskniłam.
— Prepra...
— Przestań mnie już przepraszać. Powiedziałam potrzebuję czasu.
Declan owija mnie jeszcze bardziej swymi ramionami po czym wzdycha.
— Każdego dnia myślałem o tobie. W końcu postanowiłem pojechać za tobą. A tak poza tym to dziękuje ci za uratowanie mi życia.
— To..
Mam zamiar odpowiedzieć lecz chłopak składa delikatny pocałunek na moim policzku przez co nie mogę wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
— Dobranoc, aniele.
— Dobranoc.
I od razu zasypiam.

Witam was moje wilczki.😘😘
Oto kolejny rozdział i jak zawsze mam nadzieje że się wam spodoba. ☺️ zostawiajcie łapki i kom jeśli opowieść jest tego warta.
Do zobaczenia w następnym rozdziale 😘😍

Jestem Dziewczyną AlfyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz