4 miesiące po morderstwie, 18 września, godzina 11:12
Byłem zirytowany, ale to mało powiedziane. Byłem po prostu wściekły. Musiałem wyrwać się z pracy, bo na Erena nie można w żaden sposób liczyć. Jak można zachowywać się tak głupio i nieodpowiedzialnie? Kiedy podjechałem pod punkt docelowy wyszedłem z samochodu i trzasnąłem drzwiami. Ruszyłem ku budynkowi, a jakiś chłopaczek mnie przywitał.
- Dzień dobry, czy pan Ackermann?
- Ta.
- Poproszę za mną.
I poszedłem. Dzieciak chyba był na praktykach. Poprowadził mnie przez podwórko zakładu, wskazał jakieś tylne drzwi, przeprosił i zwiał. Nie przejmując się pukaniem wszedłem do środka. Od razu natrafiłem na starszego faceta w okularach. Tak, to zdecydowanie był szef Erena.
- Gdzie on jest? - zapytałem, a mężczyzna wskazał mi otwarte drzwi do jakiegoś gabinetu. Jaeger leżał jak trup, głowę mając opartą na jakimś biurku. Jego ręce bezwładnie zwisały w dół, a z jego ust wydobywało się ciche pochrapywanie. - Cudownie, kurewsko cudownie.
- Eren to dobry chłopak - zauważył szef. - Sumienny, pracowity... no ale definitywnie ma problem po śmierci żony.
- Mogę panu obiecać, że jeszcze dzisiaj będzie siedział na spotkaniu anonimowych alkoholików. Mam na głowie o wiele ważniejsze sprawy, niż zajmowanie się tym nieodpowiedzialnym bachorem, więc zamierzam mu to wybić z głowy. Oczywiście też przepraszam pana za niego.
Staruszek kiwnął głową, jednak jego mina nie wyrażała niczego dobrego. Miałem tylko nadzieję, że go nie zwolni. Podszedłem do Erena i złapałem go za włosy, po czym uniosłem. Jęknął z bólu kilka razy.
- Wstawaj i do samochodu - warknąłem, jednak on zupełnie się mną nie przejął. - Nie zamierzam cię nosić, więc wstawaj, Eren, do jasnej kurwy.
Wtedy coś mu zaświtało i otworzył oczy. Zerknął na mnie zamglonym wzrokiem i stwierdził tylko:
- Bę-dę wymio-o-hotwał.
Przewidziałem to, więc wyjąłem z kieszeni torebkę foliową. Wypuściłem z uścisku włosy chłopaka, a jego głowa na to bezwładnie opadła na biurko. Znów zajęczał, a kiedy zdołał się sam podnieść trzymał się za krwawiący nos. Wyrwał mi reklamówkę z rąk i zrobił, co miał zrobić.
- Jesteś obrzydliwy.
Nawet nie wiem czy mnie usłyszał. Zerknąłem w stronę, gdzie wcześniej stał szef, jednak teraz już go nie było. Może miał coś do załatwienia, a może po prostu nie chciał patrzeć na rzygającego chłopaka - nie wiem. Od dźwięków, które wydawał Eren zaczynało mnie skręcać. Ja rozumiem naprawdę wiele, jednak jak można się aż tak napierdolić w pracy?
Wreszcie Jaeger skończył. Przeniosłem na niego spojrzenie i dostrzegłem łzy płynące z jego oczu. To też przewidziałem, więc podałem mu chusteczkę. Był w tym momencie kupą obrzydlistwa.
- Skończyłeś?
- Mhm - burknął i podparł się o biurko, by wstać. Zachwiało go i gdybym nie złapał jego ramienia to poleciałby przez mebel na drugą stronę.
Zabrałem z jego ręki torbę z zawartością jego żołądka i mocnym szarpnięciem pokierowałem go w stronę wyjścia.
- E sie sien-nyy...?
- Lepiej się zamknij, tak będzie dla ciebie najlepiej.
Wyszliśmy z budynku, a ja ruszyłem w stronę swojego samochodu. Wciąż trzymałem Erena, co rusz się potykał, raz prawie przewrócił. Trudno mu było za mną nadążyć, jednak nie chciałem spędzić tutaj ani jednej minuty bezsensownie.
CZYTASZ
Obietnica ✓ | riren/eremika
Mystery / Thriller„- Sam w sobie wszystkim i końcem wszystkiego - szepnął, unosząc swój pusty wzrok na trumnę. Jednak od razu tego pożałował i ponownie wbił go w ziemię. - Makbet? - zapytałem retorycznie. - Wszak aniołowie jaśnieć nie przestają,/Choć najjaśniejszy z...