Przebudzeni

218 18 2
                                    

Z nieba leciał czarny śnieg.

-Yue, czy to jest ten dzień, kiedy ja z Sokką straciliśmy mamę?

-Tak, to jest ten dzień, widziany oczami Sokki. W naszych umysłach najmocniej utrwalają się te najsilniejsze emocjonalnie momenty. U niego to było właśnie pierwsze takie wydarzenie w życiu.

-A ja myślałam, że to pierwsze polowanie z tatą było dla niego takim dniem. W takim razie gdzie on jest?

-Nie ma go tutaj. Wszystkie jego myśli skupiają się w tym momencie na jednym wydarzeniu.

Katara rozejrzała się dookoła. Było pusto, żadnych ludzi. Albo raczej żadnych wspomnień o nich. Tym bardziej nie biegła do swojego domu, bo wiedziała, że jej tam nie znajdzie. Sokki wtedy tam nie było, nie mógł tego widzieć.

-I co teraz mamy zrobić?

-Musimy iść dalej, wejść głębiej – Yue wskazała na wejście do najbliższej chaty. - Nawet tędy. Ale musimy też uważać. Nie wiemy, co tutaj znajdziemy. Słabsze umysły odpowiadają siłą, gdyż nie wiedzą jak się bronić przed niechcianymi gośćmi.

Katara za jej radą weszła przez zasłonę chaty. Po drugiej stronie było miasto z Północnego Plemienia Wody. Wszędzie było ciemno, na niebie nie było księżyca.

-Ten dzień też pamiętam – Katara rozejrzała się dookoła. Za jej plecami było wejście do gaju duchów. - Czuję, że musimy tam iść.

***

Iroh siedział samotnie w jednym z duchowych ogrodów. Nie marnował żadnej sekundy, cały czas poświęcał na przemyślenia o swoim dotychczasowym życiu, jak i o typowej codzienności. Brakowało mu ziemskiej herbaty, bo choć ta w krainie duchów niczym nie ustępowała tej prawdziwej, to Iroh wciąż należał do świata żywych. A co za tym idzie – wolał cieszyć się jeszcze ziemskimi przyjemnościami, póki miał ku temu możliwość.

Był spokojny. Bardzo spokojny jak na człowieka, który przebywał częściowo poza swoim ciałem. Może to lata doświadczeń z całego życia utrzymywały go na duchu, a może to było coś innego.

Mijały sekundy, minuty, godziny, dni. Iroh nie przerywał swojej medytacji ani na chwilę. W głowie od dawna krążył mu wielki plan, tak potężny, że mógł go wręcz przerosnąć. Ale nie poddał mu się. Kształtował go według swojej myśli. Oceniał. Zmieniał. Dopracowywał. Chciał go wcielić w życie, jak tylko wszystko się skończy. A Iroh był bardzo cierpliwy.

W pewnym momencie tego ciągnącego się czasu zza drzewa wyszedł mężczyzna. Stanął przed medytującym starcem, jednak nie wykonywał jakichkolwiek innych ruchów czy gestów. Iroh nie otworzył nawet oczu, tylko zadał jedno pytanie:

-Czy już czas?

-Tak. On idzie po mnie.

***

Katara pobiegła do gaju. Im bliżej była miejsca, gdzie to się wtedy wydarzyło, tym niebo stawało się czerwieńsze. Zupełnie, jakby to umysł Sokki krwawił. Gdy dotarła do sadzawki, zobaczyła tam to, czego się spodziewała. A przynajmniej części. Ciało Yue leżało obok sadzawki, na jej twarzy była maska beż żadnego wyrazu twarzy. Katara rozejrzała się dookoła. Spodziewała się znaleźć tutaj brata, ale nie było po nim ani śladu.

Stanęła przy wodzie i spojrzała w taflę. W środku płonął ogień. Nie miała pojęcia co to za miejsce, ale przeczuwała, że to może być to.

-Dziwne, że nie przechodzimy przez takie wspomnienia, jak jego pierwszy pocałunek – próbowała się w tym momencie podnieść na duchu zabawnymi wizjami ze swoim bratem.

Avatar i Szklany MagOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz