Rozdział 1

3.1K 232 109
                                    

  – Dylanie O'Brien, jeszcze nie masz tego dość? – odezwałem się, wpatrując w swoje odbicie w lustrze. – Mógłbyś to raz na zawsze skończyć.

Opierając się o umywalkę, wciągałem ze świstem duże hausty powietrza. Po twarzy skapywała mi woda, dzięki której starałem przywrócić się do rzeczywistości.

Miałem już dość.
Dość wszystkiego, co mnie otaczało. Dość ludzi, rodziny i krwi, która we mnie płynęła. Dość udawania, że wszystko jest okay. Dość bycia dupkiem, który potrafił tylko niszczyć wszystko i wszystkich wokół.
Nazywany byłem łowcą. Jednym z najlepszych, ale co jeśli inni łowcy znaliby prawdę? Co, jeśli wiedzieliby, że moje umiejętności to nie tylko zasługa treningów, ciężkiej pracy, wysiłku, potu i krwi wylanej podczas ćwiczeń, ale także mrocznemu dziedzictwu, z którym przyszło mi żyć? Zabiliby mnie. Polowaliby na mnie i zabili, a wraz ze mną i moją rodzinę, przyjaciół.

  – Jesteś niczym więcej niż zwierzyną łowną, Dylan. – wysyczałem z nienawiścią, do swojego odbicia. – Za to, co zrobiłeś, powinni na ciebie polować i cię zabić.

Spojrzałem po raz ostatni w swoje czarne jak smoła oczy, których naturalnym kolorem był brąz. Wciągnąłem powietrze, zatrzymując je w płucach i zacisnąłem powieki, w nadziei, że staną się na powrót normalne, ludzkie.

   – Dyl, żyjesz tam? – zza drzwi dobiegł mnie głos mojego przyjaciela.

   – Tak! – zawołałem. – Nic mi nie jest!

Nie była to prawda.
Zebrałem się do kupy i wyszedłem chwiejnym krokiem, napotykając zatroskane spojrzenie swojego przyjaciela.

   – Kiedy ostatnio? – zapytał Tyler, wywiercając wzrokiem dziurę w moim brzuchu.

   – Przedwczoraj – skłamałem. Znowu. Nabierałem w tym coraz lepszej wprawy. Wcześniej rzadko mi się to zdarzało.

   – Dylan, czy ty... Czy to... kara? – zapytał niepewnie – Dlaczego w ogóle...

   – To nie tak – przerwałem mu  – Po prostu... Miałem dużo na głowie – wymyśliłem na poczekaniu. Wiedziałem, że tego nie kupi, ale wolałem nie ciągnąć tematu. Nie mogłem powiedzieć mu o tym, co wydarzyło się kilka tygodni temu. – Wszystko jest okay! – zawołałem, zbiegając po schodach na dół i wpadając wprost do kuchni.

Nie mogłem dłużej się powstrzymywać. Wiedziałem, że im dłużej zwlekam, tym jest tylko gorzej. Zdążyłem się o tym przekonać. Ale to była jedyna kara, jaką mogłem sobie zafundować. Najgorzej było przesadzić z brakiem pożywienia. Wtedy sam stawałem się bestią, nad którą ciężko było zapanować. Na którą powinienem polować. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym kogoś skrzywdził...

Nie potrafiłem sobie tego wybaczyć.

Otworzyłem lodówkę i wyjąłem z niej szklaną butelkę wypełnioną czerwonym, gęstym płynem.

   – Możesz nie patrzeć? – odezwałem się do Tylera, który stał z rękami skrzyżowanymi na piersi, opierając się o framugę drzwi.
  
   – Jasne – rzucił i zniknął w salonie.

Byłem mu za to wdzięczny.

Sięgnąłem po wysoką szklankę i wlałem do niej czerwony płyn, po czym wypiłem całą zawartość. Pustą szklankę odstawiłem do zmywarki.
Od tygodnia nie piłem krwi. Tylko tyle udało mi się wytrzymać.

Otarłem usta papierowym ręcznikiem i dołączyłem do Tylera, który rozłożony na kanapie, oglądał jeden z odcinków "Shadowhunters", w którym przyjaciel głównej bohaterki wypijał krew ze szczura.

   – Serio? – przewróciłem oczami, widząc obrzydliwą scenę i przycupnąłem na kanapie obok.

   – Nie wiem, o co ci chodzi – wzruszył ramionami, po czym przyciszył dźwięk w telewizorze. – Co się dzieje?

   – Słyszałem wczoraj rozmowę moich rodziców – odparłem, wpatrzony niewidzącym wzrokiem w telewizor. Musiałem jakoś odciągnąć jego uwagę od sceny, którą kilka minut wcześniej, miał okazję oglądać.

   – I? – zapytał.

   – Jestem łowcą.

   – To mnie zaskoczyłeś, stary! – prychnął, klepiąc mnie po ramieniu.

Nic nie rozumiał, ale z drugiej strony było to dla niego typowe.

   – Nie, debilu – warknąłem. – Jakiś pieprzony łowca, przyjedzie tu i będę musiał z nim trenować! – wyrzuciłem z siebie, w nadziei, że choć trochę dotrze do niego ogrom tej sytuacji.

   – I?

   – Wiesz, kim jestem? – zapytałem sarkastycznie.

   – Łowcą? – podsunął.

   – Boże... Dlaczego ja przyjaźnię się z taką amebą?

   – Bo nikt inny cię nie lubi? – zaśmiał się. 
 
Jestem pieprzoną pijawką, chciałem powiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język. Dylan O'Brien nie może pokazywać swojej słabości nawet przy najbliższych - tak zawsze powtarzali moi rodzice. Zero emocji to była podstawa. Byłem bezuczuciową maszyną do zabijania nadprzyrodzonych istot. Nie wolno było mi pokazać swoich uczuć i emocji związanych z tym kim, jestem.  A już na pewno nie mogłem nikomu pokazać swojej natury. Nie stosowałem się do tego w stu procentach, bo jednak były osoby, które wiedziały, co ze mną jest nie tak. Jedną z tych osób był Tyler.

   – Po prostu nie mam ochoty bawić się z jakimś idiotą w treningi, rozumiesz? Tym bardzie że jestem... Kim jestem – dodałem po chwili.

   – Po prostu boisz się, że okaże się lepszy – skwitował, nie odrywając wzroku od telewizora. Chciałbym mieć takie podejście do wszystkiego jak on. W ogóle chciałbym mieć takie problemy, jak ten człowiek. – A może boisz się zakochać? Hm? Chyba że w głowie ciągle siedzi ci Derek.

Nie odpowiedziałem.

Tyler wbił w moje żebro łokieć i zaczął śmiać się na cały dom. Nie obchodziło mnie to. Ogarnął mnie błogi spokój, gdy wypita przeze mnie krew rozpłynęła się po moich żyłach. Jednocześnie nienawidziłem i kochałem to uczucie, które zarówno było okropne, jak i najcudowniejsze na świecie. Choć i tak nie równało się z piciem świeżej krwi, prosto z żył, która potęgowała doznania i od razu po przełknięciu dawała o sobie znać... Poczułem, jak moje kły wysuwają się i w momencie poczułem metaliczny smak własnej krwi w ustach. Cholera! Nienawidziłem się, za to, że nie mogłem bez tego żyć, a jeszcze bardziej, za to, że podobało mi się to aż tak bardzo.

   – Skończyłeś? – przywołał mnie do rzeczywistości.
 
   – Co?

   – Ten swój krwawy orgazm.

   – Spieprzaj! – warknąłem.

   – Mówię serio! Jeśli to taki odlot pozwolę się kilka razy pokąsać – spojrzał na mnie zadziornie.

  – Chyba bym się porzygał! – powiedziałem zbyt ostro, mimo że były to tylko żarty, a ja dobrze o tym wiedziałem.

Chyba już nigdy nie będę w stanie ugryźć żadnego człowieka. Nie po tym, co się stało.

   – Wyluzuj, ja nie lubię chłopców – zaśmiał się i wyłączył telewizor. – Odwieziesz mnie do domu?

Pokiwałem głową i obaj wstaliśmy z kanapy.

____________________________________

Miało dziś nie być rozdziału, ale że to Dzień Dziecka, więc wszystkiego najlepszego Dzieciaczki ❤

W megiach Tylerek, ale to pewnie każdy wie! ;)

Everything Has Changed... | DylmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz