rozdział 8-kontynuacja

750 34 4
                                    

Biegłem, przez las a deszcz padał.  One mnie doganiały, śmiały się, że mnie, śmiały się, bo jestem bezużyteczny. To dla mnie koniec, duchy już miały mnie złapać, ale wszedłem do, jakiegoś budynku. To pizzeri taty, wszedłem do springtrapa, śmiałem się bo wiedziałem, że mnie nie dorwą. Ale było, tu coś nie tak, nadal miały uśmiech na sobie, po chwili, zrozumiałem. Deszcz,  kapał na strój i nagle... Zaczasną się czułem potworny ból, sprężyny wbiły mi się w ciało, kości miałem połamane, skóra zerwała się z niektórych miejscach. Zemndlałem, czyli tak wygląda śmierć. Minęło... właściwie to nie wiem ale obudziłem się w jakimś białym miejscu. SZPITAL?! Wszystko, mnie bolało, nagle ktoś wszedł, domyślam się, że to pielęgniarka. Nagle zaczęła coś krzyczeć, że się obudziłem. Przyszedł ktoś jeszcze.
- dzień dobry, jak pan się czuje?
- wszystko mnie boli
- nie dziwne. Chyba pan nie zauważył, ale będzie Pan teraz cały fioletowy. Strój uszkodził Panu pewną część mózgu.
Nagle poczułem jak ktoś woła moje imię, a świat zaczą się trząść
-Wincent!!!!!!

- co jest?!
- miałeś, zły sen i zacząłeś się zucać
- przepraszam...
- spokojnie
Mike, był dzisiaj dziwnie szczęśliwy. Później go o to zapytam bo zrobił śniadanie, płatki z mlekiem
- myślę, że będzie ci smakować. Rzadko robię płatki.
- są dobre. :)
Dziwne, właściwie to jakby mu się bardziej przyjrzeć to jest chudy
-a ty coś, wogule jesz?
- rzadko.
To teraz mnie zaskoczył. Ale ja już mam na niego sposub oj mam...
-----------------☆☆☆☆☆---------------------
Myślę, że spodobał się rozdział ;)

purple guy i mikeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz