Rozdział 5

155 16 5
                                    

updates:

końcówka rozdziału jest tragiczna, bo ja miałam wenę gdzieś do momentu spotkania się Lucka i Chloe, potem zostawiłam to opko na dłuższy czas i teraz próbuje coś z tego wykrzesać.

lecę, wrócę niedługo.
flaviameraxes

ps wybaczcie, wena została w Alanyi, razem z zaginioną miniaturką, której utraty nie potrafię przeboleć.

a Gwiazda? cóż...

langsam, langsam aber sicher :)

***

Moja pierwsza noc jako pełnoprawna demonica w Płonących Piekłach minęła nad wyraz spokojnie, nawet zważywszy na okoliczności. Choć starałam się nie nadużywać alkoholu poprzedniego wieczora, szczegóły mojego zakwaterowania zdawały się niewyraźnie osuwać w zapomnienie za każdym razem, gdy próbowałam sobie je przypomnieć, zupełnie jakby rozmywały się wraz z rozprzestrzeniającymi się po moim organizmie promilami.

Musiałam to sobie wszystko uporządkować, nim w ogóle mogłam zaryzykować wyjście na światło dzienne i kontakt z jakimkolwiek demonem. Pobieżne oględziny mojego lokum od wewnątrz podsunęły mi od razu kilka znaczących wniosków. Urządzenia sanitarne były na miejscu, tak samo jak pralka, zmywarka, lodówka, piekarnik, a przede wszystkim – łóżko, na którym przecież spałam, znaczyło to więc, jak na mój detektywistyczny nos, że mieszkańcy piekieł odczuwali potrzeby fizjologiczne takie jak zmęczenie, głód, pragnienie.

Dobrze, im bardziej podobni są do ludzi, tym łatwiej będę mogła ich naśladować.

Moje parterowe mieszkanko, czy raczej domek, miało salon, będący zarazem jednym wejściem do domu, mały korytarzyk, kuchnię, sypialnię i łazienkę. Nic nadzwyczajnego rozmiarem, za to dość bogato wyposażone, zupełnie jak miniaturowa rezydencja, w której to ja byłam panią i władczynią. Mój własny, mały azyl.

Zmyłam rozmazany makijaż z poprzedniej nocy i nałożyłam nowy, do którego kosmetyki udało mi się wygrzebać w odmętach kieszeni marynarki. Gdy pomadka złamała się w połowie przy próbie użycia jej, zrozumiałam, że jeśli chcę dalej utrzymywać moje zewnętrzne alter ego przy życiu, potrzebuję dostępu do ubrań, kosmetyków, fryzjera, kosmetyczki, a na to wszystko trzeba pieniędzy, których nie miałam bladego pojęcia, jak zdobyć. Czy Lucyfer będzie mi płacił? Jaką tu mają walutę? Co jest teraz modne? Czy w ogóle istnieje tu instytucja stylisty?

I wreszcie, na czym właściwie będzie polegać moja praca?

W trakcie mojego obsesyjnego myślenia nad wszystkimi tymi kwestiami, do moich uszu dobiegł piskliwy dźwięk dzwonka do drzwi. Czyżby Diabeł lub któryś z jego sługusów?

Otworzyłam ostrożnie drzwi i poważnie się zdziwiłam. Kurier? Nie zamawiałam kuriera. Skąd się tu wziął? Czym mam mu zapłacić?

– Przesyłka dla miłej pani — uśmiechnął się. Przeciętny, mało zarabiający demon, osądziłam, wnioskując po jego ubraniu i zapachu z ust, który nie był, szczerze mówiąc, zachęcający. — Zapłacona – i wręczył mi sporych rozmiarów paczkę, którą czym prędzej odłożyłam na etażerkę obok wejścia.

— Przepraszam, a od kogo? — zapytałam, gdy chciał już oddalić się od drzwi.

— Proszę pani, my takich informacji nie udzielamy. Rozporządzenie o Ochronie Danych Osobowych zabrania. Może w paczce będzie jakaś informacja? Do widzenia — prychnął, odwrócił się, a potem oddalił w kierunku swojego samochodu.

Zamknęłam drzwi, z ciekawością przyglądając się sporych rozmiarów paczce. Co mogło być w środku? Może to bomba? Może Maze chce się mnie pozbyć? Czy powinnam to otworzyć?

Gwiazda Zaranna: Lucyfer [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz