ROZDZIAŁ SZÓSTY.

57 8 0
                                    

   - Długo jeszcze zamierzamy tu zostać? - Spytał, nim Jeff zszedł ze schodów. - To miejsce jest złe - stwierdził. Leżał na kanapie z głową skierowaną w stronę sufitu, ręką przysłaniając swoje puste oczodoły, jakby liczył, że gdy ją zabierze, zmysł wzroku powróci.

   Killer tymczasem totalnie zignorował uwagę przyjaciela, jakby w ogóle jej nie usłyszał. Ale usłyszał, był po prostu... Zmęczony. Tak, to dobre określenie. Był zmęczony. Pomacał bluzę, sprawdzając czy już wyschła. Niestety kaptur i dół wciąż były morke.  Zaburczało mu w brzuchu; był niesamowicie głodny.

   - Jeff słuchaj - podniósł się tak, aby usiąść na sofie - tu nie jest bezpiecznie. - Znów próbował podjąć rozmowę z Woodsem. - Jeśli nas szukają, to prędzej czy później pojawią się i tutaj. Musimy się zmywać i zna-

   - Znaleźć co do kurwy? - Warknął, odwracając się do niego i posyłając mu wściekłe spojrzenie. - Jak ci kurwa nie pasuje to zamknij mordę i wypierdalaj.

   - Przecież cię tu nie zostawię - odparł; dla niego była to rzecz oczywista, zbyt wiele zawdzięczał temu popaprańcowi. - Ale mówię poważnie, znikajmy stąd.

   - I gdzie pójdziesz? - Zapytał dość ostro. - Masz jakiś plan geniuszu? Ja tu zostaję. Ty możesz iść, mam to gdzieś - dorzucił, po czym wyszedł, trzaskając drzwiami. Jack jedynie westchnął cicho; nie przypuszczał, że aż tak się wścieknie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że dwudziestoczterolatek ma huśtawki nastrojów, że potrafi zmienić swoje zachowanie w ułamku sekundy, ale mimo tego nie sądził, by propozycja znalezienia bezpieczniejszego schronienia wywoła u niego taką reakcję. To wszystko bardzo źle się zapowiada - skwitował w myślach, kładąc się na boku. Jeśli już musiał tu siedzieć to wolał przespać cały dzień.

   Szedł szybkim krokiem, czując się w pewien sposób nagi. Nie miał na sobie swojej ukochanej bluzy, a jedynie czarny t-shirt, który trochę za bardzo opinał jego brzuch. Był wściekły, nie doszukiwał się powodów, ani tym bardziej o tym nie myślał, po prostu odczuwał niewyobrażalny gniew i wiedział, że w jakiś sposób musi go  odreagować. I tym razem nie chodziło o zabicie kolejnej niewinnej osoby, o nie. Jeff The Killer zapragnął poczuć ból fizyczny, najlepiej tak silny, żeby łzy same cisnęły mu się do oczu. Minął przystanek, który kiedyś odegrał ważną rolę w jego życiu i skierował się do niewielkiego lasku. Gdy uznał, że jest już wystarczająco daleko od drogi i gdy już znalazł odpowiednie drzewo - wymierzył cios. Syknął z bólu, ale mimo to uderzył kolejny raz, tą samą ręką. Zaczął walić w korę biednej rośliny obiema rękami tak mocno, że z dłoni poczęła spływać krew, która bardzo wyraźnie kontrastowała z jego jasną skórą. Złapał kilka głębszych oddechów i z całej siły kopnął świerk, ten tylko zatrząsł się delikatnie. Z ust mordercy wydobył się krzyk, a następnie donośne "kurwa" oraz "ja pierdole". Od jego wrzasków aż ptaki się zerwały. Było wcześnie, dochodziła szósta rano.

૪૪૪

   Zatrzymał się przed przystankiem i spojrzał na to miejsce z niekrytą pogardą. Sięgnął po dość spory kamień leżący gdzieś na boku w trawie i cisnął nim w przeszkloną ściankę. Nie obchodziło go, czy ktoś patrzy, czy nie, ucieknie gdy zajdzie taka potrzeba. Na przezroczystej tafli pojawiła się jedynie sporych rozmiarów pajęczyna. Jeffrey warknął pod nosem, a potem pięścią uderzył w środek pęknięcia i szyba rozbiła się na małe kawałeczki. Chciałby móc teraz naciągnąć kaptur na głowę, a zakrwawione ręce włożyć to obszernej kieszeni. Interesujące, że tak drobne rzeczy jak ulubione ubranie, są tak istotne dla człowieka.

   Podczas gdy Woods rozładowywał swoją złość, Jack starał się zasnąć. Przewracał się z boku na bok, szukając wygodnej pozycji. W końcu zrezygnowany usiadł, wzdychając głośno; chyba zaczynała go boleć głowa. Siedział ze spuszczoną głową, jakby wpatrując się w brudne panele i wtedy naszła go pewna myśl. Gwałtownie podniósł się z sofy i powędrował w górę schodów, ledwie muskając poręcz smukłymi palcami. Na piętrze było ciemniej - choć on nie mógł tego stwierdzić - niż na dole i  dużo bardziej brudno. Dwudziestopięciolatek aż zaczął kichać od nadmiaru kurzu. Próbując opanować nagły atak "kataru", szukał czegoś interesującego i zastanawiał się, czy ktoś tu mieszkał po tym, co się wydarzyło.

Blind SmileOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz