Rozdział 19

1.8K 195 58
                                    

   Stanąłem naprzeciw chłopaka, który w swoich dłoniach pewnie dzierżył lekko zakrzywione ostrze, sunąc po nim wzrokiem i ważąc jego ciężar.

  – Powiesz mi, jak się ono nazywa? – skinąłem w jego kierunku, cały czas uśmiechając się półgębkiem. Thomas był wspaniałą osobą i coraz lepszym łowcą, ale pamięci do nazw nie miał za grosz. – No słucham – ponagliłem go.

  – Felicja – wyszeptał z zaciętą miną, w skupieniu wyparowując pchnięcie i dźgając niewinne powietrze.

  – Proszę? – z ledwością powstrzymałem parsknięcie śmiechem. Felicja? – Fal-ca-ta! – Wycedziłem każdą sylabę, usiłując zachować powagę, która przy chłopaku nie przychodziła mi łatwo.

  – Brzmi tak samo. – wzruszył ramionami i kolejny raz uśmiercił niewidzialną istotę.

  – Tylko dla ciebie, skarbie – zaśmiałem się. Przeszedłem przez sale, sięgając tym razem po mały sztylet. Gdy się odwróciłem, Thomas stał ze wzrokiem wbitym wprost we mnie. – Halo ziemia do Thomasa! – zawołałem. Lekko uniósł kącik swoich ust, ale nie odezwał się ani słowem. – O co chodzi?

  – To miłe.

  – Co takiego? – nie rozumiałem go.

  – To, jak mnie nazwałeś.

  – Thomasem? – zdziwiłem się.

   Blondyn, westchną ciężko i pokręcił głową.  

  – Skarbem – wyjaśnił, a na jego policzki wypłynęły delikatne rumieńce, podobne do tych, które zdobią jego buzie tuż po treningu, albo po pocałunku.

  – No cóż... – nie wiedziałem co powiedzieć. Dla mnie to było zwykłe słowo, którego często używała moja mama.

  – Daj spokój – machnął ręką, a jego delikatny uśmiech spełzł z twarzy całkowicie.

   Chciałem mu powiedzieć, żeby się uśmiechnął, że w rzeczy samej jest moim skarbem, ale nie zdążyłem, bo w progu pojawił się mój ojciec.

  – Jak wam idzie chłopaki? – zapytał, a my obaj, jak na zawołanie wzruszyliśmy ramionami.

  – Dobrze – wyjaśniłem, gdy zmarszczył czoło i zaczął przyglądać się nam uważnie.

  – Dylan, proszę cię, podejdź do tego profesjonalnie.

   Spojrzałem na niego, marszcząc swoje brwi. Jeśli jego celem było zdenerwowanie mnie, to właśnie go osiągnął. Pomijając relację, jaka łączyła mnie z Thomasem, oczywiście podchodziłem do naszych treningów jak najbardziej profesjonalnie.

  – Dobrze – pokiwał głową. Nie byłem pewien czy był to rodzaj pochwały za nie odszczekanie się, czy może koniec tematu. – Przebierzcie się odpowiednio i wyruszamy.

   Nie czekając na naszą reakcje, czy pytania, zatrzasnął drzwi, zostawiając nas samych. Spojrzałem na Thomasa, który najwyraźniej zrozumiał, o co chodziło mojemu ojcu, bo stał wpatrzony w drzwi, a cała krew odpłynęła z jego twarzy.

***

  – Jesteśmy – zakomunikował mój ojciec, po prawie godzinnej jeździe. Byłem tu już kilka razy i zawsze to były tylko treningi, które kończyły się rozdartymi ubraniami i tysiącem niewielkich zadrapań, po tym, gdy musiałem przedzierać się przez zarośla, chować po krzakach, czy wchodzić na drzewa. – Gotowi?

   Skinąłem głową i spojrzałem na Thomasa siedzącego na tylnym siedzeniu. Chłopak bawił się sznurkiem od swojej bluzy, zawiązując go w supeł i rozplątując. Palce miał zaczerwienione, co było znakiem, że robił tak już od dłuższego czasu. Bał się.

Everything Has Changed... | DylmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz