Rozdział 9

1.7K 151 26
                                    

- Clarke - powiedziałam cicho do przyjaciółki, nie ufając w pełni swojemu głosowi. - Musimy coś zrobić. - Spojrzałam z przerażeniem na blondynkę, która zaczęła iść pomiędzy klatkami, a niektórzy Ziemianie wyciągali w jej stronę swoje ręce, błagając o pomoc albo o śmierć. Nagle blondynka ukucnęła i patrzyła na coś z niedowierzaniem. - Anya? Terra chodź tu szybko! To Anya! - krzyknęła szeptem i gestem nakazała mi do siebie podejść. Podbiegłam do nich i zniżyłam się do ich poziomu.

- Anya? Co ty tutaj robisz? - zapytałam Ziemianki, którą kojarzyłam z mostu.

- Wydostaniemy cię - zapewniła ją Clarke, która właśnie poddała się w walce z kłódką. Wstała i zaczęła rozglądać się za czymś pomocnym w otwarciu. Już po chwili znalazła się z cienką, metalową rurką, zapewne kiedyś służącą do osłaniania przewodów. Zamachnęła się, jednak w porę udało mi się ją zatrzymać.

- Oszalałaś? - syknęłam szeptem, a widząc jej zdezorientowane spojrzenie, wytłumaczyłam. - Jeśli to zrobisz, to obudzisz nawet śpiącego Langstona.

- Masz lepszy pomysł? - zapytała również szeptem, jednak z nutką pretensji w głosie. Zastanowiłam się chwilę, po czym z uśmiechem wyjęłam z włosów jedną z najgorszych rzeczy wynalezionych przez szatana. Wsuwkę do włosów. One strasznie kłują w głowę.

- Tak się składa, że mam - odpowiedziałam i zabrałam się za majstrowanie przy kłódce. Już po chwili drzwi do klatki Anyi stanęły otworem. Spojrzałam zwycięsko na Clarke, która zignorowała mnie i rzuciła się na pomoc dziewczynie.

- Chodź szybko. Szybko! - pospieszała Ziemiankę, pomagając jej stanąć na nogi.

Nagle drzwi wejściowe wydały charakterystyczne pyknięcie i zaczęły się otwierać. Spojrzałam przerażona na Clarke, która odwzajemniałam to spojrzenie i spowrotem wepchnęłyśmy Anye do klatki.

Wiedziałam, że nie ma tam miejsca dla trzech osób, więc ukryłam się za rogiem klatek, w nadzieji, że nikt nie zapuści się tak daleko. Jak tylko ta osoba się zbliżyła, liczni Ziemianie zaczęli pojękiwać, dając jej znać, że nie są zadowoleni. Chwilę potem usłyszałam odgłos stykania obcasów o posadzkę. Postac zaczęła się zbliżać. Przełknęłam ślinę i mocniej przylgnęłam do klatek. Odruchowo spojrzałam na tą, na wysokości mojego wzroku.

Wewnątrz znajdował się chłopiec, nie starszy niż osiem lat, który ze strachem i zaciekawieniem przyglądał się każdemu mojemu ruchowi. Położyłam palec na ustach a chłopiec pokiwał na zgodę głową. Nagle Ziemianie w klatkach zaczęli szarpać za swoje kraty, a dźwięk kroków zaczął się szybko oddalać. Po chwili drzwi ponownie zapikały, a następnie zamknęły. Usłyszałam jak Clarke gwałtownie otwiera drzwiczki, szeptając coś gorączkowo do Anyi której pomagała wstać. Odetchnęłam z ulgą i wyszłam zza zakrętu.

- Clarke! - zatrzymałam dziewczynę, która szła w stronę jeszcze innych drzwi. Blondynka odwróciła się do mnie i spojrzała pytająco, nie rozumiejąc, czemu nie uciekam. - Co z innymi? - Wskazałam na potworną ilość klatek wypełnioną ludźmi. - Nie możemy ich tak zostawić.

- Ale nie możemy ich też wziąć - odparła szybko. - W takiej grupie nie uciekniemy niezauważeni. Teraz możemy tylko zrobić wszytko, żeby dostać się do naszych i spróbować wyciągnąć stąd wszystkich. - Uśmiechnęła się niemrawo.

- Clarke - zaczęłam płaczliwym tonem. - Tu są dzieci - wyszeptałam, jednak blondynka mnie usłyszała ponieważ wyraz jej twarzy gwałtownie się zmienił.

- Terra, wrócimy tutaj. Obiecuję. I zrobimy wszytko, żeby ich stąd wydostać - zapewniła mnie. Anya wodziła wzrokiem między mną a Clarke, nadal opierając się na jej ramieniu. Spojrzałam ponownie na chłopca, który patrzył na mnie smutno, rozumiejąc co się wydarzy. Ostrożnie zacisnęłam palce na jego karcie.

- Wrócę - zapewniłam go, patrząc mu prosto w oczka, chociaż nawet nie wiedziałam czy mnie rozumie. - Obiecuje. - I nie patrząc tam ponownie, ruszyłam za dziewczynami.

Clarke jedną ręką próbowała otworzyć masywnie wyglądające drzwi, więc szybko jej pomogłam i otworzyłam je szeroko. Wszystkie trzy wpadłyśmy do korytarza na końcu którego znajdowało się pomieszczenie na zasuwane drzwi, których wcześniej nie zauważyłyśmy. Odcięly nam one drogę powrotną. Griffin przekazała mi szybko Ziemiankę, którą udało mi się złapać w ostatniej chwili, a sama ruszyła do drzwi, próbując je otworzyć paznokciami. Nagle rozległ się alarm, a światło w pomieszczeniu zmieniło się na czerwone.

- Co to? - wyszeptała Anya, która teraz się tylko lekko na mnie podtrzymywała.

- Nie wiem, ale czerwony nigdy nic dobrego nie wróży - odpowiedziałam, rozeglądając się w poszukiwaniu niebezpieczeństw.

Nagle, jak na zawołanie, zapadnia pod nami opadła a my runęłyśmy z krzykiem w dół, zjeżdżając w metalowym szybie i twardo lądując w jakimś kontenerze. Jęknęłam z bólu, czując, jak rana postrzałowa w ramieniu zaczyna ponownie krwawić. Syknęłam i spróbowałam usiąść, jednak moja ręką natrafiła na coś przypominającego skórę.

Już chciałam przeprosić Clarke albo Anye, jednak moim oczom ukazał się zupełnie ktoś inny. Po chwili dotarło do mnie, że takich "innych" jest tu więcej, dlatego zaczęłam się szybko kręcić, próbując wydostać się jak najszybciej z kontenera. Dziewczyny, które też zorientowały się, co się dzieje, również zaczęły się szamotać i krzyczeć. Znaczy się tylko szamotać, krzyczała tylko Clarke. Ja nie byłam w stanie wydobyć głosu, bo byłam pewna, że się porzygam.

- Anya! Daj mi rękę! - krzyknęła do Ziemianki Clarke.

Ja dotarłam do brzegu kubła i niezdarnie wygramoliłam się z niego, upadając na brudną i twardą ziemię, nie tym ramieniem co powinnam. Ponownie mnie zabolało i nadal czułam mdłości na samą myśl o ciałach rzuconych jak zwierzętom na pożarcie, jednak pocieszającą myślą było to, że nareszcie udało nam się wyjść.

Już chwilę później obie dziewczyny stały obok mnie, próbując złapać oddech.

- Wydostałyśmy się - powiedział Clarke, patrząc raz na mnie, raz na Anye. Pokazałam jej kciuka w górę, którego zaraz upuściłam, czując jak ponownie nachodzą mnie mdłości. Tym razem już nie wytrzymałam i zwymiotowalam pod ścianą jaskini. Całe szczęście, że miałam upięte włosy i w miarę przylegającą bluzkę.

- Ty na prawdę wymiotujesz w takim momencie? - odezwała się z kpiną Anya, a we mnie aż się zgotowało.

- Oh, przykro mi, że nie jestem taką nieczułą suką jak ty i robi mi się nie dobrze na widok pokiereszowanych ciał, całych we krwi, które zostały lekceważąco rzucone na sterte jak jakieś zużyte, nic nie warte szmaty! - krzyknęłam zirytowana. Kurde, ratujemy jej tyłek a ta jeszcze będzie mnie obrażać.

- Ubierzcie się. Tak daleko nie zajdziemy - przerwała nam Griffin. Posłusznie skierowałam się do niej i do sterty ciuchów.

- Nie zostawię moich ludzi. - odpowiedziała pewnie Ziemianka. Blondynka gwałtownie wstała i podeszła do niej.

- Anya, moi ludzie też tam są, ale tamci mają strażników i broń. Na zewnątrz znajdziemy pomóc i wrócimy razem...

- Nie ma żadnego "razem" - przerwała jej ostro dziewczyna. Oderwałam się od przeglądania ciuchów i spojrzałam na Ziemiankę z niedowierzaniem.

- Uratowałyśmy ci życie - syknęłam z pretensją, podchodząc do niej i dźgając ją w pierś. Już chciałam jej wygarnąć wszytko, co o niej myślę, kiedy rozległy się jakieś odgłosy z końca korytarza. Wszystkie trzy spojrzałyśmy w tamtym kierunku, uważnie nasłuchując.

- Ktoś nadchodzi.

1068 słów + notka. Jak tam po wigilii kochani? Najedliście się? Opublikowałam już bohaterów i soundtrack do Two Faces (też o The 100!), a wstępik wrzucę jutro, więc liczę na was!
~fanka13

Troubles Up Your Sleeve | Bellamy Blake [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz