*harry
- Mam nadzieję, że tym razem to będzie właściwy numer, Lou. - powiedziałem szorstko.
- Haz, stary... wyluzuj, nie było ich aż tyle. - próbował oponować.
- Dwanaście. - rzuciłem szybko - Myślałem, że jesteś dobry w tego typu sprawach. Całe trzy minuty zajęło ci znalezienie adresu i numeru telefonu tamtej dziewczyny.
Nie mogłem powstrzymać śmiechu, kiedy Louis nic nie odpowiedział.
- No wiesz, tej z dużymi...
- Wiem, wiem. - przerwał mi opryskliwie. - I myślałem, że oboje przystaliśmy na to, że więcej nie będziemy wspominać o tym incydencie.
Wszedłem jeszcze raz do swojej sypialni, wciąż przyciskając telefon do ucha. W wolnej ręce trzymałem kubek z gorącą herbatą. Pociągnąłem mały łyk parującego płynu i spojrzałem na piękność śpiącą w moim łóżku. Pościel była kompletnie zaplątana w jej drobne ciało.
- Mam. - rzucił Louis.
Podyktował mi rząd cyfr, który skrupulatnie spisałem na karteczce.
- Jesteś pewien?
Na prawdę nie miałam ochoty na kolejną nieudaną rozmowę telefoniczną.
- Taaa... W bazie danych zapisane jest "Styles". - zamilkł na chwilę - Haz, nie wiem jak mi się odwdzięczysz... Jeśli złapią mnie jak włamuję się do...
- Stary, wyluzuj. - przerwałem mu używając tego samego tonu, którym on mówił do mnie wcześniej. - Obaj wiemy, że już to wcześniej robiłeś i prawdopodobnie zrobisz znowu.
- To nie ma nic do rzeczy. - odciął się szybko, ale wyczułem w jego głosie rozbawienie.
Postawiłem kubek z herbatą na nocnej szafce, rzuciłem jeszcze raz okiem czy z Bo wszystko w porządku i ruszyłem do kuchni. Bardzo się denerwowałem. Louis zdał sobie z tego sprawę, kiedy głośno przełknąłem ślinę.
- Harry, powodzenia. - powiedział ciszej poważniejszym tonem.
- Dzięki, Lou.
Rozłączyłem się i zawiesiłem wzrok na małej karteczce na której zapisane były cyfry. Przeczesałem palcami moje potargane loki, po czym potarłem wnętrzem dłoni moją twarz. Wszystko czego się bałem kotłowało się teraz w mojej głowie. Odrzucenie, to że moja rodzina nie będzie mnie chciała. Tego bałem się najbardziej. Chyba trochę odsunąłem wszystkie wątpliwości od siebie, bo nagle mała część mnie zaczęła mieć nadzieję, że może cieszyliby się gdybym wrócił. Może to nie był przypadek...
Moje serce zaczęło bić mocniej, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że to może być ostatni raz, gdy będę z nimi rozmawiał. Odpędziłem od siebie te myśli. Wystukałem zapisany wcześniej numer na telefonie biorąc głęboki oddech.***
(Jess)
Czekałam na mamę, aż wróci ze sklepu. Poszła kupić herbatę, czy coś w tym stylu. Szwendałam się bez celu po salonie. Zawsze utrzymywała dom w nienagannej czystości. Pamiętam jak upominała Harry'ego żeby sprzątał po sobie brudne skarpetki, co spotykało się z jego marudzeniem. Uśmiechnęłam się słabo, gdy mój wzrok powędrował na zdjęcie, od zawsze stojące na małym stoliku w kącie pokoju. Przedstawiało mnie i Harry'ego. Jego loki były całkiem potargane, bo właśnie przed chwilą wyrwał się z mojego uścisku. Szczerzył się do aparatu, gdy moja mama robiła zdjęcie.
Często zastanawiałam się gdzie on teraz jest, co robi, czy za nami tęskni. Minęły cztery lata od kiedy widziałyśmy go ostatni raz. Cztery lata, od kiedy odszedł. Mój mały braciszek, miał tylko szesnaście lat, kiedy pobił mojego ówczesnego chłopaka. Potrząsnęłam głową starając się pozbyć przerażających wspomnień. Byłyśmy w szoku. Musiał dorosnąć szybciej, przejmując rolę jedynego mężczyzny w domu. Musiałam doświadczyć jak Harry katuje go prawie na śmierć, żeby zdać sobie sprawę z jak okrutnym i odpychającym człowiekiem się spotykałam. Ale było za późno. Harry odszedł tego samego wieczora.
Rozpaczliwie starałyśmy się go znaleźć, ale jakby zapadł się pod ziemię. Podskoczyłam kiedy zadzwonił telefon. Otarłam wierzchem dłoni łzy, które bezwiednie spływały z mojego policzka. Odchrząknęłam cicho, zanim nacisnęłam zieloną słuchawkę.
CZYTASZ
Drań też może kochać !
RomanceBo jest prześladowana przez ekstremalnie przystojnego, ale przerażającego faceta, który śledził ją w drodze do domu, widział w samej bieliźnie, potem nagle następnego ranka zjawił się w jej kuchni i teraz są, jakby najlepszymi przyjaciółmi z jej mam...